Dwa lata później wciąż cieszy. Stinger to auto, które wyleczy cię z niemieckich marek
Nie jest tak szybki jak w wersji z silnikiem V6, ale wygląda równie dobrze. A na dodatek jest sporo tańszy przy zakupie. Kia Stinger w wersji z dwulitrowym silnikiem to spełnienie marzeń wielu Polaków o szybkim, niebanalnym i jeszcze będącym w finansowym zasięgu aucie. Choć już po zakupie tanio nie będzie.
Fot. naTemat.pl
Wygląda jak the real deal
Testowany egzemplarz to wersja GT Line. Łatwo się domyślić, że taki Stinger nawiązuje do wersji GT - tej z mocarnym silnikiem V6. I od razu trzeba przyznać, że GT Line to nie tylko nazwa. O wyglądzie Stingera GT powiedziano już wszystko, więc dodam tylko, że GT Line jest właściwie... identyczny. A dla sąsiada, któremu się będziesz chciał pochwalić, na pewno będzie.
Fot. naTemat.pl
No dobrze, jest jeszcze trzecia różnica - na klapie jest znaczek GT Line zamiast GT. Ale to już kosmetyka.
Fot. naTemat.pl
Cała reszta jest taka sama jak w GT. Czyli całkiem niezłe materiały, wszystko jest bardzo dobrze spasowane, wreszcie kokpit jest naprawdę ergonomiczny, jest tu miejsce i na telefon, i na klucze, i cokolwiek innego. Z drugiej strony trzeba przyznać, że w środku widać upływ czasu. Konkurencja pod względem designu wnętrza poszła mocno do przodu. Stinger jest tutaj bardzo konserwatywny, żeby nie powiedzieć - przestarzały.
Fot. naTemat.pl
Jeździ tak, że nie potrzebujesz GT
Różnica w osiągach na papierze rzeczywiście jest. GT Line ma jednak jednak dwa cylindry mniej, 121 koni mniej, a i moment obrotowy jest mniejszy o 157 Nm (finalnie 353 Nm). A do tego mamy napęd na tył zamiast na obie osie. Czy to problem? Zależy. Jeśli chcecie swojego Stingera butować po niemieckiej autostradzie, no to... no tak. Ale w realny użytkowaniu w Polsce dwulitrowy Stinger mocy ma aż nadto.
Fot. naTemat.pl
Nie powiem też, że GT Line prowadzi się gorzej. Wiele osób powie nawet, że... lepiej. Testowany model jest przede wszystkim lżejszy od GT o ponad 200 kilogramów! Silnik V6, napęd na obie osie i inne dodatki robią swoje. To sprawia, że Stinger GT Line w zakrętach porusza się naprawdę ochoczo.
Fot. naTemat.pl
Ale ponownie - w każdej normalnej sytuacji Stinger GT Line będzie aż nadto i szybki, i komfortowy. Pokonałem tym autem w trasie i w mieście sporo kilometrów. I naprawdę: zero problemów.
Fot. naTemat.pl
Problem jest jeszcze jeden: spalanie. Stinger to kolejne auto, które stanowi dowód, że mniejsze, ale wysilone silniki wcale nie palą mniej niż więcej. I spalanie dwulitrowego Stingera jest naprawdę wysokie. Na autostradzie: 12 litrów. Na ekspresówce: niewiele mniej. W mieście, nawet jeśli nie będziecie przesadzać z gazem, ale ruch nie będzie zbyt płynny, trzeba się liczyć nawet z 17-18 (!) litrami.
Fot. naTemat.pl
Taniej, ale nie tanio
Przy okazji spalania dochodzimy do ceny. I Stinger "jak na Koreańczyka" tani nie jest. Co prawda w tym przypadku trudno powiedzieć, dlaczego miałby być, bo to kawał bardzo dobrego i świetnie wyposażonego auta, ale jednak. Z testowanym silnikiem samochodem z salonu można wyjechać za 152 900 zł. Ale nie będzie to wersja GT Line, a osobiście uważam, że bardziej cywilne L oraz XL po prostu... nie wyglądają dobrze.
Fot. naTemat.pl
I po prostu na tyle dobre, że stanowiące alternatywę dla niemieckich aut tego typu.
Kia Stinger GT Line na plus i minus:
+ Dobre osiągi
+ Cena niższa niż w GT
+ Prowadzenie
+ Komfort
- Przestarzałe wnętrze
- Spalanie
Fot. naTemat.pl