Polscy przedsiębiorcy już mogą się bać. Po wyborach PiS chce ich zastąpić "inną elitą"

Jakub Noch
Jeśli Prawo i Sprawiedliwość wygra wybory, po 13 października polskich przedsiębiorców czeka rewolucja. Wątpliwości co do tego nie pozostawił w niedzielę sam Jarosław Kaczyński. Prezes PiS zapowiedział, że jego partia zamierza stworzyć "inną, nową elitę ekonomiczną".
Jarosław Kaczyński podczas konwencji PiS w Szczecinie zapowiedział stworzenie "innej, nowej elity ekonomicznej" po wyborach. Fot. Facebook.com/pisorgpl
– W Polsce energiczni ludzie – dobrzy przedsiębiorczy ludzie – muszą mieć szanse. Muszą mieć szanse znaleźć się także bardzo wysoko w tych terenach zastrzeżonych dzisiaj dla profitentów postkomunizmu. To się musi skończyć. Polska elita ekonomiczna musi być inna, nowa – grzmiał Jarosław Kaczyński podczas niedzielnej konwencji Prawa i Sprawiedliwości w Szczecinie. Z tonu przemówienia prezesa PiS można było wywnioskować, iż za "dobrych przedsiębiorczych ludzi" w tej biznesowej rewolucji zostaną uznani przede wszystkim sympatycy partii rządzącej. Jednocześnie Kaczyński "uspokajał" tych, którzy dorobili się bez wsparcia partii z Nowogrodzkiej. – Oczywiście nie będziemy nikomu nic zabierać – stwierdził.
Jarosław Kaczyński
o planach stworzenia przez PiS "nowej elity ekonomicznej"

To chodzi o konkurencję. Jeżeli ci, którzy są wysoko, będą się potrafili w uczciwej konkurencji utrzymać, w porządku. Ale ta konkurencja musi być!

Partyjny przełożony obecnych przywódców Polski zdradził, że podstawą budowy nowej elity ma być stworzenie przez PiS "konkurencji". – Musimy tam, gdzie tej konkurencji dzisiaj tak naprawdę nie ma, a są to sytuacje zarówno na poziomie gminy – naprawdę tym niewielkim, gdzie mamy niewielkie przedsiębiorstwa – i są to sytuacje na poziomie większym, aż po sytuację w skali całego kraju... Musimy to przełamać! – przekonywał Kaczyński.


Wcześniej prezes PiS wspomniał w Szczecinie także o tych, których przedsiębiorcy zatrudniają. – My chcemy doprowadzić do większej równości w naszym kraju – mówił. Zapewnił jednak, że ma być to raczej zrównanie pensji otrzymywanych za podobną pracę niż równość typu "jakiejś komunistycznej urawniłowki".