"Nazistowski problem" pod polską granicą. Polka z Drezna: Czasem strach patrzeć, jak maszerują
"Nazi Emergency" czyli "stan nazistowskiego zagrożenia", "sytuacja kryzysowa" – takie słowa padły w rezolucji, którą właśnie przyjęli radni Drezna. Nikt nie owijał w bawełnę. Wywołując szok w Europie, nazwano rzeczy po imieniu. – Mamy w Dreźnie nazistowski problem i musimy coś z nim zrobić – powiedział wprost jeden z radnych. Tak wygląda dziś Drezno, niecałe dwie godziny drogi samochodem od polskiej granicy.
Czego dowiadujemy się z rezolucji? Że w Dreźnie coraz częściej mają miejsce działania antypluralistyczne, antydemokratyczne i o skrajnie prawicowym charakterze. – Mamy w Dreźnie nazistowski problem i musimy coś z nim zrobić. Politycy wreszcie muszą powiedzieć: Nie, to jest nie do zaakceptowania – powiedział wprost Max Aschenbach z Die PARTEI. Jego słowa cytują wszystkie media.
To ugrupowanie Aschenbacha – satyryczna Partia na rzecz Pracy, Praworządności, Ochrony Zwierząt, Promocji Elit i Inicjatyw Oddolnej Demokracji) – jest inicjatorem rezolucji. Nie poparła jej CDU kanclerz Angeli Merkel.
Informacja o zagrożeniu natychmiast wywołała olbrzymią dyskusję o Dreźnie w internecie.
"To nie dzieje się 75 lat temu, to dzieje się teraz", "Ruch nazistowski żyje w Niemczech i powinien niepokoić nie tylko Niemcy, ale całą Europę" – rozlegają się komentarze.
To w Dreźnie powstało też antyimigranckie stowarzyszenie Pegida (Patriotyczni Europejczycy przeciw Islamizacji Zachodu), które od 2014 roku organizuje w tym mieście demonstracje przeciwko imigracyjnej polityce Niemiec i UE. Mniej więcej w tym czasie do Niemiec, i do Drezna, zaczęły docierać pierwsze fale uchodźców. Na początku w demonstracjach Pegidy brało udział nawet 25 tys. ludzi.
– Drezno zawsze było bardziej konserwatywne. Było jednym z miast, gdzie w 1933 roku palono zakazane książki. Skrajna prawica trafiła tu na podatny grunt – ocenia Polka mieszkająca w tym mieście.
"Niepokoją mnie ich chorągwie""Kulminacja wydarzeń nastąpiła 10 maja 1933 roku, kiedy to w 20 największych miastach III Rzeszy, w tym w Berlinie, Monachium, Dreźnie i Frankfurcie nad Menem, po zmroku zorganizowano wiece, na których umundurowani w brunatne koszule studenci palili na stosach książki uznane za zakazane". Czytaj więcej
Sporo Polaków tu mieszka. Wielu dojeżdża też do pracy np. z pobliskiego Zgorzelca. Miasto jest przepiękne, świetny cel do zwiedzania na weekendowy wypad.
Nasza rozmówczyni widziała już niejedną skrajnie prawicową demonstrację. – Czasem strach patrzeć. Niepokoi mnie ich skala i chorągwie, które niosą. To wywołuje różne myśli. Tak długo przechodzą te demonstracje, że aż strach. Ale są to pokojowe manifestacje i nie tylko oni demonstrują, lewica też – opowiada.
Dodaje, że do maszerujących dołączają też zwykli ludzie, którzy coraz bardziej są niezadowoleni. – Gdyby polityka CDU wobec uchodźców była inna, nigdy by do tego nie doszło. A tak doszło do sytuacji, gdy imigranci otrzymują większe zasiłki niż najbiedniejsi Niemcy, którzy całe życie pracowali. Część z imigrantów chce pracować, ale część nie. Dlatego problem eskaluje i niezadowolenie rośnie – uważa.
Zastrzega, że cały czas czuje się w Dreźnie bezpiecznie: – Ale są dzielnice, gdzie wieczorem sama na pewno bym nie poszła. Kiedyś nie musiałam na to zwracać uwagi.
Demonstrację pod hasłem "Demokracji i praw człowieka nie można negocjować" zorganizował sojusz "Serce zamiast nienawiści". Udział w proteście wziął burmistrz Drezna Dirk Hilbert (FDP). "'Obozy' rozdzielały rzędy policjantów i metalowy płot" – opisywało Deutsche Welle.
W Dreźnie faktycznie najbardziej widoczne są takie nastroje. Ale warto pamiętać, że AfD "radzi sobie" coraz lepiej nie tylko tu. W Turyngii, gdzie w ubiegłym tygodniu odbyły się wybory, skrajna prawica wyprzedziła CDU i podwoiła swój wynik.