Nazwali go politycznym kucharzem, bo kibicuje opozycji. Makłowicz nie odpuści żadnych wyborów

Daria Różańska
Robert Makłowicz w kampanii wspiera Pawła Kowala, kandydata Koalicji Obywatelskiej. W sieci już mu zarzucają "brak apolityczności". – Demokracja polega na wyborze. Nikt nie pozbawił mnie praw obywatelskich, więc mogę, a nawet powinienem, mówić publicznie o tym wyborze. Po to ów wybór jest, by wpływać na losy swego kraju, więc jakże się go wstydzić?! – mówi naTemat krytyk kulinarny.
Robert Makłowicz w kampanii wyborczej poparł Pawła Kowala, kandydata Koalicji Obywatelskiej do Sejmu. Fot. Kornelia Głowacka-Wolf / Agencja Gazeta
Krytyk kulinarny Robert Makłowicz gotował wspólnie z Pawłem Kowalem. W ten sposób zaangażował się w kampanię kandydata Koalicji Obywatelskiej do Sejmu (startuje z list KO z 13 miejsca w Krakowie).

Wspiera pan w kampanii Pawła Kowala?

Robert Makłowicz: – Cenię i szanuję zarówno dorobek pana profesora Pawła Kowala, jak i jego osobiście. Najpierw poznałem dorobek. To np. kapitalna, współredagowana przez niego antologia tekstów pt. "Nie jesteśmy Ukrainofilami", dotycząca historii polskiej myśli politycznej wobec Ukrainy, która od dawna leży w mej bibliotece.


Mam też "Testament Prometeusza", wielce opasły tom już tylko jego autorstwa, mówiący o genezie polityki wschodniej III RP.

Mówiąc najkrócej – uważam, że to mądry człowiek o wyważonych i spójnych poglądach, propaństwowiec działający w polityce dla idei, a nie władzy i korzyści z niej płynących. Jego poglądy polityczne w jakieś mierze pokrywają się z moimi, choć pewnie jestem bardziej liberalny. Wcześniej pan Kowal był członkiem Prawa i Sprawiedliwości.

Tak, i bliskim współpracownikiem prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nigdy nie byłem zwolennikiem tejże partii, nie byłem też gorącym apologetą prezydentury Lecha Kaczyńskiego.

Dziś jednak widać wyraźnie, że Lech Kaczyński odmiennie rozumiał pojęcia "demokracja", "wolność mediów" czy też "trójpodział władz" niż obecnie rządzący. Profesor Kowal najwyraźniej też inaczej je rozumie, stąd zmiana sztandarów. On poglądów nie zmienił, uczynili to jego dawni partyjni komiltoni.

To pan Kowal zgłosił się do pana z prośbą o wsparcie w kampanii?

Tak, to pan profesor Kowal się do mnie zgłosił. Wiadomo, że to okres kampanijny, ale nie sądzę, by tylko o to chodziło.

Jest pan osobą rozpoznawalną, lubianą. Ma pan w mediach społecznościowych duże zasięgi. Często w gorącym kampanijnym okresie politycy proszą o wsparcie?

Zdarzało się, choć dotychczas wyłącznie w wyborach europejskich i samorządowych. Zgadzam się, jeśli jest w tym jakaś myśl, a i kandydat po mej myśli, rzecz jasna. Wybory to arcyważna rzecz. W PRL-u nie byłem na żadnych i obiecałem sobie, że jeśli odzyskamy niepodległość, to nie przegapię żadnych. I zawsze chodzę na wszystkie, również za granicą, pobierając wcześniej stosowne zaświadczenia i odwiedzając nasze placówki dyplomatyczne.

I m.in. na tym mym zdaniem polega patriotyzm. Jeszcze na płaceniu podatków, kasowaniu biletów w tramwajach itp. Nie na głoszeniu pompatycznych haseł.

W sieci już się zaczęło komentowanie pana wspólnego gotowania z Kowalem: "żałosny ten apolityczny kucharz".

Nic to. Kiedyś pan Michalkiewicz recenzję z mej książki zatytułował "Skundlony kucharz kosmopolita" także pani cytat to przykład niemal dobrego wychowania.
Nie obawia się pan, że publicznie opowiadając się po jednej ze stron politycznego sporu, odsuną się od pana ci, którym bliżej na prawo?


Zadając sobie takowe pytania jedynie utwierdzamy panującą u nas nienormalność. Demokracja polega na wyborze. Nikt nie pozbawił mnie praw obywatelskich, więc mogę, a nawet powinienem, mówić publicznie o tym wyborze. Po to ów wybór jest, by wpływać na losy swego kraju, więc jakże się go wstydzić?!

Zgadza się. Niemniej, wielu artystów celowo nie chce jawnie mówić o swoich poglądach, popierać kandydatów, by nie tracić widzów, czytelników, odbiorców, którzy myślą inaczej.

Czyżbyś chciała pani zacząć dyskusję o konformizmie?

Nie zamierzam. Zapytam o TVP. Nie tęskni pan? W końcu przepracował pan tam 20 lat.

To prawda. Ale nie, nie tęsknię za TVP.

A włącza pan czasami TVP?

Generalnie bardzo rzadko oglądam tradycyjną telewizję i coraz częściej mam wrażenie, że prawdziwe życie jest jakby gdzie indziej.

W tej chwili ma pan nowy program "Makłowicz w drodze" w Food Network. Dostrzega pan różnice w stosunku do pracy w TVP?

Formuła jest praktycznie taka sama. Mentalnie niespecjalnie się zmieniłem. Jestem tym samym człowiekiem: mam takie same poglądy, tak samo myślę o świecie i tak samo jestem go ciekaw.

Fascynują mnie inne kultury i staram się o nich opowiadać. Uważam, że różnorodność jest wartością. A właściwie zrozumieć oraz docenić własną kulturę możemy dopiero wtedy, gdy poznamy i inne. Musimy interesować się światem poza nami. Porównanie jest najlepszą metodą na wyciąganie wniosków.

A jakie są pana wnioski?

Świat dlatego jest piękny, ponieważ jest różnorodny.

Jeśli kiedyś zmieni się władza, to zdecyduje się pan wrócić do telewizji publicznej? Czy trzyma się pan od niej z dala?

Nie mam bladego pojęcia. Zresztą tu nie o zwykła zmianę władzy ma chodzić, lecz o przemeblowanie państwa, o taką jego naprawę, by się nie dało go tak łatwo zepsuć.