To jedno z fajniejszych (i szybszych) małych autek na rynku. 5 rzeczy, które musisz o nim wiedzieć
W tym kolorze widać go już na końcu ulicy, ale dojedzie do ciebie zaskakująco szybko. Suzuki Swift Sport trudno nazwać pełnoprawnym hothatchem. Ale z drugiej strony to samochód, który da ci wiele radości, jeśli przymkniesz oko na kilka detali.
Tak, Suzuki Swift Sport może być np. czarne. Albo białe. Nawet srebrne! Ale przecież nie po to kupujesz taki samochód, żeby być szarą myszką w korkach, prawda? Testowy model został polakierowany kolorem o wdzięcznej nazwie "champion yellow" i wygląda piorunująco. Choć co ciekawe – to nie jest metalik. I to jedyny lakier w gamie, który nie jest metaliczny.
Fot. naTemat.pl
W środku jest podobnie. Co prawda czerwone wykończenie trochę gryzie się z żółtym lakierem, no ale jest sportowo. Gałka zmiany biegów (nie ma automatu!) dobrze leży w dłoni, a kierownica sprawia bardzo zwarte wrażenie. I jest po prostu ładna. Oczywiście właściwie wszystko jest twarde, ale zaskakująco dobrze spasowane.
Fot. naTemat.pl
Idzie jak burza
Obecna generacja Swifta Sport może się nie spodobać purystom. Wcześniej autko napędzały bowiem silniki wolnossące, a teraz mamy turbo. Silnik o pojemności 1,4 litra daje nam 140 koni mechanicznych i 230 niutonometrów.
Fot. naTemat.pl
A co ważne, cały moment jest dostępny już od 2500 obrotów na minutę. I co jeszcze ważniejsze, Suzuki Swift Sport waży MNIEJ niż tonę (!). To prawdziwa rzadkość dzisiaj. Dlatego reakcja na gaz jest tutaj piorunująca, a samochód żwawo mknie do przodu właściwie z każdego biegu. Co prawda do setki Swift Sport rozpędza się w osiem sekund, ale naprawdę – wrażenia są na żywo zupełnie inne. Zapewne ze względu na rozmiary auta.
Fot. naTemat.pl
Prawdę mówiąc… trudno mi się do tego odnieść. Nie jeździłem poprzednimi. Mogę za to powiedzieć, że obecnemu Swiftowi naprawdę nic nie brakuje. Osiągi są na zupełnie wystarczającym poziomie, co już zauważyłem wyżej. Ale i prowadzenie jest naprawdę dobre, a dzięki małej masie Swift Sport jest zwinny. Ale to bardzo zwinny. Ale to bardzo, bardzo zwinny.
Fot. naTemat.pl
Brakuje tu chyba tylko bardziej rasowego dźwięku silnika. No ale to 1.4. Przy większych prędkościach robi się w kabinie też dość głośno.
Fot. naTemat.pl
I jeszcze taka ciekawostka: nie wiem czy to terenowy rodowód marki, ale naprawdę dobrze radzi sobie na poprzecznych nierównościach. Aż się zdziwiłem.
Fot. naTemat.pl
Silnik 1.4 jest naprawdę, ale to naprawdę oszczędny. Wpływ ma to ma oczywiście jeden fakt: to waga piórkowa. Niemniej jednak jeżdżąc Swiftem Sport z wykorzystaniem całego dobrodziejstwa inwentarza w mieście ciężko będzie wam przebić spalanie rzędu 10 litrów na sto kilometrów. Raczej będzie to około dziewięciu litrów.
Z kolei jeżdżąc oszczędnie wyniki rzędu 7-8 litrów są jak najbardziej realne. Poza miastem też jest tanio. Autostrada to tak samo: raptem 7-8 litrów na 100 km.
Fot. naTemat.pl
Najsłabsza strona tego auta. Ekran multimedialny na środku kokpitu jest po prostu przestarzały, nieczytelny, powolny i skomplikowany w obsłudze. Słowem brzydki.
Korzystanie z niego nie sprawia większej przyjemności, a jest wręcz męczące. Z nawigacją lepiej dać sobie spokój i skorzystać ze smartfona. Niezrozumiałe dla mnie jest też wycięcie pokrętła od głośności. Owszem, coraz modniejsze, ale po co? Podgłośnić ulubiony kawałek w radiu trzeba tu z poziomu kierownicy.
Fot. naTemat.pl
Raczej niewiele osób się na to zdecyduje
Swift Sport ma jeszcze jeden problem, choć on dotyczy raczej tylko polskiego rynku (czy też szerzej: innych krajów na dorobku).
Fot. naTemat.pl
Dlatego Swift Sport to raczej produkt dla świadomego klienta i raczej… nie jako pierwsze auto w gospodarstwie. Ewentualnie dla wiecznego singla. W każdym razie – na pewno wywoła uśmiech na twarzy.
Suzuki Swift Sport na plus i minus:
+ Świetne prowadzenie
+ Dużo frajdy z jazdy
+ Oszczędny silnik
- Multimedia i kamera cofania
- Silnik nie brzmi
- Cena dla wielu będzie zaporowa
Fot. naTemat.pl