Geniusz Kaczyńskiego. Ta PR-owa sztuczka wyjątkowo mu się udała

Jacek Liberski
bloger i autor powieści; polityk hobbysta
Wszystkim, którzy żyją ułudą PiS-owskiego państwa dobrobytu, chciałbym przypomnieć historię Elizabeth Holmes, twórczyni startup-u Theranos, który wart był w szczycie swej popularności blisko 10 mld dolarów, a okazał się jedynie największym PR-owym oszustwem świata. Taką samą PR-ową sztuczką jest państwo dobrobytu PiS.
Państwo dobrobytu według PiS to PR-owa sztuczka Fot. Piotr Skórnicki / AG
Czym jest ułuda?
Oczywiście zdecydowana większość wyborców tej partii uważa, że Jarosław Kaczyński może, a nawet zbuduje takie państwo. Bezsprzecznie takie myślenie wspiera obecna sytuacja gospodarcza oraz „wiarygodność” PiS, polegająca na przelewaniu niebotycznych transferów socjalnych do określonych grup społecznych, które są twardym elektoratem obozu Zjednoczonej Prawicy. Mało tego, większość uważa, że to osobiście Jarosław Kaczyński owe transfery wykonuje, przyciskając zielony guziczek, który ma zainstalowany na swoim biurku w gabinecie na Nowogrodzkiej. Największym zaś paradoksem jest to, że oprócz tych transferów nic więcej PiS Polakom nie dało, ale mimo to wyborcy Prawa i Sprawiedliwości uważają, że to ta partia jest najbardziej wiarygodna w historii III RP. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedzią jest właśnie fascynująca, a zarazem bulwersująca sprawa Elizabeth Holmes i jej magiczny Theranos.


Gdy w 2003 roku, mając dziewiętnaście lat, porzucała studia na Uniwersytecie Stanford, by stworzyć ów startup, jej ówczesna wykładowczyni wyjaśniała jej, że tego projektu nie da się urzeczywistnić. Holmes była jednak uparta i zdeterminowana na tyle, że dla własnego spokoju owa wykładowczyni skontaktowała młodą Elizabeth z innym wykładowcą, którego wkrótce Holmes uczyniła członkiem Rady Nadzorczej swojej firmy. Od początku więc budowała ten projekt nie na realizmie, a na ułudzie i współpracy ze znanymi ludźmi. Zresztą jej idolem od najmłodszych lat był Steve Jobs, wielki wizjoner z Doliny Krzemowej.

Jednak Jobs oprócz swoich zdolności marketingowych miał jedną istotną zaletę – wymyślił coś, co działało. Holmes nie wymyśliła niczego, poza profesjonalnym humbugiem. Jej drugim idolem był inny geniusz marketingu, Thomas Alfa Edison, nazwiskiem którego nazwała swój wynalazek – czarną skrzynkę, która miała odmienić świat. Rzecz w tym, że obaj wizjonerzy oprócz smykałki do marketingu mieli jeszcze wiedzę praktyczną, niezbędną, aby powstać mogły rzeczy realne.

Therason był więc jedynie PR-ową fantasmagorią i to tak profesjonalnie budowaną, że przez ponad dekadę nikt nie domyślał się nawet, że Edison, to jedynie pudełko pełne krwistoczerwonych tajemnic. W większości w ogóle niedziałających.

Dźwięczny alt i niebieskie tęczówki Elizabeth

Na potrzeby tej ułudy Elizabeth wyćwiczyła nawet swój głos, który brzmiał budzącym zaufanie altem, używała soczewek, aby nadać tęczówkom głęboki niebieski kolor oraz ubierała się niczym jej idol – Steve Jobs – wyłącznie na czarno. Przy tym była tak bardzo przekonywująca, że zaufali jej najwięksi inwestorzy na Wall Street i to bez badania choćby podstawowych danych finansowych jej firmy. Do swojego projektu udało się jej też przekonać tak znaczących polityków jak Henry'ego Kissingera czy generała Jamesa Mattisa. Przez ponad dziesięć lat Elizabeth Holmes tworzyła wokół Theranosa nimb tajemnicy, wykorzystując go do pompowania wartości spółki na nowojorskiej giełdzie. W szczycie tego wariactwa nic niewarta firma była wyceniana przez rynek finansowy na blisko 10 mld dolarów!

Niebywałe, jak można z niczego zrobić „coś” w dzisiejszych czasach. Gdy w 2014 roku Theranosem zajął się dział śledczy The Wall Street Journal, do którego zgłosił się jeden z pracowników firmy (w końcu przejrzał na oczy), prawda szybko wyszła na jaw, a spółka z dnia na dzień stała się bankrutem, topiąc w bagnie nie tylko pieniądze inwestorów, ale przede wszystkim nadzieje ludzi, którzy uwierzyli w tanią diagnostykę krwi, pozwalającą na wykrycie kilkudziesięciu najbardziej groźnych chorób. Jak bardzo Theranos był PR-owym humbugiem świadczy fakt, że setki osób dowiadywały się o toczącym ich raku, gdy tymczasem były całkowicie zdrowe.

Oto do czego prowadzi doskonały PR połączony z wiarą ludzi w niemożliwe, co jest z kolei możliwe z powodu braku podstawowej wiedzy. Co bowiem przyczyniło się do „sukcesu” Theranosa? Jakaś nieprzeciętna wiedza? Jakieś autentyczne wizjonerstwo w rodzaju Jobsa, Muska czy wielu innych? Nie, „sukcesem” Elizabeth Holmes był wyłącznie doskonały, wyniesiony na szczyty doskonałości PR. Nic więcej.

Państwo dobrobytu według PiS
Tak dokładnie jest z państwem dobrobytu według Jarosława Kaczyńskiego. Przy czym w przypadku PiS nie mamy do czynienia z PR-owym majstersztykiem, a jedynie zwykłą, prostacką i nachalną propagandą, dokładnie taką, jaką przez pół wieku stosowali w Polsce komuniści. Każdy kolejny komunistyczny kacyk: Bierut, Ochab, Gomułka, Gierek, Kania, Jaruzelski czy Rakowski obiecywali ludziom to samo – czyli państwo dobrobytu, przy czym mistrzem tego kłamstwa był oczywiście Gierek, który uczynił z hasła „pomożecie?” koło zamachowe owej ułudy.

Czym w istocie różni się propaganda Kaczyńskiego? Niczym szczególnym. Jak wtedy zaprzeczanie wszelkim prawom ekonomii połączone z miliardami ładowanymi w propagandę w mediach, daje dokładnie te same efekty. Oszukiwanie Polaków, że dobrobyt można zbudować, rozdając pieniądze i tłamsząc jednocześnie przedsiębiorczość (tak, tak jest w istocie), jest sednem owego wielkiego projektu Kaczyńskiego pod nazwą: władza ponad wszystko.

Nie da się zbudować państwa dobrobytu, wprowadzając pomysły, które w istocie powodują zanik przedsiębiorczości i motywacji do pracy, nie da się zbudować państwa dobrobytu wyłącznie na konsumpcji wewnętrznej, bez niezbędnych do rozwoju inwestycji – przede wszystkim prywatnych. I doprawdy doszukiwanie się oznak działania tego wielkiego oszustwa w dynamice wzrostu PKB na poziomie między 3 a 5 procent w okresie gospodarczej hossy na świecie, podczas gdy Polski PKB powinien rosnąć na poziomie ponad 5 procent rok w rok, to przejaw głównie braku wiedzy i ludzkiej wiary w cuda.

Wielokrotnie zastanawiałem się, dlaczego Kaczyński sieje takie spustoszenie w rozumach Polaków. Transfery socjalne i poczucie narodowej wspólnoty to jedno, ale jest coś jeszcze. Tym czymś nie jest wolność obywateli i zasady demokracji, których znacząca część wyborców po prostu się boi – tym czymś jest potrzeba posiadania ojca narodu, który ustali proste prawa (poza kościołem jest tylko nihilizm), podzieli się „sprawiedliwie” łupami i odpowie na wszystkie trudne pytania współczesności tak, jak tego oczekują pytający.

Świat wszedł kilka lat temu na ścieżkę niepojętą jedynie demokratom, ale ta ścieżka jest jak najbardziej zrozumiała dla wyborców Kaczyńskiego, Orbana, Trumpa i paru jeszcze innych inżynierów ludzkich dusz. To przed 2015 rokiem zrozumiał Kaczyński i tego chyba do dzisiaj nie pojmują politycy opozycji, choć widzę na horyzoncie pierwsze znaki olśnienia.

Geniusz Kaczyńskiego polega na tym, i tu jestem gotów przyznać rację wszystkim, którzy go za geniusza uważają, że wymyślił nazwę dla swojej partii, będącą całkowitym antonimem wszystkiego, co się z nią kojarzy. Zaprawdę, to absolutny wzorzec makiawelizmu i prostego PR-u. A wyborcom się to po prostu podoba, jak podobały się inwestorom niebieskie oczy i głęboki tembr głosu Elizabeth Holmes.