Czarnecki tłumaczy nam bulwersującą wycieczkę do Kaszmiru. "Odbyła się w cieniu zamachów"

Adam Nowiński
W sieci zawrzało po ustaleniach "Gazety Wyborczej", która ujawniła, że grupa europosłów PiS pojechała z wizytą do Kaszmiru. Obszar ten jest niedostępny dla mediów oraz polityków lokalnej opozycji ze względu na represje na ludności, która zamieszkuje tę – do niedawna autonomiczną – prowincję. Jednym z europosłów, który wizytował w Indiach jest Ryszard Czarnecki. Opowiedział on naTemat.pl o swoich wrażeniach.
Ryszard Czarnecki opowiedział nam, co widział w Indiach i Kaszmirze. Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta
Według informacji "India Today", które później sprecyzowała "Gazeta Wyborcza" do Kaszmiru z wizytą pojechało 23 z 27 zaproszonych przez indyjski rząd europarlamentarzystów, wśród nich Ryszard Czarnecki i Grzegorz Tobiszowski z PiS.

To dość bezprecedensowe, bo do tej pory do tej spornej prowincji od momentu zniesienia jej autonomii przez rząd Indii, nie mieli wstępu ani opozycjoniści, ani media (te krajowe jak i zagraniczne). O przebiegu wizyty porozmawialiśmy więc z Ryszardem Czarneckim.

***
Ambasada Unii Europejskiej w Indiach podkreśla, że była to prywatna wizyta. Czy to prawda, taki miała ona charakter?


Ryszard Czarnecki: Na początku chciałbym sprostować "informacje" podane w "Gazecie Wyborczej", że była to jakaś delegacja skrajnej prawicy. Do Indii pojechali przedstawiciele ośmiu największych frakcji w Unii Europejskiej, w tym mocna reprezentacja Europejskiej Partii Ludowej i jej trzech przedstawicieli. Każdy z nich: i Włoch, i Czech, i Słowak pełnią funkcje w Parlamencie Europejskim.

Oprócz nich byli z nami także członkowie socjalistów i liberałów, czyli mieliśmy delegację, w której zachowano pluralizm pod względem frakcji w PE, oraz pod względem geograficznym, bo składała się ona z europarlamentarzystów dziewięciu państw. Tak jak wiele wyjazdów europosłów, tak samo i ten, był wyjazdem nieoficjalnym. Zaprosił nas hinduski NGO-s.

Jak wyglądał plan wyjazdu?

W planie było spotkanie z premierem Narendrą Modim i wiceprezydentem Indii Venkaiahem Naidu. Potem rozmawialiśmy z ministrem spraw zagranicznych Sabrahmanyamą Jaishankarą, a całość zwieńczyła wizyta w Kaszmirze. Byliśmy pierwszą delegacją od sierpnia, którą wpuszczono do Kaszmiru.

Żałuję bardzo, że nie odbyło się spotkanie z przedstawicielami hinduskiej opozycji w parlamencie i nie poznaliśmy także jej zdania na wiele tematów. Aczkolwiek niezręcznie też jest, żeby ktoś z zewnątrz wtrącał się w wewnętrzne sprawy kraju, którego jest gościem.

W mediach społecznościowych chwalił pan spotkanie z premierem Indii. O czym rozmawialiście?

Przede wszystkim podziękowałem mu za wizytę ministra spraw zagranicznych Indii w Polsce. Uwaga, pierwszą od 32 lat. Mam nadzieję, tak przynajmniej wynikało z naszej rozmowy, że w przyszłym roku, pierwszy raz po 40 latach, także premier Modi zjawi się w Polsce.

Wspomniał pan, że była to pierwsza od sierpnia delegacja w Kaszmirze. Nie są wpuszczani tam ani politycy opozycji, ani dziennikarze...

Tutaj też muszę sprostować, bo od wyjazdu ze stolicy aż do samego Kaszmiru towarzyszyli nam dziennikarze. Także na miejscu było wielu przedstawicieli mediów z kamerami. Wiem natomiast, że rzeczywiście odmówiono wjazdu jednemu z przedstawicieli amerykańskiego Kongresu. Wierzę jednak, że nasza wizyta otworzy Kaszmir dla innych zagranicznych delegacji.

Co pan tam zobaczył? Jak żyją ludzie w Kaszmirze? Miał pan okazję z kimś z nich porozmawiać?

To było dla mnie zaskakujące, bo odbyło spotkanie z przedstawicielami społeczeństwa obywatelskiego Kaszmiru i wielu z nich było krytycznie nastawionych do rządzącej Indiami władzy. Podnosili kwestie korupcji, braku dostępu do edukacji zwłaszcza dla ludzi z biedniejszych kast.

Krytykowali władze lokalne i centralne, ale jednocześnie podkreślali, że reformy Modiego były dobre, bo otworzyły drzwi awansu zawodowo-społecznego przedstawicielom niższych kast. Zaprezentowano nam więc różne poglądy. Jak dla mnie nie było to ustawione spotkanie.

A jak inni europarlamentarzyści komentowali wizytę w Indiach i w Kaszmirze? Jakie były ich wrażenia?

Wielu z nich było w Indiach po raz pierwszy i byli pod wrażeniem ogromnych środków bezpieczeństwa, które zobaczyli po wyjściu z terenu lotniska. Przede wszystkim naszą wizytę poprzedziły dwa ataki terrorystyczne, w których jedna osoba zginęła, a 18 zostało rannych. Podobnie było już w samym dniu naszego przylotu do Indii – kolejny zamach i sześciu zabitych. Można rzec, że nasza wizyta przebiegała w cieniu zamachów terrorystycznych.

Dlatego nie dziwię się, że wielu jej członków miało wrażenie, że znalazło się w oblężonej stolicy – co krok to żołnierz z karabinem maszynowym, jak nie odwrócony do ulicy, to stoi frontem. Przypuszczam, że w ten sposób gospodarze chcieli nam pokazać, że kontrolują sytuację w tym regionie. Ale myślę, że niektórzy członkowie delegacji byli tym widokiem nieco przytłoczeni.