Netflix rozpoczął sezon oscarowy. "Król" to epicka historia ze znakomitymi Chalametem i Pattinsonem

Ola Gersz
Błoto, brud, wojna, władza, a w tle walka o zachowanie własnej tożsamości na królewskim tronie. O tym opowiada "Król" – bardzo udana luźna adaptacja kilku sztuk Williama Szekspira o młodym angielskim władcy Henryku IV. Film zachwyca nie tylko rolami aktorskimi, ale również surową, brutalną formą, która jednocześnie odrzuca od ekranu, jak i do niego przyciąga. Zapamiętajcie ten tytuł: będzie liczył się w sezonie oscarowym.
Timothée Chalamet błyszczy w historycznym filmie Netflixa. Ale nie tylko on Fot. Kadr z filmu "Król" / Netflix
Szekspira nigdy za wiele. Mimo że niektórym może się wydawać, że twórczość angielskiego dramaturga wykorzystaliśmy już do cna, co jakiś czas pojawia się adaptacja, która udowadnia, że wcale nie – inspiracja Williamem Szekspirem nigdy się nie wyczerpie i wciąż może zaskoczyć. Takim tytułem jest "Król" Netflixa – film w reżyserii Australijczyka Davida Michôda, który inspirowany jest kilkoma szekspirowskimi dramatami z drugiej tetralogii mistrza poświęconej angielskim władcom: Henrykowi IV i Henrykowi V.

Ten drugi Henryk ma tu chłopięcą, niewinną twarz Timothée Chalameta, obecnie jednej z najbardziej obiecujących i popularnych młodych gwiazd. 23-letni Amerykanin, który zachwycił rolą zakochanego w starszym mężczyźnie Elia w "Tamte dni, tamte noce", drugą nominację do Oscara ma praktycznie w kieszeni. W "Królu" jest bowiem absolutnie zjawiskowy.
Ale i sam film udał się Netflixowi. Nie ma już wątpliwości: sezon oscarowy zaczął się na dobre, a "Król" może w nim nieźle namieszać.


Pacyfista na wojnie
Henryk V to syn króla Anglii Henryka IV. Lekkoduch, syn marnotrawny, buntownik. Chłopak spędza czas na piciu wina, biesiadach i włóczeniu się ze swoim kompanem, hulaką Falstaffem. Henryka, zwanego przez rodzinę i przyjaciół Halem, nie interesuje polityka. Odrzuca go krwawa władza jego ojca, opowiada się przeciwko wojnom. Swojego ojca-króla oskarża o egoizm i brutalność i przysięga sobie, że nigdy nie będzie taki, jak on.

Kiedy Henryk V – po zawirowaniach na dworze i śmierci jego brata – w końcu zostaje królem, przekonuje się, że słowa słowami, ale trudno mu będzie wcielić w życie swoje ideały. Bo jak osiągnąć pokój, jeśli nie przez wojnę? Jak zdobyć sojuszników, jeśli nie przez manipulację i groźby? Jak być sobą w świecie władzy, w której najważniejsza jest gra?

Halowi nie jest łatwo odnaleźć się na tronie. Czekają go spiski, krytyka, szepty jego wrogów po kątach, widma zdrady. Jako Henryk V Hal będzie musiał również szybko stawić czoła realnemu zagrożeniu. Przed nim wojna z Francuzami i bitwa pod Azincourt w 1415 roku – jedno z najważniejszych starć militarnych wojny stuletniej. Czy młodziutki, niedoświadczony król, który wcześniej unikał i polityki, i władzy, poprowadzi swoich ludzi do boju?
Fot. Kadr z filmu "Król" / Netflix
"Król" to więc przede wszystkim opowieść o władzy – wyniszczającej, paranoicznej, manipulatorskiej – ale również o tożsamości, której poszukiwaniu autor "Hamleta", "Makbeta" i "Romea i Julii" poświęcił lwią część swojej twórczości. Czy w ogóle można tę tożsamość zachować, dzierżąc berło i koronę? Udręczona twarz Chalameta mówi jedno: to walka na życie i śmierć.

Brud i więcej brudu
Kiedy wyobrażamy sobie film historyczny osadzony w średniowieczu, widzimy wzniosłe słowa, złote korony, purpurowe królewskie szaty i epickie bitwy. Jednak "Król" wymyka się temu obrazowi. Film Michôda na podstawie scenariusza jego i Joela Edgertona (aktor wciela się również w filmie w Falstaffa) nie jest skąpany w patosie – jest wręcz surowy, zimny, wyważony. Wielkie słowa zastępują w nim spojrzenia i gesty, a złoto – błoto i brud.

Paradoksalnie to właśnie one najbardziej działają na korzyść "Króla". Dziejące się przed wiekami filmy, w których stroje są wykrochmalone, a ulice czyste, są już od dawna passe. Widz już wie, że to fałszywy obraz, że to tylko scenografia – nie uwierzy takiej ładnej historii. Dlatego im więcej błota i brudu (chociaż można przesadzić i w drugą stronę, jak w serialu "Tabu" z Tomem Hardym), tym mocniej wierzamy w opowieść, którą widzimy na ekranie. Bo wydaje się prawdziwa.
Fot. Kadr z filmu "Król" / Netflix
W "Królu" angielscy i francuscy rycerze dosłownie toną więc w błocie. Brud oblepia ich zakrwawione ciała, zmęczony Henryk V patrzy na pole bitwy z czarną od ziemi twarzą. To dodaje filmowi Netflixa autentyzmu i powagi. Film nie pokazuje chwały wojny, nie zajmuje się honorem czy odwagą – najważniejsze są tu pot, krew i błoto. Walczący w bitwie pod Azincourt rycerze gniotą się w potwornym uścisku wroga, ślizgają w kałużach, płaczą, krzyczą. To nie jest obraz wojny, do której przyzwyczaiło nas amerykańskie kino (oczywiście z wyjątkami, jak pionier w tej stylistyce "Szeregowiec Ryan"). To koszmar.

Pattinson kradnie show
"Król" nie jest oczywiście filmem perfekcyjnym. Jest chociażby... za długi. W dziele Netflixa nie brakuje dłużyzny: niekończących się rozmów, ujęć, które mogłyby być krótsze. Momentami współczesny widz będzie się po prostu nudził, a nuda, nawet ta chwilowa, jest w filmie historycznym sporą wadą.

Jednak "Król" się broni. Nie tylko autentyzmem, surowością i pokazywaniem przemocy oraz pułapki władzy bez żadnych ozdobników, ale również aktorstwem. Tak, Chalamet błyszczy, a do roli młodego króla, który dopiero uczy się rządzić i musi zdobyć szacunek dworu, jest idealny. Trudno też nie wspomnieć o jego nietwarzowej, średniowiecznej fryzurze, która chyba pomogła mu jeszcze bardziej wejść w rolę.
Fot. Kadr z filmu "Król" / Netflix
Jednak show kradnie mu we wspólnych scenach Robert Pattinson, aktor, na którym niestety wciąż ciąży łatka Edwarda ze "Zmierzchu". A przecież od tej nieszczęsnej roli Brytyjczyk stał się jednym z najciekawszych i najbardziej ambitnych repertuarowo współczesnych aktorów. W "Królu" Pattinson, przyszły Batman, tylko udowadnia, że ma ogromny talent. W roli Delfina Francji, młodzieńca dziwnego, nadętego i nieprzewidywalnego, jest zarówno komiczny, jak i przerażający.

Jeśli Oscarowa Akademia będzie więc brała pod uwagę "Króla" – a powinna i raczej będzie – powinna więc docenić nominacją i Chalameta, i Pattinsona. Bo obaj są w swych, jakże innych rolach, znakomici. Dla kobiet w tej szekspirowskiej historii nie ma miejsca, jednak Lily-Rose Depp w roli Katarzyny, francuskiej księżniczki, świetnie sobie radzi i pokazuje, że jest zarówno dobra modelką, jak i aktorką. Co ciekawe, córka Johnny'ego Deppa oraz Vanessy Paradis i Timothée Chalamet są obecnie parą.

Wnioski? Średniowiecze jest brudne, władza zepsuta, a wojna – odczłowieczająca. A my lubimy oglądać oglądać o tym filmy. Szczególnie takie dobre.