Bez przesady z tą agitacją PiS w kościołach. Pojechałem na "prowincję" i zrobiłem prosty test
Dużo mówi się o zaangażowaniu kleru w kampanię wyborczą i wsparciu dla Prawa i Sprawiedliwości. Nie oszukujmy się – plakaty poszczególnych kandydatów na kościelnych murach czy niedzielne kazania o wyborach są bardzo medialne. Rzecz w tym, że w mojej ocenie cała sprawa została delikatnie rzecz ujmując wyolbrzymiona i to raczej PiS zależy na takim "pozycjonowaniu". Żeby to udowodnić, wyłączyłem Twittera, przestałem konsumować media i po prostu pojechałem w Polskę.
W jej tekście jest wiele prawdy, autorka pokazuje wiele bulwersujących przypadków, ale ja po prostu mam trochę odmienne zdanie, nie tak radykalne. I na pewno odmienne od wielu internautów.
Czytam ich komentarze i w zasadzie się nie dziwię. Kiedy włączysz internet i zaczniesz czytać o kazaniach, w trakcie których księża mówią o Prawie i Sprawiedliwości, to rzeczywiście możesz mieć wrażenie, że tak jest wszędzie. Zwłaszcza jeśli ostatni raz byłeś w kościele na własnym bierzmowaniu, bo kazali ci rodzice.
Tak samo "Gazeta Wyborcza" kilka dni temu zrobiła całą rozpiskę kościołów oblepionych plakatami PiS – co swoją drogą uważam za wyjątkowo żenujące (oblepianie, nie artykuł), chyba nawet bardziej niż te nieszczęsne kazania o partii Jarosława Kaczyńskiego.
Dziennik podał takich lokalizacji… sześć. Co nazwano zresztą w tytule tekstu "parafiami pod wezwaniem Prawa i Sprawiedliwości". Tymczasem w Polsce jest ponad 10 tysięcy parafii. Dziesięć tysięcy!
Owszem, te sześć miejsc z plakatami PiS na pewno nie wyczerpuje tematu. Jestem przekonany, że takich parafii jest może i dziesięć razy więcej. Ale to wciąż promile.
I żeby to zobaczyć na własne oczy, wyjechałem z Warszawy. Ruszyłem w podróż po wschodnim Mazowszu, któremu "klimatem" zdecydowanie bliżej do Lubelszczyzny czy Podlasia niż do stolicy. Albo inaczej: pojechałem tam, skąd według Jarosława Kaczyńskiego "wyrasta polskość".
Pokonałem po lokalnych mazowieckich drogach blisko 200 kilometrów. Odwiedziłem dziesięć mniejszych czy większych miejscowości, w których znajdują się parafie. I poszukałem tam plakatów Prawa i Sprawiedliwości.
Na tej mapie widać, gdzie byłem:
Przejażdżka pomiędzy tymi świątyniami zajęła mi w sumie około dwóch godzin. I wiecie co? Wybory widać wszędzie, i tak jak się mówi, w liczbie plakatów rzeczywiście przoduje Prawo i Sprawiedliwość.
Ale ani jednego plakatu nie znalazłem na którejkolwiek ze świątyń, które odwiedziłem. Na murach, na płocie, na ścianach... Po prostu nigdzie.
Oczywiście – dziesięć kościołów to marna próba, z drugiej strony wystarczająca, bo mogłem tak przecież jeździć bez końca. Ale po pierwsze wybierałem obiekty blisko siebie. Mogę więc postawić tezę, że w tej części Mazowsza na żadnym kościele plakatu PiS nie znajdziecie. Po drugie uważam, że to wciąż bardziej realistycznie przedstawiony wycinek rzeczywistości niż zlepek kilku plakatów z całej Polski.
Każdy kościół ponadto sfotografowałem, choć... nie będę was męczyć zdjęciami wszystkich świątyń. Zauważyłem jednak kilka rzeczy i głównie na nie chciałbym zwrócić uwagę.
To bardziej politycy chcą, niż księża
Jeżdżąc pomiędzy kolejnymi miejscowościami zauważyłem, że oczywiście najwięcej plakatów jest od kandydatów PiS, co stwierdziłem wyżej zresztą w tekście.
Ale jest jeszcze jedna prawidłowość: im bliżej kościoła, tym więcej tych plakatów. Opozycja często trzyma się jednak trochę na uboczu.
Sztaby kandydatów PiS robią zresztą wszystko, żeby być blisko świątyń. I tak na przykład w miejscowości Poświętne (ponad sześć tysięcy mieszkańców) znajduje się parafia p.w. Św. Jana Chrzciciela i Św. Wojciecha Biskupa.
Na kościele czy otaczającym budynek płocie nie ma żadnego plakatu PiS. Ale przy samym płocie są już słupy, a te szczelnie okleili kandydaci PiS. Był też plakat kandydatki PSL, ale ktoś już go "uszkodził".
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat
A gdzie opozycja? Jak staniecie przed kościołem i odwrócicie się do niego plecami, to zobaczycie plakaty. O tam, tam, daleko:
Fot. naTemat
W zasadzie wszędzie jest podobnie. I wygląda to całkiem zwyczajnie, choć nie pasuje do narracji o wsparciu PiS przez księży. Które oczywiście ma miejsce, ale nie w tak nachalnej formie, jak to wygląda czasami w mediach. Mam wręcz wrażenie, że księżom teraz "zbiera się" w kontekście kampanii wyborczej za stanowisko ws. LGBT – gdzie duchowni rzeczywiście nie wykazują się miłością do bliźniego i są słusznie krytykowani.
Kościół lubi PiS, ale nie jest tak nachalny
Ale Bogiem a prawdą i trochę przewrotnie: czy kogokolwiek naprawdę dziwi, że Kościół popiera PiS? Kilka dni temu było dużo "radości" z wytycznych dla wiernych ws. głosowania, które opublikował Episkopat. Nie padła w nim nazwa żadnej partii, ale propozycje dla wiernych były raczej żywcem wyjęte z programu PiS.
Ale tak na chłopski rozum: czy jest coś dziwnego w tym, że księżom bliżej do partii, która wspiera naukę Kościoła, a nie jest od niej daleka? Ksiądz też człowiek i też obywatel. Ma prawo do swoich poglądów politycznych. Jak są zbieżne z daną partią... no to co ma robić? Udawać, że jest odwrotnie?
Tak, nigdy nie powinien przekazywać tych poglądów z ambony i nigdy nie powinien wieszać plakatów. Ale to przypadki jednostkowe. Wystarczy spojrzeć przez okno, a nie do newsfeeda. O polityce w kościołach najwygodniej mówi się, kiedy się w nich nie bywa. Ja nigdy nie słyszałem politycznego kazania. A byłem na kilkuset niedzielnych mszach w swoim 30-letnim życiu.