Samochody, które (prawie) nie potrzebują kierowcy. Każdy powinien choć raz się nimi przejechać
Estonia – ów niewielki kraj nad Bałtykiem to mekka dla pasjonatów najnowocześniejszych technologii oraz jedno z najbardziej zinformatyzowanych miejsc na świecie. To właśnie tutaj narodziły się m. in. Hotmail, Skype oraz Bolt, to właśnie tutaj powstaje dziś więcej startpupów, niż w… kalifornijskiej Dolinie Krzemowej. Nie powinno więc dziwić, że na tutejszych drogach przetestowałem samochody IQ.Drive, będące wielkim krokiem Volkswagena w tworzeniu pojazdów częściowo autonomicznych.
Czym jest iQ.Drive?
W ostatnich latach producenci samochodów w sposób wręcz hurtowy dokładają do swych pojazdów kolejne systemy wspierające i poprawiające bezpieczeństwo. W przypadku Volkswagena liczba dostępnych opcji doszła do takich ilości, że klienci – przedzierając się przez konfiguratory na stronie tego koncernu – mogli zwariować wobec prawdziwej klęski urodzaju.
Tak więc firma z Wolfsburga postanowiła spakować wszystkie nowinki techniczne w jeden pakiet, nazwany IQ.Drive. Obejmuje on grubo ponad 20 naprawdę sprytnych systemów, dzięki jazda samochodem staje się zarazem łatwiejsza, bardziej odprężająca, jak i – co najistotniejsze – naprawdę bezpieczna.
Czy chodzi tutaj o jazdę w pełni autonomiczną?
Nie, jeszcze nie. Z mojej perspektywy: na szczęście. OK – wiem, że współczesna elektronika radzi sobie z samodzielnym prowadzeniem pojazdów naprawdę dobrze. Statystycznie rzecz ujmując, ryzyko kolizji, za którą odpowiada samochód autonomiczny jest znacznie niższe, niż w sytuacji, gdy za jazdę odpowiada zły kierowca.
Zły, czyli nieuważny, roztargniony, mocno zmęczony. Nie wspominając nawet o sytuacjach, gdy za prowadzenie wozu zabiera się człowiek będący pod wpływem rozmaitych używek, bądź skacowany. Jednak kwestią kluczową pozostaje to, że po prostu nie dorosłem psychicznie do sytuacji, w której zlecam samochodowi przewiezienie mnie z Radomia do Sosnowca, po czym zdaję się całkowicie na inteligentną elektronikę.
Przyczajony Passat, ukryty Passat•Fot. naTemat
Jednak od czasu do czasu coś szło nie tak – a to wóz zignorował czerwone światło na skrzyżowaniu, a to nie zauważył przyczepy, którą ciągnęło inne auto. Od kolizji uratowały mnie "oldskulowe" działania, znane od początków motoryzacji: stopa wciska pedał hamulca, ręce kręcą kierownicą.
Nawet jeżeli mamy świadomość, że podobne wpadki na skrzyżowaniu lub zatłoczonej drodze szybkiego ruchu mogą przytrafić się każdemu kierowcy, to wciąż pozostaje kwestia natury mentalnej: najzwyczajniej w świecie ludzki umysł nie zdążył jeszcze dorosnąć do zmian technologicznych. Ze względów ewolucyjnych podświadomie bardziej ufamy "elementowi ludzkiemu", niż bezdusznej maszynie.
Ręka w górę, kto NAPRAWDĘ bezstresowo zdałby się na technologię w stu procentach: uciął sobie błogą drzemkę w rozpędzonym samochodzie autonomicznym na autostradzie, lub samolocie, w którym nie siedzi żaden pilot.
Czas na odrobinę jodu•Fot. naTemat
Testy zacząłem za kierownicą Passata GTE, czyli 218-konnej hybrydy plug-in, wyekwipowanej w silnik 1.4 TSI, wspierany przez motor elektryczny.
W tym miejscu muszę uderzyć się samokrytycznie w pierś – tak, jestem jedną z tych osób, którym zdarzało się rzucać żarcikami na temat tak popularnych na polskich drogach "Pasków". Oczywiście chodzi o ich najbardziej memiczną odmianę: piątą generację (B5), napędzaną 1,9-litrowym turbodieslem. Koniecznie w wersji kombi, najlepiej z granatową karoserią i – oczywiście – ściągniętą z zachodu Europy.
Taki Passat stał się wzorcem samochodu dla człowieka, który postanowił powiedzieć światu: "jestem tak rozsądny i pragmatyczny, że… w swoim życiu nie potrzebuję absolutnie żadnych emocji". Owszem, za rozsądną kwotę stawał się posiadaczem wozu pozwalającego połączyć niskie koszty eksploatacji z naprawdę niezłym komfortem jazdy i wzorową ergonomią, no ale…
Dziś, po przejechaniu kilkuset kilometrów Passatem ósmej generacji, muszę wyznać: to wspaniały samochód. Oczywiście, przemieszczając się nim, nie oczekujmy sportowych doznań, tudzież gęsiej skórki na plecach, jednak naprawdę daleko mu do pojazdu, który można byłoby nazwać mdłym i nijakim w prowadzeniu.
Passat kombi, czyli klasyka klasyki•Fot. naTemat
W chwili, gdy muszę oddać kluczyk do testowego egzemplarza, odczuwam żal. Czyli coś, czego w życiu bym się nie spodziewał w odniesieniu do "Paska". Na otarcie łez przesiadam się do Volkswagena, którego kocham i szanuję już od roku 2002 – czyli chwili, gdy zadebiutowała jego pierwsza generacja.
Chodzi tutaj o Touarega – jednego z absolutnie najfajniejszych SUV-ów, jakie wyczarowała ludzkość. W Estonii do dyspozycji otrzymuję najpotężniejszą odmianę tej kolubryny, zasilaną czterolitrowym V8 TDI o mocy 422 KM. Zanim wpadnę w zbyt wielką ekstazę, opisując ten wóz, wypiję szklankę zimnej wody, uspokoję oddech i zmuszę się do powrotu do meritum, czyli pakietu IQ.Drive.
Touareg postanowił dowiedzieć się czegoś nt. historii techniki•Fot. naTemat
Zliczanie elementów IQ.Drive jest sprawą naprawdę skomplikowaną: wszystko składa się tutaj z całego mnóstwa systemów, które wchodzą w skład innych, większych systemów, nierzadko wspierając działanie innych systemów itd. Liczy się to, że wszystko układa się misternie w całość, która… naprawdę działa.
Część owych rozwiązań dedykowana jest głównie jeździe miejskiej oraz manewrowaniu na ciasnych parkingach – mówimy tutaj chociażby o mocno rozbudowanym systemie czujników oraz kamer, które wykorzystywane są m. in. w najnowszej generacji systemu parkowania (Park Assist 3.0).
Tak, wiem, podobne rozwiązania są stosowane przez wielu producentów od lat, jednak w przypadku Volkswagena mówimy o naprawdę sporym skoku technologicznym, który sprawia, że elektronika – niezależnie od tego, czy mówimy o parkowaniu równoległym czy prostopadłym – działa zaskakująco wręcz sprawnie. W przypadku Touarega wisienką na torcie jest fakt, że system współpracuje z tylną osią skrętną, dzięki czemu ten wielki SUV potrafi wjechać w zaskakująco wręcz ciasne miejsca (a następnie stamtąd wyjechać).
"Opowieść o Passacie, który lubił zwiedzać świat"•Fot. naTemat
Dołóżmy do tego system Sign Assist, wykrywający znaki drogowe. W przypadku wielu samochodów wyekwipowanych w podobne rozwiązanie, wszystko przypomina loterię, podczas której zastanawiasz się, czy tym razem pojazd zauważy i poprawnie zinterpretuje znak, czy jednak nie. W przypadku nowych Volkswagenów nie odnotowałem żadnej wpadki pod tym względem. Dodajmy: również nocą i podczas ulewnego deszczu, którego w Estonii nie brakowało.
Nawet w czasie deszczu nie ma miejsca na nudę•Fot. naTemat
Ciekawym dodatkiem jest Roadwork Lane Assist, wykrywający roboty drogowe (a tych na ulicach Tallina było sporo), ułatwiając przejazd przez zwężenia. Dostępny jest wyłącznie w Touaregu i to właśnie w nim – pojeździe mającym niemal 2 metry szerokości – człowiek szczególnie docenia to, jak sprawnie wóz przeciska się pomiędzy naprawdę wąsko i nierówno rozstawionymi słupkami.
Co z bajerami, które mają ułatwić jazdę na szybszych odcinkach? Tutaj spodobały mi się zwłaszcza: perfekcyjnie dopracowany asystent jazdy po właściwym pasie ruchu (Lane Assist) oraz czyli tempomat – jak określa to Volkswagen – proaktywny (Predictive Cruise Control). Potrafi nie tylko zmniejszać prędkość wozu, dostosowując ją do ograniczeń prędkości, lecz także uwzględniać miejsca takie, jak chociażby ronda – samodzielnie zwolni przed nimi, aby przejechać takie skrzyżowanie z prędkością 30 km/h, a następnie przyśpieszyć.
Tallin – miasto, które jednak czasami zasypia•Fot. naTemat
Sytuacjom podbramkowym zadedykowano Emergency Assist, który w przypadku zasłabnięcia kierowcy potrafi nie tylko zatrzymać auto, lecz i zrobić to w sposób naprawdę łagodny i bezpieczny.
Po lewej: wóz kempingowy stworzony z iście germańskim rozmachem•Fot. naTemat
Jednak to, co zdecydowanie najciekawsze w IQ.Drive, można zobaczyć dopiero wtedy, gdy słońce znika za horyzontem. Na początek parę słów o systemie Light Assist, dzięki ktoremu możesz odpalić światła długie i… nie przejmować się tym, że musisz gasić je za każdym razem, gdy z naprzeciwka zbliżają się inni uczestnicy ruchu.
Wóz będzie robił to w twoim imieniu, inteligentnie żonglując zestawem składającym się z zestawu diod LED – w przypadku Passata pod każdym kloszem kryje się ich niemal pół setki, w Touaregu jest ich niemal 130. Samochód analizuje sytuację na drodze, zmniejszając siłę światła wyłącznie w wybranych rejonach – wycina jedynie fragment swej "łuny" (na tyle, aby nie oślepiać innych kierowców), lecz wciąż z pełną mocą oświetla np. pobocza. W praktyce działa to obłędnie wręcz dobrze.
Sztuczna inteligencja rozpozna dziennikarza, czy nie?•Fot. naTemat
Dzięki nim kierowca otrzyma ostrzeżenia o kryjących się w oddali (wszystko działa na dystansie do 300 metrów) ludziach i zwierzętach, z którymi mogłoby dojść do kolizji. Wady? Wszystko działa sprawnie do momentu, gdy temperatura na zewnątrz samochodu nie przekracza 28 °C. Tylko do takiej wartości elektronika skutecznie wyłapuje różnice pomiędzy temperaturą otoczenia a ciepłem, jakie wydzielają istoty żywe.
Taltech wita!•Fot. naTemat
Testowane samochody naprawdę sprawnie przemieszczają się w sposób (niemal) samodzielny, choć oczywiście Volkswagen wciąż wymaga tego, aby kierowca angażował się w jazdę – pilnują tego wbudowane w kierownicę czujniki. Zdejmiesz z niej dłonie – po kilkunastu sekundach auto przypomni ci, że nie jest pojazdem autonomicznych i wciąż masz pewne obowiązki.
Jeżeli bazować na deklaracjach Volkswagena, na tego rodzaju auta jeszcze przyjdzie nam poczekać – do produkcji wejdą najwcześniej za kilkanaście lat. Na razie auta pozbawione kierownicy są pojazdami koncepcyjnymi (patrz: Volkswagen ID Vizzion).
Odrobina szpiegostwa naukowego•Fot. naTemat
Cóż, w tym przypadku przesadny pośpiech nie jest wskazany, na razie inżynierowie oraz informatycy mają przed sobą jeszcze naprawdę wyzwań. Trzeba dopracować jeszcze wiele kwestii, lecz na tej ciężkiej i wyboistej drodze to właśnie technologie takie, jak IQ.Drive są idealnym poligonem doświadczalnym.
W Taltechu praca wciąż wre – czekamy na kolejne efekty•Fot. naTemat