Poprosiłem w redakcji o jakiś fajny samochód na wakacyjny weekendowy wypad. Dostałem prawdziwego potwora, który wyzwala w człowieku wszystkie ciemne moce. Całość została opakowana w piękne, czerwono-czarne, blaszane pudełko.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Włoscy producenci używają pięknych nazw na określenie produkowanych przez siebie samochodów. Były Ferrari Testarossa i Lamborghini Countach, teraz jest Alfa Romeo Giulietta. I choć mało kto wie, co te słowa oznaczają, to jest w nich jakaś magia. Niemcy poszli inną ścieżką i stosują proste oznaczenia. I tak dla przykładu mamy "Golfa" jako model, a potem to już tylko seria literek i cyferek, które dla laika niewiele znaczą. W oznaczeniu modelu Golf GTI TCR 2.0 TSI 213 kW/290 KM DSG7 magię wyczują tylko znawcy.
Albo ci, którzy zobaczą to auto na ulicy. Bo choć w nazwie ma "Golfa", to jednak jest jakieś inne. Ma drapieżne zderzaki z przodu i z tyłu, z boku też sprawia wrażenie bardziej agresywnego na niskoprofilowych oponach naciągniętych na ogromne, aluminiowe, czarne felgi. Całości dopełniają chromowane dwie końcówki rur wydechowych wystające spod zderzaka.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Powiem szczerze – od razu widać, że to nie jest zwykły samochód "dla ludu", jak zdawałaby się sugerować nazwa producenta – Volkswagen. Cena też nie jest niska, bo w konfiguratorze zaczyna się od 167 tysięcy złotych, a górna granica zależy od naszej fantazji i liczby dodatków. Testowany egzemplarz kosztował grubo ponad 200 tysięcy.
Dużo? Zależy jak liczyć. Biorąc pod uwagę, że pod maską inżynierom udało się zamknąć stado 290 koni mechanicznych, to wychodzi na to, że każdego z nich wyceniono poniżej tysiąca złotych. A to nie są jakieś chabety leniwie gryzące trawę na pastwisku. To tabun ognistych rumaków, które ochoczo biegną do przodu. Co ciekawe, auto nie ma elektronicznie ograniczonej prędkości do 250 km/h, więc śmiało można jeździć szybciej, o ile oczywiście znajdziemy do tego odpowiednią drogę.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Przyśpieszenie od "zera" do "setki"? Lepiej byłoby podać do 200 km/h, bo tę jedynkę z przodu naprawdę łatwo przeoczyć. Auto do 100 km/h rozpędza się w troszkę ponad 5 sekund – dokładnie 5,6 sekundy. Marzenie każdego chłopaka w latach 80. – wspomniane już Lamborghini Countach – potrzebowało tyle samo czasu. Przyspieszenie wciska w fotel i nawet nie trzeba odrywać rąk od kierownicy, bo samochód ma w standardowym wyposażeniu automatyczną skrzynię biegów DSG7. Jak ktoś nie ufa elektronice, może sam zmieniać przełożenia za pomocą manetek przy kierownicy. Próbowałem, działały. Ale skrzynia DSG radzi sobie na tyle dobrze, że szybko zapomniałem o tej możliwości.
Na trasie podczas spokojnej jazdy wyśmienicie sprawdza się normalny tryb pracy skrzyni biegów. Przełożenia są dość długie, ale Golf bynajmniej nie staje się zawalidrogą. W trybie sportowym silnik kręci się zauważalnie wyżej, inny też jest dźwięk wydobywający się z tłumika. Fabrycznie przygotowany został jeszcze tryb "Eco", ale jakoś trudno mi wyobrazić sobie, by ktoś ustawiał taki w – bądź co bądź – sportowym samochodzie.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Układ kierowniczy pracuje po prostu wyśmienicie. Jest precyzyjny i dobrze "czuć drogę". Jeśli jednak chcemy często zmieniać pasy na autostradzie, zalecam jedno z dwóch rozwiązań. Albo na co najmniej sekundę przed manewrem zgłosić chęć jego wykonania poprzez włączenie kierunkowskazu, albo wyłączyć system lane assist. Jeśli tego nie zrobimy, system utrzymywania auta "na ścieżce" staje się agresywny. Wyraźnie czuć opór na kierownicy przy zmianie pasa ruchu. Przy większych prędkościach wyprzedzanie staje się mało komfortowe.
A jeśli już jesteśmy przy komforcie, to fotele są po prostu genialne, ze świetnym trzymaniem bocznym i sporym zakresem regulacji. Co jednak nie oznacza, że Golf płynie po jezdni niczym amerykańska limuzyna, nic z tych rzeczy. W tym modelu będziemy czuć każdą dziurę, kamień czy nierówność. Niestety, coś za coś – albo sportowe osiągi i sztywne zawieszenie, albo komfort i auto "przelewające się" na zakrętach. Na autostradach to nie przeszkadza. Na dziurawych mazurskich i nadmorskich drogach pasażerowie zaczynali marudzić.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Bo Golf, choć ma pod maską 290 koni, wciąż pozostaje rodzinnym kompaktem. Można do bagażnika zapakować bagaże dla dwóch nastolatek i wywieźć je przez pół Polski na wakacyjny kilkutygodniowy obóz konny. Zmieszczą się i buty, i stroje, i palcaty, i toczki, i jeszcze wiele innych rzeczy. A jak się nie zmieszczą do bagażnika, to można złożyć część kanapy. Bez problemu może się do tego GTI TCR spakować rodzina na wakacje, po czym we względnym komforcie i całkiem szybko dojedzie na miejsce.
O ile oczywiście nie trafi na wyprzedzające się tiry, zatory, blokujących lewy pas "szeryfów" i inne przypadłości spotykane na polskich drogach. Ale nawet wówczas wystarczy tylko poczekać na dogodny moment i nacisnąć pedał gazu, a auto zostawi zawalidrogi daleko za sobą. Jeśli przed następną przeszkodą będzie trzeba zahamować, to system hamulcowy w tym Golfie jest klasą sam dla siebie. Wystarczy musnąć pedał hamulca, żeby auto zaczęło skutecznie wytracać prędkość.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Co ciekawe, samochód zadowala się umiarkowaną ilością benzyny. Podczas drogi nad Bałtyk średnie spalanie wyniosło około 9 litrów na 100 kilometrów. W Warszawie już ten wynik ciężko było utrzymać, ale na łącznym dystansie ponad tysiąca kilometrów spalanie wyniosło 9,7 litrów. Całkiem nieźle biorąc pod uwagę potencjał kryjący się pod maską.
Trudno jednak liczyć na to, że będziemy tym Golfem jeździć niczym tajemniczy Don Pedro z Krainy Deszczowców, rozpływając się w tłumie samochodów w ruchu ulicznym. Nic z tych rzeczy. Sąsiedzi już pierwszego dnia zobaczyli, że jakieś cudo stoi na parkingu, a na ulicach Warszawy wyraźnie było widać, że wiele osób (głównie mężczyzn) odwracało za TCR głowy.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Zawsze przy okazji testów zadaję sobie też pytanie, czy kupiłbym to czy inne auto. W przypadku Golfa GTI TCR nie mam jednoznacznej odpowiedzi. Jeździ się tym świetnie i szybko bez konieczności tankowania co kilka kilometrów. To niewątpliwe plusy tego auta. Komfort jazdy po gorszych drogach nie jest najwyższy. Problemem jednak jest co innego. Wydaje mi się, że auto ma aż za duży potencjał jak na polskie drogi. Powszechnie wiadomo, że "czerwone są najszybsze". Ale odwrotnie można powiedzieć, że testowany czerwony Golf najszybciej utykał w korkach. Na szczęście między jednym zatorem a następnym dawał mnóstwo frajdy z jazdy.