Walczy o to, by jej córka nie musiała przeczekiwać katechezy w szkole. "To jej czas wolny"

Anna Dryjańska
Zaczął się nowy rok szkolny, a wraz z nim nieobowiązkowa katecheza w środku lekcji. – To czas wolny mojej córki. Dlaczego ma go spędzać w szkole? – mówi naTemat Genowefa, mieszkająca we Wrocławiu mama 9-letniej uczennicy. W piśmie do dyrektora placówki domaga się, by religia odbywała się przed lub po lekcjach.
W wielu szkołach nauka jest przetykana zajęciami religijnymi. Uczniowie, którzy nie biorą udziału w katechezie, mają wtedy okienko". fot. Mateusz Baj / Agencja Gazeta
Anna Dryjańska: Chciałabym panią zapytać...

Genowefa Poryczko*: Dziękuję za zainteresowanie, ale nie wiem, czy mam coś interesującego do powiedzenia. Jestem zwykłą mamą.

* nick z Twittera, prawdziwa tożsamość znana redakcji
Właśnie dlatego chcę z panią porozmawiać. Zaciekawił mnie pani tweet, w którym napisała pani, że dyrektor szkoły bez podania przyczyny odmówił umieszczenia katechezy przed lekcjami. Może pani opowiedzieć coś więcej o tej sytuacji?


Mam 9-letnią córkę i 14-letniego syna. Moje dzieci nie chodzą na religię. Wychowujemy je z mężem zgodnie z naszymi wartościami – można je w skrócie nazwać racjonalizmem. Właśnie okazało się, że nasza córka, która zaczęła czwartą klasę, ma co tydzień spędzać w szkole godzinę więcej, bo w środku planu umieszczono nieobowiązkową religię.


Jak to wygląda w przypadku pani syna?

U niego na szczęście katecheza nie koliduje z lekcjami, jest przed lub po nauce.

Spojrzała pani na plan zajęć córki i...?

I stwierdziłam, że tak być nie może. Postanowiłam, że przy najbliższej okazji poproszę dyrektora o zmianę planu tak, by religia była przed lub po lekcjach. Moja córka i kilkoro innych dzieci nie chodzą na katechezę. To jej czas wolny. Dlaczego ma go spędzać w szkole?

Gdy spotkałam się z dyrektorem, poprosiłam by zmienił plan. Podpowiedziałam, że katecheza może zaczynać się o 7:00 rano, wtedy dzieci nie musiałyby tracić czasu. Odpowiedział, że nie ma mowy.

Dlaczego?

Nie podał żadnego powodu, choć dopytywałam. Nie, bo nie. Dodał tylko, że ma inne priorytety.

Co było potem?

Razem z koleżanką, która jest mamą innego dziecka z tej samej klasy, złożyłyśmy w czwartek pismo do dyrekcji, by formalnie domagać się takiego ułożenia planu lekcji, by dzieciaki nie musiały przesiadywać na korytarzu lub w świetlicy.

Dlaczego zdecydowałyście się panie na drogę formalną?

Bo na pismo trudniej będzie odpowiedzieć "nie, bo nie". Poza tym będzie ślad w papierach i podstawa do ewentualnych dalszych działań. Jak się załatwia takie rzeczy rozmową, to potem może się nagle okazać, że jej nie było.

Skąd panie wiedziałyście, co napisać w piśmie?

Koleżanka skorzystała z gotowego wzoru umieszczonego na stronie Fundacji Wolność od Religii, ja z kolei napisałam pismo bardziej osobiste.

Trzeba umieścić datę, adresata pisma, autora, informację czego się domagamy i uzasadnienie. To żadna filozofia. A co jeśli okaże się, że dyrektor mimo to nie zgodzi się na zmianę planu lekcji?

Jakby co odezwę się do fundacji i zobaczymy co dalej.

Chce się pani? To tylko jedna godzina w tygodniu.

Cztery godziny w miesiącu, 40 godzin w roku szkolnym. Powtarzam: to czas wolny mojej córki, dlaczego ma być zmuszona do spędzania go w szkole, gdy inne dzieci się modlą?

Przecież to bez sensu, by po pięciu godzinach nauki przeczekiwała katechezę, a potem miała ostatnią lekcję. Czas dziecka też jest cenny. To byłoby męczące dla dorosłego, a co dopiero dla 9-letniej dziewczynki.

To pierwszy raz, gdy zwróciła się pani do dyrektora, by nie mieszał katechezy z lekcjami?

Nie, w poprzednich latach też z nim o tym rozmawiałam, ale teraz pluję sobie w brodę, że od razu nie załatwiałam tego na piśmie.

Wtedy jednak szkoła nie była przepełniona przez podwójny rocznik, a córka chodziła na świetlicę, więc przeszliśmy nad katechezą w środku lekcji do porządku dziennego. Tym razem będzie inaczej.

Ludzie nie mówią pani, że lepiej dać spokój? Nie radzą, by posłać córkę na katechezę i nie robić problemów?

Słyszałam to już dobrych kilka razy, ale zdania nie zmienię. Pytam wtedy taką osobę, czy chciałaby, by jej dziecko przez godzinę w tygodniu musiało słuchać w szkole, że boga nie ma, a jego rodzice są idiotami, że w niego wierzą.

Ostre postawienie sprawy.

Symetryczne. Tak samo lub gorzej mówi się o nas, ateistach lub inaczej wierzących, na szkolnej katechezie. Gdy użyję tego argumentu, nie ma więcej pytań.