Zastanawiasz się, dlaczego poparcie dla PiS jest nie do ruszenia? Oto powody

Jacek Liberski
bloger i autor powieści; polityk hobbysta
Rządy populistów, wracające zawsze po rządach liberalnych, są jak korekta kursów akcji na giełdzie. Co jakiś czas ta korekta jest niezbędna, aby pokazać prawdziwą twarz populizmu z jednej strony oraz z drugiej - by obóz liberalny zrozumiał, gdzie popełnił błędy. Jest to kosztowne, owszem, ale być może społeczeństwa muszą takie koszty ponieść, wszak nauka kosztuje. Nikt też nie mówił, że będzie łatwo.
Powody wysokiego poparcia dla PiS wskazuje Jacek Liberski Fot. PiS / Facebook
Liberalizm kontra populizm
Liberalizm, czy szerzej – liberalna demokracja ze swymi aksjomatami, czyli wolnością, wolnym rynkiem i własnością prywatną jako źródłem majątku osobistego, będącego miarą własnego sukcesu, nigdy nie był łatwy dla większości społeczeństwa, zwłaszcza dla społeczeństw wychodzących z przekleństwa komunizmu. Liberalizm ze swoją adoracją prywatnej inicjatywy od zawsze przegrywał i przegrywa nadal ze światopoglądem "bo nam się należy”.

Lenistwo to w końcu podstawowa cecha ludzka, z której wynika z kolei dogmat populizmu o ukochanym ojcu narodu, który wie lepiej, czego nam potrzeba. Ów dobry wujcio to nie jest tylko cecha społeczeństwa polskiego, nie bądźmy dla siebie zbyt surowi, niemal każde państwo miało lub aktualnie ma modelowego ojca narodu. Liberalizm przegrywa też z populizmem przez swoje cykle koniunkturalne, które są immanentną cechą wolnego rynku. Niezbędne dla świata kryzysy (naturalna selekcja, będąca podstawą życia na Ziemi) są umiejętnie wykorzystywane przez populistów. Rzecz w tym, że sprawcami owych kryzysów są populiści właśnie, ale przecież wyznawcy populizmu nie chcą o tym słyszeć. To, że rządy liberałów przypadają najczęściej na czasy gorszej koniunktury, wynika właśnie z wprowadzania niezbędnych terapii szokowych, które są jedynym możliwym lekarstwem na cały ten populistyczny syf. To, że rządy liberałów leczą gospodarkę świata i przygotowują podwaliny pod kolejnych populistów, jest oczywistością.


Krótka pamięć wyborców
Nie inaczej jest w Polsce. Nikt już nie pamięta przecież, że za poprzednich rządów świat zmagał się z największym od lat kryzysem i że dzięki poprzednikom przez cały czas tego kryzysu PKB Polski nie spadł poniżej zera, jak to miało miejsce w bodaj każdym europejskim państwie. Skoro wyborcy w przeważającej masie tego nie pamiętają, to znaczy, że nie mogło być aż tak źle, a poprzednie rządy musiały być jednak profesjonalne, inaczej elektorat pamiętałby o tym kryzysie, jak większość obywateli Europy w swoich państwach.

Na tym między innymi polega ten cały paradoks polskiej polityki. Nie sztuką jest administrować zasobami podczas koniunktury i je ordynarnie rozdawać, sztuką jest rządzić, gdy dochody państwa maleją, bo hamuje gospodarka. Przecież faktyczną jakość obecnych rządów można będzie ocenić tylko wówczas, gdy przyjdzie im się zmierzyć choćby tylko ze spowolnieniem gospodarczym, bo powtórki takiego kryzysu jaki był w latach 2008-2014 nie życzę światu w ogóle. Musimy mieć jednak świadomość, że to spowolnienie nadejdzie, bo nadejść musi. Jeśli obecny rząd szczyci się wzrostem PKB na poziomie 4-5 proc. w dobie gospodarczej hossy (poprzednicy notowali wzrost ponad 5 proc. w czasie bessy), to nie trzeba być ekonomistą, aby być pewnym, że gdy nadejdzie spowolnienie przy obecnej polityce obozu władzy czeka nas spory problem.

Co wtedy zrobi podkreślająca swą wiarygodność władza? Obetnie wydatki socjalne czy zacznie drukować pieniądze? Ograniczenia socjalu wiadomo, jak się dla nich skończą, więc raczej można być pewnym, że wybiorą dodruk?

Nie, nie jestem dogmatycznym liberałem, dostrzegam pewne niezbędne powinności państwa wobec obywateli, ale jednak w podstawowych liberalnych ramach, jakimi są wolny rynek, uszanowanie prywatnej własności, a nade wszystko wolność jednostki. I nikt, ani nic nie jest mnie w stanie przekonać do żadnych alternatywnych pomysłów, z założenia po prostu błędnych lub najbardziej delikatnie mówiąc złudnych.

Szukając odpowiedzi na pytanie, dlaczego poparcie dla PiS jest nie do wzruszenia, kilka oczywistych prawd trzeba wziąć pod uwagę, a mianowicie:

Dobry czas do administrowania
Porównywanie dwóch diametralnie różniących się okresów gospodarczych jest oczywiście z założenia błędem. Nawet Kaczyński o tym wie, ale mimo to na każdym wyborczym wiecu Morawiecki dokładnie to robi, podkreślając rzecz jasna pozytywy płynące z dobrej koniunktury, jakby ta koniunktura zależała od tych rządów. To jest oczywiście prawda, tak, Polska notuje wyższe wpływy z podatków niż w poprzednim okresie, ale ile ma to wspólnego z uszczelnieniem systemu podatkowego a ile z oczywistymi zdarzeniami gospodarczymi, przecież nie dowiemy się za tych rządów, bo są to informacje skrzętnie ukrywane przed obywatelami, jak te dotyczące poparcia dla kandydatów do nowej KRS.

Jak już napisałem wcześniej – populiści mogą być populistami tylko dlatego, że wcześniej liberałowie swoją trudną dla ucha polityką przygotowują im do tego grunt.

Nieudolna polityka informacyjna Opozycji
Jednocześnie liberalizm ma zakorzeniony gdzieś głęboko problem związany z samochwaleniem się. Gdy spytałem jakiś czas temu Sławomira Neumanna podczas rozmowy w Klubie Swobodnej Myśli dlaczego wyborcy nie pamiętają ich ponad 20 programów społecznych wprowadzonych w latach 2008-2015 (i to mimo kryzysu), odpowiedział mi, że zarówno oni (politycy), jak i wyborcy uznali te wszystkie projekty za coś oczywistego i dlatego nikt o tym nie mówił. I żeby było śmieszniej, nadal nic nie mówią, mimo że od czterech lat wiadomo, że samochwalenie się jest niezbędne, aby pokonać PiS.

Konia z rzędem temu, kto pokaże mi jakikolwiek spot wyborczy w obecnej kampanii, którego treścią będą osiągnięcia poprzednich rządów. Niemoc Opozycji pod tym względem jest porażająca.

Miłe dla ucha nurty w ekonomii
Co jakiś czas pojawiają się nowi ekonomiczni szarlatani. Ostatnio objawił się kolejny guru wszelkiej maści socjalistów, Thomas Piketty, francuski ekonomista okrzyknięty już dawno nowym Marksem. Dla całej rzeszy jego zwolenników nieważne jest nawet to, że z części swoich teorii sam Piketty się już wycofał, nie mówiąc już o tym, że dokładne analizy jego dzieł wykazały, iż stosuje sfałszowane i naciągnięte dane, posiłkuje się niepełnymi danymi statystycznymi czy przeczy nawet dowodom empirycznym. To nie jest ważne, ważne jest to, że przeciwnicy liberalizmu znaleźli następne oparcie w swojej wojnie z wolnym rynkiem, prywatną własnością i wolnością gospodarczą.

Czy to przypadek, że teorie Piketty'ego można usłyszeć na wiecach wyborczych PiS?

Kościół zagłębiony w politykę
Bez Kościoła tak głęboko uwikłanego w politykę PiS nie miałby władzy. Ta oczywista zależność mierzona ponad 214 milionami złotych, jakie rząd przekazał do tej pory Rydzykowi na budowę jego imperium zmysłów (a przecież to nie wszystkie fundusze przekazane przez PiS Kościołowi), tworzy twardą jak skała bazę władzy. Kościół katolicki, szczególnie polski, ze swoim wstecznictwem, strachem przed koniecznymi zmianami, zaściankiem i uwielbieniem dla doczesnych dóbr materialnych (od wieków to samo), jest idealnym sprzymierzeńcem PiS. To hierarchowie Kościoła, ale też i zwykli księża w parafiach, wespół z PiS winni są wszystkim podziałom w polskim społeczeństwie. I żadnej nadziei na zmianę nie ma.

Populizm jest miły, liberalizm zły
Populizm jest fajny dla ucha. Daje proste rozwiązania trudnych spraw, szuka zawsze jakiegoś wroga (jakie to miłe mieć wroga) i bazuje na ludzkim irracjonalizmie. Liberalizm ze swymi trudnymi dla ucha prawdami jest fatalny, zły i trędowaty. Nikt nie chce słuchać jakiś nauk o tym, że nie można wydawać więcej niż się zarabia, że rozdawanie pieniędzy jest z gruntu szkodliwe, że nie da się administracyjnie ustalać zarobków ponad próg wzrostu gospodarczego i że najefektywniejsza jest własność prywatna. Dla większości Polaków są to prawdy, których słuchać nie chcą. Wolą słyszeć, że teraz dopiero jest dobrze, bo państwo robi co miesiąc przelew. Rząd kradnie, mówią, ale przynajmniej się z nami dzieli.

Poprawność polityczna prywatnych mediów kontra propaganda bez skrupułów
Nie da się pokonać PiS będąc poprawnym politycznie. Media prywatne w Polsce już dawno przegrały tę bitwę. Podczas gdy media prawicowe z główną tubą propagandową na czele nie mają żadnych skrupułów, sącząc jad w umysły ludzi każdego dnia, media prywatne (nazwijmy je liberalnymi) plączą się codziennie we własnych sieciach poprawności. Bartosz Węglarczyk, szef Onetu, podczas tegorocznych Igrzysk Wolności powiedział, że media nie mogą być od tego, aby czytelnikom, słuchaczom czy widzom wskazywać, co mają myśleć. Ta oczywista prawda, którą przez lata wkładali do głów młodym adeptom dziennikarstwa ówcześni guru tego zawodu w osobach Andrzeja Woyciechowskiego czy Stanisława Tyczyńskiego, dzisiaj wydaje się nie mieć już sensu.

PiS zredefiniował nam w zasadzie wszystkie znane dotąd pojęcia, w tym wszystko to, czym ma być dziennikarstwo. I wcale nie jestem przekonany o tym, że odbiorcy mediów, czyli w przeważającej części po prostu wyborcy, są zdolni sami odsiewać ziarno od plew. Analiza programu wyborczego PiS z zawartymi tam analizami i pomysłami jest tego najlepszym dowodem – PiS chce tu zbudować PRL bis, tylko bardziej biało-czerwony.

Czy da się dotrzeć do wyborców PiS?
Zatem odpowiedź na pytanie, jak to się stało, że po 30 latach budowy demokracji i wolnego rynku do władzy doszedł ktoś, kto "dopiero dwa dni temu dowiedział się, że istnieją urządzenia, dzięki którym można zobaczyć budowę człowieka wewnątrz" (panie prezesie, te urządzenia nazywają się fantomami i znane są od lat), leży w zrozumieniu, jak dotrzeć do irracjonalnych umysłów samemu będąc racjonalnym. Ten właśnie dysonans tworzy w Polsce idealne podglebie dla władzy PiS. Bez odpowiedzi na te pytania nic się nie zmieni.

Wygrana z PiS będzie jedynie zwykłym wishful thinking. Kluczem do wygranej jest znalezienie odpowiedzi na pytanie, jak racjonalny człowiek ma rozmawiać i jak ma traktować irracjonalizm, z którym styka się codziennie po drugiej stronie? Pobożne rady w rodzaju, że trzeba cierpliwie tłumaczyć, pokazywać fakty, dane, dowody empiryczne nic nie dadzą, bo tak można przekonać kogoś, kto, owszem, ma inne poglądy, ale jest racjonalny.

To jednak nie działa w przypadku wyborców PiS, bo tam zdecydowana większość nie myśli racjonalnie. Pozostali uczynili sobie ze swej irracjonalności świetny sposób na życie – tym bardziej nie są zainteresowani zmianą myślenia.

Kluczem jest to, jak racjonalny dziennikarz, publicysta ma pisać. Jak się ma zachowywać racjonalny wyborca? Co, wreszcie ma mówić racjonalny polityk irracjonalnemu wyborcy? Bez zrozumienia tych mechanizmów wygrana z PiS będzie bardzo trudna.