Trump ich zdradził, znaleźli nowego sojusznika. Oto skutki pierwszych dni tureckiej inwazji w Syrii
Tydzień temu mało kto uwierzyłby w taki scenariusz. Inwazja Turcji, atak na Kurdów, zdrada Trumpa? To wszystko jednak rozegrało się w ostatnich dniach na oczach całego świata. W poniedziałek mija szósty dzień tureckiej inwazji, a świat wciąż przeciera oczy ze zdumienia. Mamy XXI wiek. Jedna armia atakuje z Turcji. Druga ruszyła na północ, by odeprzeć inwazję.
Od samego początku, od dnia, gdy prezydent USA dał zielone światło do ataku Turcji, ludzie na całym świecie bili na alarm, że to się skończy masakrą ludności kurdyjskiej. Dziś kurdyjski Czerwony Krzyż informuje o 35 ofiarach śmiertelnych i 100 rannych.
Dane, jak zastrzega, nie obejmują 9 osób, na których dokonano egzekucji. Wśród nich była 35-letnia Hevrin Khalaf, obrończyni praw człowieka, liderka partii Przyszłość Syrii. Protureckie bojówki wyciągnęły ich z aut na drodze i z zimną krwią zastrzeliły.
Kilka godzin temu podano, że zaatakowany został samochód, w którym była ekipa personelu medycznego.
Co jeszcze wydarzyło się od dnia rozpoczęcia inwazji, o czym trzeba wiedzieć?
Rosja może zwiększyć wpływy
Zdradzeni przez prezydenta USA Kurdowie zawarli porozumienie z rządem w Damaszku, w dodatku w rosyjskiej bazie lotniczej Hmejmim w Latakii. To nieoczekiwany i najważniejszy polityczny zwrot akcji osiem lat po rozpoczęciu wojny w Syrii, który oznacza absolutną zmianę sojuszy. "Na jego mocy syryjskie siły rządowe mają wejść w miejsce wycofujących się Amerykanów do miast Kobane i Manbidż na północy kraju" – pisaliśmy już w naTemat.
Przypomnijmy, w tej wojnie Kurdowie wspierali USA, a nie syryjski reżim, który był dla nich wrogiem. Na północy wywalczyli sobie rodzaj autonomii. Teraz Kurdyjska Autonomiczna Administracja Syrii Północnej i Wschodniej orzekła, że syryjski rząd ma obowiązek chronić granic i suwerenności.
Rząd w Damaszku szybko zgodził się wysłać swoje wojska na północny-wschód Syrii, by odeprzeć inwazję Turcji, a także wyzwolić zajęte przez nią tereny. Syryjskie wojska dotarły już do miasta Tel Tamer.
A jeden z dowódców Syryjskich Sił Demokratycznych, w których służą Kurdowie, jeszcze dosadniej wyjaśnił, dlaczego tak się stało. – Musimy wybrać między kompromisami i ludobójstwem naszego narodu. Wybieramy życie naszych ludzi – powiedział Mazloum Abdim.
Wojska syryjskie zmierzają na północ, a tymczasem wojska amerykańskie wycofują się na południe.
Prezydent USA już w ubiegłym tygodniu zapowiedział wycofanie żołnierzy z północnej Syrii, ale w pierwszych dniach tureckiej inwazji wyjechało ich tylko kilkudziesięciu. Prawdziwa akcja rozpoczęła się dopiero teraz.
– Sytuacja pogarsza się z godziny na godzinę – informował Mark Esper, szef Pentagonu. Wkrótce potem, Donald Trump nakazał żołnierzom by wycofali się na południe, dalej od miejsc działań prowadzonych przez Turcję.
Jakkolwiek by tego nie oceniał, trochę wygląda to jak ucieczka.
Sytuacja może skomplikować się i zaognić jeszcze bardziej, gdy potwierdzi się czarny scenariusz, że z kurdyjskich więzień mogą uciec bojownicy ISIS – przebywają ich tam tysiące. W niedzielę pojawiła się informacja, że z jednego z ośrodków wydostało się 750 osób podejrzanych o powiązania Państwem Islamskim.
I łatwo można sobie wyobrazić, do czego może to doprowadzić.