Zadziwiająca niemoc. W tej dziedzinie PiS bije PO na głowę

Jacek Liberski
bloger i autor powieści; polityk hobbysta
W swoich ostatnich dwóch felietonach poruszyłem fundamentalną dla mnie kwestię związaną z podejmowanymi przez wyborców PiS wyborami. Otóż twierdzę, że w przytłaczającej większości wyborcy Zjednoczonej Prawicy są w tych wyborach irracjonalni.
PiS lepiej niż PO radzi sobie w marketingu politycznym Fot. Marcin Stępień / AG
Dwa spoiwa
Z dotychczas przeprowadzonych badań socjologicznych wiemy, że najogólniej rzecz ujmując, dwa są spoiwa, które scalają elektorat PiS z mateczką-partią: 1) bezpośrednie transfery socjalne, zwane przez polityków PiS inwestycjami w rodzinę oraz 2) przekonanie, że tylko PiS może zapewnić Polakom poczucie patriotyzmu i mentalny powrót do czasów Rzeczpospolitej od morza do morza. Każdy racjonalnie myślący człowiek wie, że oba te spoiwa nic nie mają wspólnego ze zdrowym rozsądkiem.

W paru zdaniach rzecz ujmując: bezpośrednie transfery socjalne nie są żadną inwestycją w rodzinę, gdyż większość z tych środków przeznaczana jest na bieżące wydatki związane z rosnącą drożyzną nie tylko w sklepach, ale także w związku z rosnącymi opłatami wszelakiego rodzaju. Można by te środki uznać za inwestycje, gdyby faktycznie wiązały się z szeroko pojętym myśleniem o przyszłości dzieci – na przykład finansowane byłyby z tych środków dobre studia na najlepszych uczelniach, albo odkładane w wyspecjalizowanych funduszach inwestycyjnych, aby dziecko wchodzące w dorosłość mogło z nich skorzystać. Tymczasem, jak wskazują badania, tylko ci najbogatsi beneficjenci 500+ lokują je w akcje, ale raczej nie jest to inwestowanie z myślą o potomstwie. Zdecydowana większość rodziców oprócz pokrywania rosnących kosztów życia, opłaca z tych pieniędzy na przykład korepetycje, ale nie dlatego, aby podnosić wiedzę dziecka ponad program, tylko po to, aby w ogóle za tym programem nadążyć.


Poza tym irracjonalnym myśleniem jest to, że dobra koniunktura w światowej gospodarce trwać będzie wiecznie. Tym wszystkim, którzy tak myślą, przywołam pierwszy sygnał ostrzegawczy, czyli gwałtowne załamanie się wskaźnika PMI w Niemczech. A Niemcy są naszym największym partnerem handlowym.

Równie irracjonalne jest przekonanie o tym, że tylko PiS może zaspokoić wielki apetyt wyborców PiS na ponadprzeciętny patriotyzm, połączony z wspomnieniami o czasach świetności Rzeczpospolitej, gdy obszarem swym sięgała od morza do morza. Przecież nic absolutnie nie wskazuje na to, aby Polska pod rządami PiS była jakoś szczególnie traktowana w świecie. Jest wręcz przeciwnie, czego dowodem są choćby: ustawa o IPN poprawiona pod dyktando Izraela, instrumentalne wykorzystywanie Polski przez Trumpa ("Polska za wszystko zapłaci, nam się to podoba”), zamiast trzydniowej wizyty prezydenta USA w Polsce, półgodzinne spotkanie w hotelu podczas sesji ONZ, czy wreszcie absolutnie ignorowana przez Niemcy sprawa reparacji wojennych a przez Rosjan kwestia zwrotu wraku tupolewa.

Za to na potrzeby omamionych wyborców mamy wizję Centralnego Portu Komunikacyjnego, którego koszt według obecnych szacunków przekroczyć może już ponad 100-150 mld złotych i który musiałby obsługiwać pół Europy, aby na siebie zarobić. Realnie natomiast mamy jak na razie lodołamacz postawiony na nabrzeżu Stoczni w Szczecinie, który, jak się okazało, oklejony został pergaminem w kolorze wiśni. I dodajmy, nie jest to kwitnąca wiśnia z Japonii. No dobrze, ale dlaczego ten irracjonalizm wygrywa?

Marketing polityczny a sprawa PO
Z dwóch powodów, a w zasadzie, jak by szerzej spojrzeć, z jednego: z wyniesionego na szczyty PR, czyli inaczej mówiąc prawie perfekcyjnej propagandy. To propaganda pozwalała komunistom rządzić w Polsce przez bez mała 50 lat i to propaganda pozwala PiS-owi rządzić przez lat 4 z całkiem realną perspektywą na kolejne cztery. PiS ma coś, czego nie ma opozycja nawet w całości razem wzięta – ogromne środki z budżetu na ową propagandę lub mówiąc bardziej nowocześnie – na PR.

Niestety prawda jest taka, że Platforma nawet w czasach swej świetności nie miała takich środków, a obecnie stać ją jedynie na parę kubków i kilka długopisów z logo partii. Inaczej mówiąc – to starcie dwóch światów, jak Dawida z tym, jak mu tam... Do dziś PO ma problem, aby przypomnieć polskim wyborcom o swoich sukcesach z lat 2008-15, przypomnę, bo nawet to nie każdy pamięta, wdrażanych w czasach głębokiego kryzysu światowego.

Zapytam po raz enty, bo pytałem już o to wiele razy, kto dzisiaj pamięta o ponad 20 programach socjalno-społecznych wdrożonych przez rządy PO/PSL? Kto pamięta o tym, że rząd Tuska wynegocjował dla Polski jak dotąd największą kwotę unijnych funduszy, dzięki którym Polska mogła zbudować tysiące kilometrów dróg, setki mostów oraz odnowić polskie miasta i miasteczka? Kto pamięta o tym, że w czasie owego kryzysu PKB Polski nigdy nie spadł poniżej zera a w 2011 roku sięgnął nawet 5 proc., czyli tyle ile dzisiaj w dobie hossy.

Ale jak może o tym pamiętać wyborca, skoro nawet sama Platforma tego nie chce? Jest dla mnie, i nie tylko dla mnie, zupełnie niezrozumiała ta niemoc twórcza w dziedzinie marketingu politycznego. Platforma zachowuje się tak, jakby marketing polityczny był jedynie teoretycznym zagadnieniem z wykładów na Uniwerku. Ale to nie jest teoria, to czysta praktyka polityki, o czym doskonale wiedzą w PiS-ie. Owszem, pieniądze są tu elementem istotnym, ale czy naprawdę najważniejszym? A pamiętajmy o jeszcze jednej ważnej sprawie – opozycja, a ściślej KO, musi przecież przekonać wyborców, że zachowując najważniejsze transfery socjalne jest w stanie lepiej rządzić państwem.

A dziś kto rządzi?
Tym bardziej, że obóz władzy w zasadzie każdego tygodnia podkłada się w sposób wręcz szkolny. Ostatnim problemem jest sprawa Banasia, z którą ewidentnie PiS ma olbrzymi problem, powtarzając bez przerwy, że przecież porównywalnymi sprawami są zarzuty dla Kwiatkowskiego, Gawłowskiego i Brejzy. Niezależnie jednak od wszystkich akrobatycznych figur, jakie wykona PiS, spraw tych porównać się po prostu nie da.

Po pierwsze, w sprawie Kwiatkowskiego PiS powtarza wyrwany z kontekstu fragment rozmowy, z którego trudno wywnioskować cały jej sens. Nota bene sąd akt oskarżenia zwrócił prokuraturze. Podobnie wygląda rzecz w przypadku posła Gawłowskiego, co do którego sąd podjął decyzję o zwolnieniu go z aresztu. A sprawa posła Brejzy to w ogóle jakiś żart. Rzecz w tym, że to PiS zmieniło kodeks karny w zakresie małego świadka koronnego, dzięki czemu każdy przestępca lub oskarżony może rzucić podejrzenia na kogo chce w dowolnej sprawie. Powtórzmy: na każdego w dowolnej sprawie. Dowiedzieliśmy się o tym dosłownie parę dni temu z reportażu Superwizjera TVN, w którym pokazano proceder dziwnych zależności między takim właśnie małym świadkiem koronnym a poznańską prokuraturą. Podobnie wykorzystuje ona małych świadków koronnych w sprawach Gawłowskiego i Brejzy. I dopóki prokuratura będzie upolityczniona jak obecnie, każde zarzuty wobec jakiegokolwiek polityka opozycji uznawać będzie można za działania polityczne przeciw niej. Właśnie dlatego prokuratura musi być niezależna od polityków.

Problem PiS z Banasiem polega jednak na tym, że były szef Krajowej Administracji Skarbowej i obecnie prezes Najwyższej Izby Kontroli bez żadnych wątpliwości miał (ma nadal?) bezpośredni kontakt z półświatkiem, którego przedstawiciel dzwoni do pana Banasia, mówiąc: "cześć, jest tu jakiś natręt z telewizji, co mam z nim zrobić”? Skąd wiadomo, że ów pan to gangster? Po charakterystycznym dress codzie, który wyróżnia tych panów spośród pozostałych obywateli. Czegoś takiego nie było w całej historii III RP. Tego się obronić nie da w żaden sposób, jak i tego, że oświadczenia majątkowe ministra Banasia CBA bada blisko rok. Tylko ktoś naiwny może sądzić, że służby jeszcze nie znają prawdy o jego majątku. To nieprawda, że one zawiodły, służby już od dawna mają pełną wiedzę na ten temat. PiS obiecał Polakom uczciwe państwo, diametralnie inne od państwa PO, ale nie od dziś wiemy, że jest dokładnie odwrotnie. PiS po prostu oszukał Polaków i to nie tylko w tej kwestii.

Wszystko w rękach prezesa
Każdy zdrowo myślący obywatel tego kraju musi mieć świadomość, że jeśli PiS utrzyma władzę, w rękach Kaczyńskiego w niedługim czasie znajdą się tak ważne dla obywateli urzędy i organy władzy jak: RPO, RPD, Prokuratura, Służby specjalne, Sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych, NIK, KAS, SN (Izba Dyscyplina i Izba Kontroli), KRS, TK, TS, GUS, BFG, KNF, RCL, NFZ, Rząd, Sejm, Senat i Prezydent, czyli po prostu całe państwo. Całe państwo w jednych rękach. Przy takim skumulowaniu władzy przejęcie mediów prywatnych będzie tylko kwestią czasu.

Pora najwyższa się przebudzić! Gadanie o tym, że Tusk też miał całe państwo w rękach jest czystym idiotyzmem. Szef Rady Europejskiej nie miał prokuratury, Trybunału Konstytucyjnego, Krajowej Rady Sądownictwa czy wybranych izb Sądu Najwyższego, czyli najważniejszych dla państwa urzędów. Relatywizm polityków i wyborców PiS jest niewiarygodny. Wyobraźmy sobie ministra Rostowskiego, do którego dzwoni gangster. Albo premiera, który, aby ukryć majątek, przepisuje go na żonę. Albo szefa PO, który prowadzi jakieś tajne interesy. Co wtedy robiłby PiS i jego wyborcy? Co robią dziś? Jeżeli sprawa Banasia nie zaszkodzi obozowi władzy, to mam poważne obawy, czy cokolwiek mu zaszkodzi oprócz kryzysu lub wewnętrznej wojnie na górze. Pamiętajmy, że polityków wybieramy my, wyborcy, i to my odpowiadamy za to, kim są i co robią. A dziś nie rządzi żaden suweren, rządzi sutener.