Widziałem rosyjskiego kandydata do Oscara. Nikt nie pokazał horroru wojny od tej strony
Wojna zawsze wygląda tak samo. Można ją jednak ukazywać na wiele różnych sposobów. W "Wysokiej dziewczynie" uchwycona jest z perspektywy, która w kinie jakimś cudem jest traktowana zwykle po macoszemu. Bohaterkami filmu są bowiem kobiety, o których często się zapomina, opowiadając o koszmarze wojny.
Leningrad. Rok 1945
Nie dajcie się zwieść tytułowi. To nie jest film o obdarzonej pokaźnym wzrostem dziewczynie, która zmaga się z brakiem akceptacji w społeczeństwie i problemami ze znalezieniem chłopaka. Owszem, Iya (debiut aktorski Viktorii Miroshnichenko), jedna z bohaterek, jest wysoka i nazywają ją "Tyczką", ale nie ma to większego znaczenia dla fabuły. To film o czymś zupełnie innym.
Aktorka Wiktoria Miroszniczenko jest faktycznie wysoka, mierzy 1,82 m•Fot. Materiały prasowe
Próby powrotu do normalności i przypomnienia sobie, jak to jest być człowiekiem, obserwujemy z perspektywy dwóch członkiń radzieckiej armii. Podobnie jak i inne kobiety, też brały udział w działaniach wojennych, ale nie w "męskiej" roli. Bardzo rzadko widujemy takie postacie na pierwszym planie. A czy praca sanitariuszki ma mniejsze znaczenie niż żołnierza? Takich pytań, na które odpowiedź nie jest jednoznaczna, stawianych jest tu wiele.
Tyczka jest sanitariuszką, która zajmuje się nie tylko rannymi żołnierzami•Fot. Materiały prasowe
I dlatego właśnie takie ujęcie dla tematu było dla mnie, "weterana" filmów wojennych, pewnym powiewem świeżości i jedną z największych zalet "Wysokiej dziewczyny". Ileż to widziałem dzieł o braterskich kompaniach, szeregowcach, a ile o kobietach? Niewiele. Może i nie ścierały się na pierwszych liniach frontu, ale na pewno też walczyły o wolność, umierały za nią i nie stanowiły jedynie tła, jak to jest zwykle pokazywane na ekranie. Kompletne pokazanie koszmaru wojny nie jest możliwe bez nich.
Parafrazując tytuł inspiracji: ten film nie ma w sobie nic z propagandy, a tym bardziej z przerysowanego feminizmu. Kobiety naprawdę istniały również w czasie wojen. Reżyserem jest za to mężczyzna - Kantemir Balagov. Ten zaledwie 28-letni Rosjanin zadebiutował w Cannes w 2017 r. filmem "Bliskość" (i od razu zgarnął jedną z nagród). Już wtedy był nazywany nową nadzieją kina rosyjskiego, a "Wysoką dziewczyną" ten emblemat przypiął sobie na dłużej (dwie nagrody na tym samym festiwalu w tym roku).
Zawsze podziwiam młodych reżyserów, którzy mają dojrzalsze spojrzenie na świat, lepiej żonglują emocjami i znają się na ludziach, niż starsi koledzy po fachu. Zawsze jako przykład stawiam tu, obecnie 30-letniego, Xaviera Dolana (jego słynna "Mama" wyszła w 2014 r.), ale Balagov wcale mu nie ustępuje.
Rosjanin już w "Bliskości" pokazał, że umie "bawić się" uczuciami. W "Wysokiej dziewczynie" zrobił jednak o wiele więcej. To już nie jest surowy i niskobudżetowy film początkującego reżysera. Balagov opanował do perfekcji umiejętność prowadzenia wciągającej narracji i wydobywania emocji - zarówno z aktorów, jak i widzów. Tego filmu nie ogląda się z przyjemnością. Jest przygnębiający, w pewien sposób traumatyczny, wiele scen wierci dziurę w brzuchu (pokazany jest np. gwałt i eutanazja), ale i poszerza perspektywę.
Reżyser Kantemir Bałagow we własnej osobie•Fot. Materiały prasowe
Obojętnie nie można przejść obok dramatycznych, powojennych losów bohaterek, ale również obok pozostałych warstw filmu. Niebagatelny wpływ na to, że film tak wciąga, ma stosunkowo dynamiczny scenariusz. Fabuła nie jest "rozmyta", a cała historia ma zwroty akcji. Odsłaniają m.in. karty z przeszłości Tyczki i Mashy. Dzięki czemu poniekąd zaczynamy rozumieć ich decyzje i to, jakie spustoszenie, również w kobietach, wyprawia wojna.
To film wojenny, bez scen batalistycznych, który i tak jest pełen napięcia. Za gęstą atmosferę "Wysokiej dziewczyny" odpowiada także pieczołowicie przygotowana scenografia oraz kapitalne zdjęcia (autorstwa Ksenii Seredy). Sceny toczą się przede wszystkim w ciasnych pomieszczeniach i spowite są w nieprzyjemnym świetle (żółtawe odcienie działają przytłaczająco). Kolory mają tu też znaczenie symboliczne - zwłaszcza suknie głównych bohaterek pozostawiają pole do interpretacji.
Wszystko współgra i sprawia, że nie mamy do czynienia ze stereotypowym filmem "artystycznym", ale kawałem solidnego kina na najwyższym poziomie. Nawet napisy nie wchodzą w połowie niedopowiedzianej historii, bo reżyser nie miał pomysłu na finał. Zakończenie jest otwarte, ale satysfakcjonujące.
Film jest naturalistyczny i nie unika nagości. Jednym z najbardziej wstrząsających momentów jest sugestywna scena gwałtu•Fot. Materiały prasowe
Mocny kandydat do Oscara
Rosjanie wytypowali "Wysoką dziewczynę" jako swojego kandydata do nagrody Amerykańskiej Akademii (ostateczne nominacje w kategorii najlepszy film międzynarodowy poznamy w styczniu 2020 r.). Polaków reprezentuje świetnie przyjęte "Boże Ciało" Jana Komasy. Szykuje się wyrównana i zacięta rywalizacja.
Film Balagova jest faktycznie bardzo "oscarowy". Oprócz tego zbiera w Polsce i za granicą same pozytywne recenzje. W serwisie Rotten Tomatoes ma ocenę... 100 proc. Nie jest to jednak produkcja, która spodoba się wyłącznie krytykom. Nie jest to też film, który łatwo się ogląda. Po seansie jesteśmy wręcz mocno poturbowani emocjonalnie. Jednak wbrew pozorom jest w nim też coś optymistycznego.
"Wysoka dziewczyna", choć osadzona w ledwie nam znanych realiach, ukazuje uniwersalne wartości. Przejmująco i bez uciekania w podteksty. Wojna wcale nie kończy się po demobilizacji lub podpisaniu aktu kapitulacji. Ona na zawsze psuje biorących w niej czynny lub bierny udział ludzi, a zwycięzcy są też przegranymi. Może to banał, ale trzeba o tym ciągle mówić, pisać, kręcić, bo człowiek ma skłonności do zapominalstwa.