Zorganizowana grupa nękająca sędziów

Eliza Michalik
publicystka
W ministerstwie sprawiedliwości działał zorganizowany system dręczenia i niszczenia ludzi. I tak należy go nazywać, a nie "farmą trolli” czy "hejtem”, ponieważ używanie tych określeń umniejsza rangę tego, co zrobiono sędziom. To nie jest żaden "hejt”, tylko olbrzymia afera na szczytach władzy.
Afera Piebiaka to tak naprawdę "afera na szczytach władzy" Fot. Sławomir Kamiński / AG
Pytanie, jak skutecznie i szeroko działał system. Czy wiedział o nim, a może zlecił go minister sprawiedliwości? Czy wiedział o nim premier i szef PiS, Jarosław Kaczyński? I najważniejsze z pytań: czy to jednostkowy przypadek, czy po prostu sposób w jaki PiS radzi sobie z krytykami i przeciwnikami politycznymi?

Jedno jest pewno: bez względu na to, czy Zbigniew Ziobro wiedział o sprawie, zlecił ją, a może wszystko działo się poza nim, powinien zostać zdymisjonowany. Jest ministrem sprawiedliwości i ma obowiązek wiedzieć, co dzieje się w jego resorcie. Jeśli nie wiedział, jest niekompetentny i nieudolny, jeśli wiedział, być może jest przestępcą, a na pewno nadużył uprawnień ( o co zresztą był już w swojej karierze oskarżony). W obu przypadkach dyscyplinarne zwolnienie go z pracy jest prostą koniecznością.


Dymisja Ziobry jest niezbędna także z innej przyczyny: jego obecność w ministerstwie blokuje możliwość rzetelnego wyjaśnienia tej afery, ponieważ jako prokurator generalny musiałby nadzorować śledztwo we własnej sprawie, co w państwie prawa jest złamaniem wszelkich norm i jest kompletnie nie do pomyślenia.

Jeśli Ziobro pozostanie na stanowisku oznacza to, że wymiar sprawiedliwości jest kompletną farsą. Grupa "Kasta” nękająca sędziów krytykujących upolitycznienie sądów przez PiS i Ziobrę, opisana przez portal Onet, została założona długo przed tą sprawą, co rodzi szereg pytań. Jednym z ważniejszych jest to, czy nękano lub zamierzano nękać jeszcze kogoś? Czy na celowniku byli niewygodni dziennikarze, profesorowie, prawnicy lub przedstawiciele innych grup zawodowych i społecznych krytykujących poczynania rządu?

Przypominam, że nękającymi nie byli wyłącznie szeregowi pracownicy ministerstwa, ale także, oprócz wiceministra sprawiedliwości, sędzia Jakub Iwaniec, rzecznicy dyscyplinarni, prezesi sądów i członkowie powołanej przez PiS neo- KRS.

Szybkość i nerwowość reakcji na tę sprawę najwyższych władz państwowych, brak dementi i błyskawiczna dymisja wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka, która w ocenie premiera Morawieckiego „kończy sprawę” daje do myślenia.

Bo każdy rozsądny człowiek rozumie, że dymisja Piebiaka, przeprowadzona zresztą w kuriozalny sposób (wygłosił aroganckie oświadczenie z którego wynika, że nic złego się nie stało, a on ustępuje, żeby nie szkodzić PiS – owskim reformom) w normalnych warunkach nie powinna być dla szefa rządu końcem, a przeciwnie - początkiem wyjaśniania tej sprawy.

Do wyjaśnienia jest bowiem całe mnóstwo rzeczy, pytań, które musi postawić sobie każdy rzetelny śledczy i odpowiedzialny polityk. Polska opinia publiczna musi dowiedzieć się, dla własnego bezpieczeństwa i spokoju, ilu pracowników ministerstwa było w grupie nękającej sędziów? Kto ich do tego zadania zwerbował? Kto był zleceniodawcą, pomysłodawcą i mózgiem tej operacji? Komu przyniosła korzyść? Ile i kto im płacił za oczernianie, niszczenie, pomawianie i wyśmiewane sędziów? Z czyich pieniędzy? Od kiedy? Czy Piebiak i inni sędziowie winni nękania, powinni ponieść odpowiedzialność karną? Czy działali samodzielnie, w oderwaniu od przełożonych? Czy też minister, premier lub prezes PiS, byli zamieszani w tę sprawę? Czy to jednostkowy przypadek, czy praktyki usankcjonowane przez PiS? Systemowy i zorganizowany sposób na pozbywanie się krytyków? Jaką gwarancję mają obywatele, inne grupy społeczne i zawodowe krytyczne wobec władzy że nie spotka ich to samo? Jakie środki rząd zamierza przedsięwziąć, po dokładnym wyjaśnieniu tej afery, żeby podobne sytuacje się nie powtarzały? Kto będzie winny (przypominam, że nękającym ujawniono prywatne adresy sędziów) jeśli jakiemuś sędziemu lub członkowi jego rodziny stanie się krzywda?

Jest tak wiele, tak bardzo ważnych pytań w tej sprawie i tak wiele kwestii, które muszą zostać wyjaśnione do końca i ujawnione opinii publicznej, że tylko ktoś o bardzo złej woli, lub ktoś, kto ma coś do ukrycia, może mówić, że dymisja Piebiaka kończy sprawę. A ponieważ tym kimś jest premier i ponieważ minister sprawiedliwości, choćby z racji zajmowanego stanowiska odpowiedzialny za tę niewyobrażalną aferę, pozostaje na stanowisku, sytuacja jest coraz bardziej niepokojąca.

Zauważcie też państwo, że mimo burzy medialnej, głosu w sprawie nie zabrał Jarosław Kaczyński. Nie obchodzi go, że jego ludzie, jego nominaci firmują dręczenie sędziów i niszczenie ludzi? A może w grę wchodzą inne powody?

Jest w tej sprawie zbyt wiele pytań, na które odpowiedzi wydają się nie interesować tych, którzy teoretycznie powinni być nimi zainteresowani najbardziej.