Franek Sterczewski zdradza plan na działanie w Sejmie. I opowiada, jak wyglądał "chrzest" w TVP

Aneta Olender
Zrobiło się o nim głośno, gdy najpierw zamiast samolotu wybrał podróż pociągiem, a później odbierał zaświadczenie o wyborze na posła w sportowych butach. Tak barwna postać stała się oczywiście ciekawa dla dziennikarzy. – W życiu bym się nie spodziewał, że ktoś zwróci uwagę na moje buty, ale przez ten pryzmat możemy powiedzieć o innych kwestiach – mówi w rozmowie z naTemat poznański aktywista Franek Sterczewski i wyjaśnia, jakie to istotne kwestie.
Franek Sterczewski dostał się do Sejmu z ostatniego miejsca listy KO w Poznaniu. Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta
Nie jest już pan trochę zmęczony?

Kilka ostatnich dni spędziłem w Kotlinie Kłodzkiej. Odpoczywałem wśród pięknych widoków i wśród różnych zwierząt, które można tam było spotkać. Tak więc baterie są naładowane. Jesteśmy w pełnej gotowości przed rozpoczęciem kadencji.

Ale pytań o buty ma pan pewnie już dość?

Jest mi bardzo miło jeśli jestem obdarzony jakimś zainteresowaniem. Na każde pytanie staram się odpowiadać najlepiej jak potrafię. Uważam, że nie ma złych pytań, mogą być tylko złe odpowiedzi. Nawet jak ktoś mnie pyta o tak banalną rzecz jak buty, to staram się odpowiadać, że tutaj nie chodzi o ich wygląd, tylko o to, że dzięki nim dotarłem do ludzi, do 17 gmin powiatu poznańskiego.


Wyborcy powinni zapytać swoich posłów, swoich kandydatów, czy również przeszli taki spacer, powinni sprawdzić ich buty, bo jeśli są one wypastowanymi lakierkami, to dużo mówi o tym, co ci politycy robili w trakcie kampanii lub podczas 4 lat kadencji.

Poseł powinien mieć wygodne buty. Takie, które służą do spacerów, do chodzenia na spotkania z mieszkańcami, których chce się reprezentować. Poseł powinien być aktywny. Ja jako aktywista miejski chcę zachować charakter swojej działalności. Chcę być wśród ludzi.

Tymi butami chciałbym też zakomunikować, że chciałbym powrócić trochę do korzeni poselstwa, czyli do posłannictwa między społeczeństwem a polityką.

Absolutnie nie spodziewałem się takiego zainteresowania butami, ale nie są przypadkowe. Coś mówią o osobie, która je nosi. Skoro jestem pierwszym posłem w takich butach, to na pewno nie ostatnim. Uważam, że taki będzie trend i politycy aktywni wśród ludzi będą zauważani i doceniani.

Taką mam nadzieję, że polityka będzie wracała do korzeni, że politycy wyjdą z samolotów i wrócą trochę do ludzi, bo brakowało ich przez te ostatnie lata. Ale z tego, co widziałam, dostał pan nową parę butów od przyjaciół?

Tak. Zgadza się, ale były dwa numery za duże. Dlatego nie byłem w nich na zaprzysiężeniu. Dostałem te piękne buty od rady osiedlowej i na pewno będę je nosił, ale czekam aż przyjdzie właściwy rozmiar.

A barwy KO są dla pana właściwe?

Wydarzenia z ostatnich lat pokazują, że różne nowe byty polityczne szybko gasły. Ruch Palikota, Kukiz'15 czy Wiosna, która na początku roku weszła do polityki wielkim rewolucyjnym gestem. Teraz okazuje się, że łączy się z inną partią, a Sylwia Spurek, jedna z założycielek, występuje z niej.

To pokazuje, że jest to czas na współpracę w ramach większych bloków. Niestety trwa także polaryzacja polskiego społeczeństwa, która jest szkodliwa, bo przez to premiowane są duże ugrupowania. Mogę otwarcie, krytycznie i szczerze mówić, o tym, co mi się podoba, a co mi się nie podoba w KO, ale zdecydowałem się z nią wystartować.

Również dlatego, że jestem z Poznania, którego prezydent Jacek Jaśkowiak, który jest z PO, jako pierwszy prezydent polskich miast poszedł w paradzie równości. Mamy też pierwszy program In vitro, który został uruchomiony dzięki współpracy Lewicy i PO. W Poznaniu jest też jeden z najlepszych programów mieszkaniowych.

Tę współpracę poznańskiej sfery politycznej, która tak dobrze się tam sprawdza, chciałbym przenieść poziom wyżej. To, że działa, odzwierciedlają wyniki wyborów. Na współpracę wewnątrz KO zapatruję się dobrze.

Myślę sobie, że skoro Jacek Sutryk, prezydent Wrocławia z KO, potrafi wprowadzać politykę ekologiczną, walczyć o transport zbiorowy, czy wprowadzać Miejski Plan Adaptacji do zmian klimatu, to ja też mogę tego typu programy realizować centralnie.

Ostanie dyskusje toczą się raczej wokół przewodniczącego partii, a nie jakichkolwiek programów.

Jeśli chodzi o przewodnictwo w partii jednej czy drugiej, to nie czuję się kompetentny, żeby o tym mówić. Nie jestem członkiem żadnej partii i dobrze mi z tym w tym momencie. Każda partia powinna zajmować się tym w własnym sosie.

Liczę jednak na refleksję. Na barkach PO wciąż spoczywa największa odpowiedzialność. Nie chodzi tylko o ugrupowanie, ale o całą opozycję.

Czyli jednak uważa pan, że zmiany byłyby dobre?

Wynik tych wyborów jest daleki od satysfakcjonującego. Zostało popełnionych wiele błędów i trzeba z nich wyciągnąć wnioski, ale myślę, że rozmowa tylko o liderze jest szukaniem kozła ofiarnego.

Wiadomo, że on ponosi odpowiedzialność, ale jest to też szerszy problem. Chodzi o tożsamość PO i KO. Wydaje mi się, że to jest zadanie, które stoi przed Platformą Obywatelską i przed nami jako szerszą koalicją. Trzeba się zastanowić nad ramami ideologicznymi, nad wyzwaniami. Wyzwaniem są na pewno wybory prezydenckie.

Może tutaj dobrą wskazówką są duże miasta, samorządy, które prowadzą bardziej społeczną, bardziej ekologiczną politykę niż to się działo centralnie, ale dzięki temu wygrywają wybory. Uważam, że inspiracji należy szukać w dużych miastach.

Kto pana zdaniem byłby dobrym kandydatem na prezydenta?

Nie jestem przekonany do żadnej z propozycji, które obecnie padają. Teraz trwają rozmowy o personaliach, czy bardziej ta pani, czy bardziej ten pan, a to jest trochę mało rzeczowa dyskusja. Wolę rozmawiać o wartościach i o tym, czego przez ostatnie lata brakowało na fotelu prezydenckim, jakich wartości.

Uważam, że wyzwaniem jest przywrócenie urzędowi prezydenta autonomii, żeby nie był tylko notariuszem decyzji, które zapadają na Nowogrodzkiej. To powinna być niezależna jednostka, budująca społeczeństwo obywatelskie, demokrację, a nie demontująca ją lub przyczyniająca się do demontażu.

Prezydent mógłby promować politykę ekologiczną, mógłby być ambasadorem transportu publicznego. Dlaczego nie? Skoro prezydent Austrii przyjechał do Katowic na szczyt klimatyczny pociągiem, to dlaczego nasz prezydent nie mógłby jeździć pociągiem zamiast limuzyną?

Powinien być także liderem dialogu, powinien jednoczyć ludzi i łagodzić napięcia, a nie kimś kto pojawia się w tłumie, robi sobie selfiki, ale tylko w celach propagandowych. Z tego nic nie wynika, żadna wymiana zdań. Dziś prezydent jest tylko figurą PR-ową, a nie decyzyjną.

Moim marzeniem jest to, aby na tym stanowisku zobaczyć Adama Bodnara, który łączy merytoryczną wiedzą, wrażliwość społeczną i jest przykładem urzędnika, który nie tylko siedzi w Warszawie, ale jeździ po całej Polsce, również tak jak ja zdziera buty i robi pracę u podstaw.

Ale niestety, albo raczej stety jest, on słowny i obowiązkowy i będzie Rzecznikiem Praw Obywatelskich do końca kadencji, która kończy się po wyborach prezydenckich. Byłby jednak taką figura, za którą mógłbym dać się pokroić i jednoznacznie go wesprzeć. Póki co trwa dyskusja. Przysłuchuję się, obserwuję, zobaczymy, może jeszcze się ktoś pojawi.

Mówi pan o sobie: "aktywista i społecznik w Sejmie". To przewaga?

Mam wrażeniem, że klasy polityczna, biznesowa, medialna, odkleiły się od społeczeństwa. Jesteśmy zapatrzeni na celebrytów, na gadające głowy, które przemieszczają się limuzynami, samolotami, między miejscem pracy, salą sejmową a studiem telewizyjnym.

To powoduje, że powstają różne dziwne pomysły, ponieważ nie są oni świadomi tego, czego ludzie naprawdę potrzebują. Ludzie widząc to odklejenie, z frustracji wybierają takich Trumpów, Orbanów, czy innych populistów.

Jeśli chcemy to zmienić, jeśli chcemy utrzymać demokrację w Polsce, przywrócić praworządność i żeby Polska rozwijała się w sposób racjonalny, to politycy powinni wyjść do ludzi i ich słuchać.

To nie jest nowa wiedza, to pokazują choćby wyniki poprzednich wyborów. Do europarlamentu dostali się m.in. Elżbieta Łukacijewska i Bartosz Arłukowicz, których wyborcy docenili właśnie dlatego, że byli wśród nich. Wziąłem to sobie do serca. Miałem nadzieję, że znajdzie się więcej osób, którym będzie na tym zależeć.

Nie boi się pan, że pan za chwilę też będzie oderwany od rzeczywistości? Już dziś pojawia się pan często w mediach?

Mam nadzieję, że to mi nie grozi. Jestem bardzo towarzyską osobą, bardzo lubię przebywać wśród ludzi. Często uczestniczę w spotkaniach, w debatach, mediuję w trudnych sprawach, w konfliktowych kwestiach. Dlatego też zdecydowałem się na start w wyborach, ale nie można być skutecznym posłem jeśli nie ma się kontaktu z ludźmi.

Nie boję się zamknięcia w studiu telewizyjnym. Poza tym dziś można docierać do ludzi także dzięki mediom społecznościowym. Chciałbym być takim mobilnym nadawcą treści. Jeśli jednak zdarzy się tak, że ktoś powie, że dawno nie było mnie w Poznaniu, że tylko widać mnie w telewizji, to wtedy zapraszam, żeby mnie siłą wyciągnąć za fraki. Co mówili ludzie, z którymi się pan spotykał w kampanii?

Dziennie rozmawiałem średnio z setką osób. Staliśmy z kawą na dworcu od świtu i spotykaliśmy ludzi z całego powiatu, którzy do Poznania przyjeżdżali koleją metropolitalną. Jeździliśmy do mniejszych miejscowości. Chodziliśmy od drzwi do drzwi po różnych osiedlach.

Najważniejszy wniosek jest taki, że to nie prawda, że ludzie nie interesują się polityką. To mit, że polityka jest brudna, że jest tylko dla wtajemniczonych. Ludzie chcą o tym rozmawiać, chcą być wysłuchani. Mają jednak trochę dosyć kwestii partyjnych.

Co dziś interesuje ludzi?

Kwestia smogu, ekologia, służba zdrowia, transport publiczny, edukacja. Ubolewam, ale mniejszym zainteresowaniem cieszy się sprawa sądów. Staraliśmy się rozmawiać z każdym, bez znaczenia na kogo ktoś wcześniej głosował. Ludzie oczekują konkretnych deklaracji.

Kiedy zaczynaliśmy kampanię, nie miałem pojęcia, kim są mieszkańcy Poznania, czy całej aglomeracji, dziś po tych tysiącach rozmów mam świadomość potrzeb i wartości poznaniaków i poznanianek.

Ekologia, a nie świadczenia, podwyżki, obniżki?

Ekologia nie interesuje tylko młodych ludzi, którzy uczestniczą w młodzieżowych strajkach klimatycznych, ale również starsze pokolenie, które jest świadome i wrażliwe na punkcie przyrody. To są wątki, które łączą pokolenia. To też jest ważne, żeby nie myśleć silosowo o społeczeństwie: tu coś dla seniorów, tu coś dla młodzieży. Trzeba szukać wartości, które łączą ludzi z różnych grup.

500 plus w pewnym sensie jest mistrzowskim programem, ponieważ ustawił scenę polityczną na wiele lat. Wokół tego jednego hasła cały czas krąży polska polityka. Należy powiedzieć, że jest to jeden z kluczowych programów, ale uważam też, że nie ma co się licytować z PiS-em, bo nawet jeśli ktoś zaproponuje 600 plus, to PiS powie 700, a nie o to chodzi.

Trzeba się natomiast zastanowić, gdzie PiS coś deklarował, a to nie wyszło. Takim obszarem jest np. program Mieszkanie Plus. Tu trzeba mówić o porażce strony rządowej i jest to szansa dla opozycji.

Mieszkalnictwo będzie jednym z kluczowych tematów. Jesteśmy krajem, którego mieszkańcy przeznaczają bardzo dużą część wynagrodzenia na wynajem, na ratę kredytu. To jest wielki problem, który będzie tylko narastał.

Cóż mogę powiedzieć jako poseł elekt. Mam wyobrażenie o świecie polityki, ale na pewno spotkam się ze ścianą. Trudno jest mi obiecać coś w tym momencie. Zrobię tyle, ile w mojej mocy.

Wszystko zaczyna się w przyszłym tygodniu i zrobię wszystko, żeby zająć się chociaż transportem. Zgłosiłem swój aneks do komisji infrastruktury, ale o tym, czy tam mnie przyjmą, będzie decydowało szefostwo klubu i marszałek. Chciałbym mieć realny wpływ na politykę transportową. Po podróży w WARS-ie spotkał pan się z zarzutami, że to taka skromność na pokaz?

Nie spodziewałem się, że wywoła to taką reakcję. Moim obowiązkiem, jako posła, osoby publicznej jest poinformowanie swoich wyborców i wyborczyń, jakie mam podejście do transportu. Osobiście nie podoba mi się, że wielu posłów nadużywa lotów.

Na własnym przykładzie możemy pokazać, że można inaczej. Poseł powinien też być ambasadorem pewnych postaw obywatelskich. Skoro uznajemy globalne ocieplenie za wyzwanie, przed którym stoimy, skoro wiemy, że do 2030 musimy ograniczyć emisję CO2, skoro wiemy, że jednym ze źródeł emisji są właśnie samoloty, to wówczas jeśli nie musimy lecieć, to możemy z tych lotów zrezygnować.

Ja mam taki luksus, że mogę wygodnie wsiąść w pociąg w Poznaniu, biorę rower na ramię, wysiadam w Warszawie i jestem wolny. To połączenie roweru z koleją daje mi poczucie wolności, nie muszę stać w korku. Tak się poruszam od 15 lat. Na rowerze przez cały rok, bo, jak to mówią Norwegowie, nie ma złej pogody, może być tylko złe ubranie.

W pewnym sensie zaistniał już pan także w TVP, ale umówmy się, że to raczej nie w pozytywnym świetle. Dziennikarze próbowali przyłapać pana na niewiedzy.

Mówiąc szczerze o tyle byłem zaskoczony, że byłem przyzwyczajony do tego, że w Poznaniu niezależnie od tego z jakiej redakcji są dziennikarze, to gdzieś tam kultura jednak występuje, nawet jeżeli są podchwytliwe pytania.

Tutaj mimo że przez kilka minut udzielałem wypowiedzi, a później przez kilka minut sygnalizowałem, że chcę już skończyć rozmowę, to i tak zostało to przeinaczone. Nie obrażam się jednak. Jest to dla mnie w pewnym sensie chrzest i cenna wiedza na temat tego, co się stało z naszymi mediami, które kiedyś były publiczne, a teraz realizują politykę jednej partii.

To jest pewien obraz rozpaczy, ale i wyzwanie przed którym powinniśmy stanąć. Trzeba mówić o tym, że to nie jest dziennikarstwo, tylko propaganda. To była dla mnie lekcja. Trzeba mieć grubą skórę, cierpliwość i dystans.

To tak, jak z butami. W życiu bym się nie spodziewał, że ktoś zwróci uwagę na moje buty, ale przez ten pryzmat możemy powiedzieć o powiecie w Poznaniu. Można też powiedzieć o tym, że mam jedną parę butów, którą noszę tak długo, aż ją zajadę. Nadprodukcja odzieży, obuwia, też jest globalnym wyzwaniem i powinniśmy produkować mniej, używać mniej. Musimy być świadomymi konsumentami.

Jakie będą priorytety pana działań?

Mogę mówić o czterech ważnych dla mnie obszarach działań. Po pierwsze, sprawy miejskie, wśród nich walką z tzw. "betonozą", dbanie o transport zbiorowy. Po drugie kwestia ekologii m.in. kwestie ograniczenia emisji CO2, transformacja energetyczna. Wielkopolska bardzo odczuwa zmiany klimatyczne. Mieliśmy najbardziej suchy lipiec od 13 lat, przez co cierpi rolnictwo. Warta jest tak sucha, ze przez większość lata była nieżeglowna.

Po trzecie interesuje mnie kwestia edukacji i kultury. Przez ostatni rok organizowałem ze środowiskiem nauczycieli łańcuchy z wykrzyknikiem, czyli protesty w obronie środowiska nauczycielskiego.

Uważam, że trzeba zatrzymać chaos w edukacji, że trzeba wesprzeć samorządy. Trzeba myśleć o długofalowym zwiększeniu subwencji oświatowych, powinniśmy przywrócić prestiż zawodu nauczyciela. Chodzi też o to, aby szkoły były bardziej autonomiczne, żeby uczyły pracy grupowej, mądrości, wrażliwości i empatii.

Oczywiście czwarty obszar jest związany z samorządnością, z prawami człowieka, z budową demokracji. Po pierwsze potrzebna jest prawdziwa reforma sądownictwa i usprawnienie sądów. To, co się teraz dzieje, ma negatywny wpływ na obywatela, który coraz dłużej czeka na decyzję sądu. I te sądy niestety przez takie działanie ministra Ziobry stają się coraz bardziej partyjne.

Chodzi też o to, aby odciążyć sędziów, w Skandynawii, w Niemczech mają oni asystentów, którzy przygotowują im całą dokumentację, a sędzia jest od wydania wyroku. To daje większą gwarancję, że ten wyrok jest sprawiedliwy.

Jednak najważniejszym celem na przyszłe lata jest odbudowa wspólnoty. Jasne, różnimy się, ale powinniśmy się szanować i w oparciu o te różnice szukać wspólnych rozwiązań. W przeciwnym razie ta polaryzacja i hejt, podsycane przez niektórych polityków i niektóre media, spowoduje, że skoczymy sobie do gardeł, a tego chciałbym uniknąć.