Jest oszczędny i praktyczny. Wygląda jak miejskie auto, ale aż prosi się o wyjazd w trasę
Łukasz Grzegorczyk
Oszczędny i praktyczny do bólu – to pierwsze skojarzenia po kilkudniowej przygodzie z następcą Opla Merivy. Crossland X naprawdę pali całe nic i można nim zabrać rodzinę na wakacje. Tyle że znalazłem parę wad, które trochę zepsuły mi pozytywne wrażenie z jazdy tym autem.
Nie jestem fanem testowania crossoverów, bo to ani typowo miejskie auta, ani rasowe terenówki. Ni to pies, ni to wydra, jak niedawno usłyszałem od znajomej. I jest w tym sporo racji, chociaż na rynku da się znaleźć parę propozycji, które zdołały mnie przekonać. Tak było choćby wtedy, gdy wsiadłem za kierownicę Audi Q3, ale to już wyższa półka – jakościowo i cenowo.
Opel Crossland X to następca Merivy, którą wyparł z rynku. Jest produkowany od 2017 roku. Na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym szczególnym, chociaż od razu można zobaczyć plastikowe wstawki nadwozia.
Fot. naTemat
W moim testowym modelu ładnie prezentowała się srebrna linia, poprowadzona po bokach przy samym dachu. Crossland X wygląda na masywne auto, chociaż waży względnie mało – niecałe 1,5 tony. Z zewnątrz ma mniej miejskiego charakteru. Bardziej przypomina pojazd, którym da się wyjechać w teren.
Fot. naTemat
W środku Crossland X wygląda... poprawnie. To znaczy nie ma żadnych nowatorskich kształtów, ale cała stylistyka nie kłuje w oczy. Od początku specyficzna wydawała mi się pozycja za kierownicą. A wszystko przez ogromną przestrzeń, jaką pasażerowie mają z przodu. I nie chodzi tu o miejsce na nogi (tego też nie brakuje), ale "blat", który znajduje się tuż przy szybie. Przez taką koncepcję wydawało mi się, że prowadzę jakiegoś kolosa i miałem mieszane uczucia.
Fot. naTemat
Trochę szkoda, że wnętrze sprawia wrażenie mocno plastikowego. Jak już wspomniałem, nie wygląda źle, ale jakość wykończenia niestety nie zachwyca.
Ale kiedy już nawet polubiłem tego opla za funkcjonalną kierownicę czy schemat ikon na wyświetlaczu, to trafiłem na coś nieprzemyślanego. W aucie można indukcyjnie podładować telefon, za co duży plus. Ale miejsce tego ładowania jest totalnie niepraktyczne. Zrobiono coś w rodzaju głębokiego schowka, z którego potem trudno wyjąć sprzęt, czy inne wrzucone tam gadżety. Można to było zaprojektować o wiele lepiej.
Fot. naTemat
A teraz będę chwalił. Crossland X ma sporo schowków i ogólnie można go uznać za wygodne auto. Nawet ci, którzy jadą z tyłu, nie powinni narzekać, że jest im ciasno. W bagażniku mamy 410 litrów dostępnej pojemności, a po złożeniu kanapy rośnie ona do 1255 l. Tu jest jeszcze jeden bajer, bo można dosłownie przesunąć tylne siedzisko do przodu. Pasażerowie będą trochę ściśnięci, ale kufer rozszerza się do 520 l. Taką opcję szczególnie docenią rodziny z dziećmi przy pakowaniu walizek.
Fot. naTemat
System multimediów dostępny w Crosslandzie X działa przyzwoicie i pozwala połączyć się ze smartfonem za pomocą odpowiednich aplikacji. Wyświetlacz w centralnej części też spisywał się dobrze nawet w pełnym słońcu.
Fot. naTemat
Pod maską mojego testowanego modelu pracował czterocylindrowy diesel 1.5 o mocy 120 KM. Takie połączenie z 6-biegowym automatem nie pozwoli wam na szaleństwa, ale w tym aucie nie o to chodzi. Można nim komfortowo jechać z autostradową prędkością – to warto podkreślić.
Fot. naTemat
Wielkim zaskoczeniem, a jednocześnie największym plusem Crosslanda X okazało się zużycie paliwa. Byłem w szoku, kiedy średnie spalanie w trasie wyszło mi na poziomie 4,5-5 litrów. I wcale nie pilnowałem się, by jechać ekonomicznie. W miejskich korkach te wartości rzecz jasna pójdą w górę, ale i tak wyniki wypadają imponująco. Poza tym Crossland X ma przyzwoite zawieszenie. Da się nim zjechać z asfaltu na tzw. polne drogi i nie urwie wam głowy na nierównościach.
Fot. naTemat
Opel Crossland X może być wasz nawet za niecałe 60 tys., ale to cena najsłabszej wersji bez doposażenia. Nie oszukujmy się, to mało komu wystarczy. Auto z takim silnikiem, którym sam miałem okazję jeździć, w najtańszej wersji można kupić za 89 tys. zł. Mój testowy model był jeszcze doposażony, więc jego cena przekraczała 100 tys. zł. Można przyjąć, że za około 90 tys. zł dostaniemy samochód, który spełni oczekiwania do jazdy na co dzień.
Fot. naTemat
Jaki jest Crossland X? Do bólu praktyczny i elastyczny, jeśli przymkniemy oko na parę niedoróbek. Widzę w tym aucie rodzinę jadącą na wakacje, bo to samochód, który aż prosi się o robienie nim długich dystansów. Tankowanie nie uderzy was za bardzo po kieszeni, a przestronne wnętrze pozwoli na zabranie tego, co potrzebne.
Gdybym sam mial wybrać podobne auto, zastanawiałbym się jeszcze nad Suzuki Vitarą. Albo machnąłbym ręką na znane marki i wziąłbym SsangYonga Tivoli. Ale to już kwestia gustu.
Opel Crossland X na plus i na minus:
+ Jest do bólu praktyczny. Poza małym wyjątkiem z absurdalnym schowkiem
+ Spalanie
+ Można go wypchać bagażami całej rodziny
+ Zawieszenie
- Plastik króluje w środku
- Niektóre elementy aż się proszą o lepsze wykończenie
- Skrzynia biegów przysypia albo zalicza "szarpnięcia"