Po tym dokumencie na Netfliksie ludzie chcą odstawić mięso. Ale są głosy, że to gruba manipulacja

Piotr Rodzik
"The Game Changers" to chyba najgłośniejsza ostatnio produkcja dostępna na Netflixie. Teoretycznie niepozorny dokument o żywieniu wywołał tak wielką dyskusję, że dosłownie przyćmił produkcje fabularne. Bo choć producenci dokumentu uparcie przekonują, że produkty pochodzenia zwierzęcego są nam zbędne, już spadła na nich wielka krytyka.
"The Game Changers" wywołuje wiele kontrowersji. Fot. kadr z dokumentu "The Game Changers"
Na wstępie należy zauważyć, że dieta wegańska czy wegetariańska, która będzie odpowiednia dla ludzkiego organizmu, oczywiście jest możliwa do osiągnięcia. Tak jak pisałem w recenzji samego dokumentu, jest on na tyle zachęcający, że może tej diecie jako takiej warto dać szansę – i te słowa podtrzymuję.

Wciąż bowiem uważam go za realny przyczynek do dyskusji o weganizmie. Nie takim ideologicznym, który ma na celu ratowanie zwierząt, a po prostu rozwój własnego ciała. Czy po prostu poprawę zdrowia. Nikt przecież nie będzie się chyba kłócić z tym, że rezygnacja z nadmiaru potraw mięsnych może poprawić cholesterol. Każdy lekarz to powie.


Kontrowersje dotyczące dokumentu jednak są i uznaliśmy, że należy je przedstawić. I dotyczą one nie tyle samej diety wegańskiej, co krytyki spożycia produktów zwierzęcych. Innymi słowy produkcja jest zbyt zerojedynkowa – choć oczywiście dieta sama w sobie może działać, jeśli jest prowadzona "profesjonalnie". Lista zarzutów jest jednak na tyle długa, że warto się z nią zapoznać, zanim ktokolwiek nerwowo wyrzuci kurczaka z zamrażalnika i wyleje jogurty w WC.

Producent dokumentu niekoniecznie obiektywny

Za "The Game Changers" odpowiada cała plejada gwiazd: wielokrotny zwycięzca turniejów wielkoszlemowych Novak Djoković czy od kilku dni już sześciokrotny mistrz świata Formuły 1 Lewis Hamilton.

"Głównym producentem" jest jednak James Cameron, czyli jakby nie patrzeć uznany reżyser dzięki "Titanicowi" czy "Avatarowi". Rzecz w tym, że Cameron ma także… wegański biznes. O czym zupełnie wcześniej nie wiedziałem i zapewne nie wie o tym wielu widzów.

I nie chodzi o jakąś knajpeczkę. On i jego żona są założycielami firmy Verdiant Foods, która produkuje wegańską żywność. Cameronowie stawiają sobie za cel zostanie największą firmą na tej gałęzi rynku w całej Ameryce Północnej. Jego firma uzyskała nawet finansowanie w wysokości 140 milionów dolarów. To poważny biznes i olbrzymie pieniądze.

To szczególnie istotne w kontekście samego dokumentu. Kto oglądał "The Game Changers", ten wie, że przemysł mięsny został tam przedstawiony w zasadzie jako "nowy papierosowy". Też stoją za nim wielkie pieniądze, też reklamują go wielkie gwiazdy (tak jak kiedyś tytoń) i oczywiście ma być tak samo szkodliwy.

Rzecz w tym, że dokument też reklamują wegańskie gwiazdy – choćby Hamilton czy Schwarzenegger. I wygląda na to, że Cameron ma w tym biznes.

Są naukowcy, ale tylko bardzo konkretni

Ten argument także budzi duże emocje. Z mojej osobistej perspektywy nie ma chyba większego zaskoczenia w tym, że w dokumencie o zaletach weganizmu wypowiadają się jego zwolennicy.

Wiele osób podkreśla jednak, że w dokumencie "mięsożercy" po prostu nie mają szansy na obronę. Wszyscy naukowcy, którzy wypowiadają się w materiale, to zdeklarowani obrońcy diety wegańskiej.

Nazwisk jest dużo. To zarówno doktor Aaron Spitz, który przekonuje, że weganizm poprawia erekcję, i oczywiście napisał o tym książkę, jak i choćby doktor Caldwell Esselstyn, która przekonuje, że dzięki diecie wegańskiej można oddalić od siebie groźbę chorób sercowych.

Sprzedaje o tym oczywiście książki i płyty DVD.
Fot. kadr z dokumentu "The Game Changers"

Będziesz jadł warzywa, będziesz silny jak Popeye?

Na to zwracaliśmy uwagę już w recenzji, ale trzeba podkreślić jeszcze kilka szczegółów. Dokument "The Game Changers" jest w swojej istocie bardzo naiwny. Pokazuje sportowe sukcesy ludzi na diecie wegańskiej, którzy i tak i tak te sukcesy w mniejszym lub większym stopniu odnosili już wcześniej.

To raz. A dwa, że pokazano po prostu historie ludzi, dla których dbanie o siebie nie jest dodatkiem po pracy, a elementem pracy. Koniec końców ktoś, kto zawodowo dba o siebie, będzie w stanie stworzyć zbilansowaną dietę także z produktami pochodzenia zwierzęcego.

Oskarżeń jest jednak więcej. Przede wszystkim dokument zupełnie pomija inne czynniki, które wpływają na ludzkie zdrowie czy formę. Dieta nie jest przecież jedynym czynnikiem, który wpływa na nasze ciało.

Pominięte są inne równie ważne czynniki. Po pierwsze: jakość snu. Po drugie: jakość treningu. Po trzecie: poziom stresu. I co najważniejsze: nikt nie mówi o uwarunkowaniach genetycznych, które mają na nas olbrzymi wpływ.

Mówiąc prościej: Lewis Hamilton nie goni rekordów Michaela Schumachera dlatego, że je wyłącznie produkty pochodzenia roślinnego. Ma do tego po prostu talent, umie tak gospodarować swoim czasem, żeby się rozwijać, a ponadto przecież nie jest na takiej diecie od zawsze.

I jeszcze ten słynny moment dokumentu, który pokazuje niespodziewaną porażkę w UFC "mięsożernego" Conora McGregora z "wegańskim" Nate'em Diazem. Nikt nie wspomniał, że był rewanż. McGregor wygrał, raptem pół roku później.

Mięso nie musi być zawsze złe

Twórcy "The Game Changers" bardzo chętnie zarzucają widzów niezliczonymi ilościami informacji naukowych, które pojawiają się na ekranie dosłownie przez chwilę. Przeciętny człowiek (ja też) nie ma szans ich w tym tempie zrozumieć, nie mówiąc o zweryfikowaniu ich. Podświadomie bierze je jednak za prawdziwe. Przecież to musi być sens, a do tego mówią o tym naukowcy i znani ludzie.

Okazuje się jednak, że twórcy programu wiedzę naukową potraktowali mocno wybiórczo. Wzięli z niej to, co pasowało im do teorii.

Jeden przykład: dieta wegańska podnosi poziom testosteronu. Tak, to prawda. Ale o czym nie było już w dokumencie – wraz z testosteronem rosła też liczba SHNG – to glikoproteina wiążące hormony płciowe. W rezultacie i wśród wegan, i wśród "mięsożerców" wartość "wolnego"” testosteronu ma być podobna. I tak wynika z badań, a nie z dość dziwnego eksperymentu na trzech sportowcach, który obserwujemy w dokumencie.

Takich przeinaczeń jest więcej, także w kwestii nowotworów czy chorób serca. Twórcy "The Game Changers" lubią też podkreślać, jak fatalny wpływ na organizm ma mięso i produkty pochodzenia zwierzęcego. Ale jednocześnie nie wspomina się choćby o jakości tego pokarmu.

Bokser wagi ciężkiej Bryant Jennings w dokumencie mówi, że dorastał na KFC. Że nawet nie znał połowy warzyw do 2012 roku, kiedy odrzucił mięso. Kiedy przesiadasz się ze smażonego w głębokim tłuszczu kurczaka na warzywa, to chyba raczej nie będzie dużego zaskoczenia w tym, że czujesz się lepiej.

Nawet ten przykład z odwirowaną krwią trzech sportowców. Jeden z nich zjadł wegański posiłek i okazało się, że jego krew była bardziej klarowna. Ale nikt nie wziął pod uwagę masy pozostałych czynników. Także tych genetycznych. Oraz tego, jak odżywiali się przez lata.
Fot. kadr z dokumentu "The Game Changers"
Pomija się też to, co w produktach pochodzenia zwierzęcego jest po prostu dobre. Nawet jajka, które znane są z tego, że zawierają wszystkie niezbędne aminokwasy dla funkcjonowania człowieka. I które sprawiają, że ludzki mózg lepiej pracuje. Przykłady można mnożyć.

Ludzie ewolucyjnie nie nadają się do mięsa

Przypomnijmy, że dokument „The Game Changers” zaczyna się od bardzo wyrazistego przykładu. Że gladiatorzy nie jedli mięsa, że swoją nadludzką siłę zawdzięczali diecie roślinnej.

Od początku wydawało mi się to dęte, a w swojej recenzji ten aspekt po prostu pominąłem. Teraz okazuje się, że na ten temat nigdy nie było konkretnych, większych… badań. A całość oparto w zasadzie na krótkiej pracy naukowej.

Tłumaczy nam się też, że kształt ludzkich zębów sprawia, że ludzie nie powinni jeść mięsa. Wręcz że nasi przodkowie go nie jedli. Rzecz w tym, że finalnie nie jesteśmy ani roślinożercami (choć taka dieta oczywiście jest możliwa), ani mięsożercami. Zwyczajnie jesteśmy… wszystkożercami.

I właściwie sam nie wiem, dlaczego tego nie odnotowałem wcześniej. Ludzie niby nie jedli w przeszłości mięsa. Otóż tak go nie jedli, że przez tysiące lat tworzyliśmy malowidła przedstawiające polowanie na zwierzęta.