Nikt nie wierzył, gdy mówiły o Polkach, których nie stać na podpaski. Pokazały konkretną historię

Aneta Olender
Wiele osób nie dowierza w istnienie menstruacyjnego ubóstwa, z którym walczyć chcą inicjatorki "Akcji menstruacja". Jak to w ogóle możliwe, że kogoś nie stać na kupienie paczki podpasek za 3,5 zł? – Twierdzili, że kłamiemy, a osoby, które wpłacają pieniądze na naszą zbiórkę jeszcze się przekonają, że uciekniemy z całą kwotą – mówi w rozmowie z naTemat jedna z pomysłodawczyń projektu. Opowiada także o historiach, które pokazują, jak bardzo taka pomoc jest potrzebna.
Akcja menstruacja, którą wymyśliły ma pomóc kobietom, których nie stać na paczkę podpasek. Fot. archiwum prywatne
Mówiły o godności i o konieczności zapewnienia komfortu kobietom, które podczas okresu muszą borykać się z takimi dylematami jak: podpaski czy jedzenie? Cztery kobiety, które stworzyły akcję, chciały też, aby miesiączka przestała być tematem tabu.

Niestety żyjemy w czasach, w których środki higieniczne stały się luksusem, a my nieświadomi wagi problemu nie zdajemy sobie sprawy z tego, że setki kobiet chciałyby mieć dostęp do środków menstruacyjnych. Dlatego startujemy z naszą #Akcją i zamierzamy rozpocząć walkę z menstruacyjnym ubóstwem w Polsce

Uruchomiły internetową zrzutkę i zorganizowały zbiórkę tamponów i podpasek. Cel osiągnęły. W rozmowie z naTemat Magdalena Demczak mówiła, że istnienie problemu, o którym mówią, je także szokuje. Jednak z taką rzeczywistością zderzają się choćby kobiety bezdomne, podopieczne domów dziecka, czy uchodźczynie. Najczęściej o tym nie mówią, bo zwyczajnie się wstydzą. Czasem zjawiają się jednak w fundacjach i proszą o pomoc.


Nie wszyscy jednak zgadzają się z założeniami inicjatywy. Wiele osób twierdzi, że są to wydumane trudności i przesada. Wystarczą przecież 4 zł w kieszeni, żeby kupić podpaski.

"Nie ma z czego robić afery. Cała ta sprawa i rozdmuchiwanie jej jest śmiechu warte" – brzmi jeden z komentarzy. Z kolei w innym ktoś sugeruje, że jest to na pewno akcja sponsorowana: "Śmieszny artykuł żeby kobiety w Polsce nie stać na podpaski to jest śmiech ja pochodzę z niższej klasy mam najniższą krajowa i zawsze mnie było stać na podpaski i to wcale nie kosztem jedzenia. Akcja sponsorowana chyba" (pisownia oryginalna).

"Za 7 zł niektórzy żyją trzy dni. Witaj poza swoją społeczną bańką", "7 zł niby niewiele, ale jak jest w domu więcej niż jedna potrzebująca...", "Niektórzy liczą się z każdą złotówką i codziennie zastanawiają się jak wydać tę złotówkę. Szczerze mnie np. nie wystarcza paczka na miesiąc, bo nie wszyscy mają skąpy okres i tylko 3 dni, bo niektórzy mają dłużej. Na tyle, co mnie będzie stać, wspomogę ten projekt. Bo wiem jak to jest liczyć się z każdym groszem" – tak brzmi kilka głosów, które inicjatywy postanowiły bronić.

Na zarzuty postanowiły odpowiedzieć także pomysłodawczynie "Akcji menstruacja". Dlatego na profilu na Facebooku opublikowały fragmenty rozmowy z wychowanką z domu dziecka. Spodziewałyście się takiej krytyki i takiego niezrozumienia po naszej ostatniej rozmowie?

Magdalena Demczak: Pojawiło się bardzo dużo niezrozumienia i zauważyłyśmy, że ludzie nie potrafili, a może nie chcieli, postawić się w sytuacji osoby potrzebującej. Myśleli pewnym schematem: "Jak kogoś może nie być stać na podpaski, skoro dla mnie to nie jest problem?".

Bardzo często padał argument, że paczka podpasek kosztuje przecież 3 zł, więc ten problem jest jakimś wymysłem.

To, że dla mnie nie jestem problemem wydanie 3 zł miesięcznie na takie środki, nie oznacza, że nie może być problemem dla kogoś innego. Nie zawsze jedna paczka podpasek starcza kobiecie na cały okres, bo każda z nas jest inna. Niektóre mają bardziej obfitą menstruację. To nas też dotknęło, że kobiety kobietom wyliczają podpaski.

Od organizacji, z którymi współpracujemy, wiemy, że są takie kobiety, które nie mają żadnych pieniędzy przy sobie. Chodzi też kobiety z rodzin wielodzietnych.

Te osoby, które was wspierały, podkreślały, że wśród krytykujących było wiele kobiet.

To było chyba dla nas najsmutniejsze. Najwięcej negatywnych komentarzy pisały właśnie kobiety. Spodziewałyśmy się raczej tego, że to kobiety właśnie będą tymi, które na pewno nas zrozumieją. Wiedzą przecież, z jakimi trudnościami się spotykamy, wiedzą, jak to jest mieć okres, a co dopiero nie mieć dostępu do zabezpieczeń takich, jak środki menstruacyjne.

Wiedziałyśmy, że znajdą się osoby, które będą nas krytykowały, ale nie spodziewałyśmy się takiego hejtu. Chociaż myślę, że większość tego niezrozumienia wynika z tego, że nie wszyscy chcieli przeczytać artykuł do końca. Rozemocjonowały ich pierwsze słowa i nie zagłębili się w temat.

Nie mamy świadomości, że takie rzeczy mogą się dziać w naszej okolicy i w naszym środowisku, dlatego też walczymy o tę zmianę.

Dużo osób zarzucało wam, że to "akcja sponsorowana"? Takie wpisy też widziałam.

Tak, było dużo takich zarzutów. Wiele osób mówiło też, że kłamiemy, a osoby, które wpłacają pieniądze na naszą zbiórkę, jeszcze się przekonają, że uciekniemy z całą kwotą. Czytałyśmy, że jest to rozdmuchany problem i chcemy się wypromować na problemie innych kobiet.

Właściwie nie było to tak krzywdzące dla nas, jak właśnie dla osób potrzebujących, bo one na tym traciły.

Jak reagowały kobiety, które dostały od was pomoc?

Wymieniłyśmy bardzo wiele maili z organizacjami, którym pomagamy. Otrzymywałyśmy piękne odpowiedzi, podziękowania, że znalazł się ktoś, kto chce je wesprzeć i ktoś, kto pamięta o takich aspektach. Wiele wiadomości naprawdę nas wzruszyło: "Dziękujemy, że kobiety chcą pomagać kobietom".

Coś was szczególnie poruszyło?

Niektóre organizacje pisały, że jeśli chodzi o środki menstruacyjne, to ich magazyny są puste. To nas dotknęło. Kiedy pytałyśmy, czy takie wsparcie jest potrzebne, to czytałyśmy: "Tak, taka pomoc była nam potrzebna, jest i na pewno będzie".

Tym, którzy wątpią w sens waszych działań, postanowiłyście odpowiedzieć publikując fragmenty rozmowy z wychowanką domu dziecka.

Ta historia także nas poruszyła i wpłynęła na nas. Chociaż po tym, jak trafiła na nasz profil, to nadal nie wszyscy reagowali pozytywnie. Ona podzieliła się swoją historią, a ludzie dalej nie potrafili tego zrozumieć.

Trafiłyśmy na nią przez przypadek, ponieważ broniła naszego projektu na Facebooku. Odpowiedziała jakiejś pani: "Pani nawet sobie nie zdaje sprawy, że taki problem naprawdę istnieje. Ja też jestem nim dotknięta. Jestem z domu dziecka i nie zawsze mam te środki".

Poprosiłyśmy ją o kontakt. Z jej opowieści wynika, że w placówce, w której jest ona, głównym problemem jest brak komunikacji. Okres nadal jest tematem tabu. Problemem jest brak rozmowy między wychowawcami a wychowankami. Brak zrozumienia.

Nie wyobrażam sobie tego, że można odmówić nastolatce i nie kupić paczki tamponów, skoro takie są jej potrzeby. Niektórym dziewczynom trudno jest powiedzieć o menstruacji mamom, a co dopiero dziewczynie z domu dziecka powiedzieć o tym obcej osobie.

Poza tym wiemy od niej, że dziewczyny czasami muszą dzielić się paczką podpasek. Takie opakowania są zresztą często w ogólnodostępnym miejscu. Z jednej strony to dobrze, a z drugiej powoduje to, że młodsze dzieci używają ich do zabawy.

Mają swoje kieszonkowe i za te pieniądze kupują środki higieniczne, ale to też jest trochę dyskryminacja. Dlaczego chłopak może wydać całe 30 czy 50 zł na własne potrzeby, a dziewczyna musi przeznaczać część tego na tampony.

Mimo wszystko możecie mówić o sukcesie.

Tak. Byłyśmy nawet trochę w szoku. Właśnie zamawiamy kubeczki menstruacyjne i będziemy wysyłać je, oraz to co udało nam się zebrać, do organizacji. Zastanawiamy się też, co robić dalej. 1000 kubeczków nie rozwiąże tego problemu w naszym kraju.