Powód protestów wyborczych PiS to zwykła ściema. Liczby pokazują to jasno
Prawo i Sprawiedliwość złożyło protesty wyborcze w związku z wyborami do Senatu w sześciu okręgach. Dlaczego? Pierwsze skojarzenie jest takie, że robią, co mogą, by jednak odzyskać Senat. Pół biedy, gdyby działo się tak z dających się usprawiedliwić powodów. A wychodzi na to, że znaleziono po prostu takie okręgi, w których PiS przegrał o przysłowiowy włos. Bardzo wybiórczo.
Oficjalnie PiS ustami swojego wicerzecznika Radosława Fogla podało, że chodzi o okręgi z "ponadnormatywnie dużą liczby głosów nieważnych".
Czy chodzi zatem o nowosądecki, gdzie padł rekordowy w skali kraju odsetek takich głosów – bo aż 10,1 proc.? Ależ nie, być może to "czysty przypadek", że właśnie tam zwyciężył kandydat PiS.
Ile głosów nieważnych?
Jaka jest więc prawda o protestach PiS? "Nieco” bardziej skomplikowana, a mówiąc wprost – mówienie, ze to nieważne głosy były powodem protestów, to zwykła ściema PiS.
Bo w skali kraju oddano średnio 2,55 proc. głosów nieważnych. Za to aż w trzech z sześciu "zaskarżonych" przez PiS okręgów ta liczba była niższa od ogólnopolskiej średniej. W okręgu nr 12 wyniosła 2,08 proc., w okręgu 92 – 1,63 proc., w okręgu 100 zaś – 2,44 proc. Większa od średniej była liczba głosów nieważnych w okręgu nr 75 – 2,89 proc., w 95 – 3,79 proc. a w 96 3,56 proc. Gdyby tylko PiS chciało, mogłoby z łatwością znaleźć okręgi z dużo wyższym odsetkiem głosów nieważnych.
Wiadomo natomiast, że – by podać tylko jeden przykład – w okręgu nr 100 trójka kandydatów szła łeb w łeb. Wszyscy uzyskali nieco poniżej 45 tys. głosów do Senatu, a kandydat PiS przegrał o włos z byłym posłem PO Stanisławem Gawłowskim. I wydaje się, że głównie to mogło być prawdziwym powodem protestu wyborczego PiS.