"Odwalcie się od zwierząt". Fotografował niedźwiedzie pod Krokwią, miażdży pomysł TVP na Sylwestra

Katarzyna Zuchowicz
Emocje wokół pomysłu TVP, by w tym roku zorganizować Sylwestra pod Wielką Krokwią, sięgają zenitu. "Prosimy władze Zakopanego oraz władze TVP o odstąpienie od pomysłu organizacji imprezy sylwestrowej w bezpośrednim sąsiedztwie TPN" – już ponad 23 tys. osób podpisało się pod taką petycją w internecie. - Dwa kroki od skoczni żyją niedźwiedzie. Sam je fotografowałem - mówi naTemat Bartłomiej Jurecki, fotograf "Tygodnika Podhalańskiego".
Sylwester TVP w 2019 r. ma się odbyć pod Wielką Krokwią w Zakopanem. Fot. Marek Podmokły / Agencja Gazeta
Jako fotograf "Tygodnika Podhalańskiego" otrzymał pan wiele nagród za zdjęcia Sylwestra w Zakopanem. Wyobraża Pan sobie Sylwestra pod Krokwią?

Nie wyobrażam. Nagrody dostałem za zdjęcia, które pokazują tak naprawdę wielki chaos, stan wojenny wręcz, na Krupówkach. Moment, gdy petardy wybuchają między kobietami, które leżą na ziemi i się wywracają. Łatwo sobie wyobrazić, co się wtedy działo.

Nie mogę sobie wyobrazić, że to zostanie przeniesione w miejsca, gdzie żyją zwierzęta.

Jesteśmy narażeni na wielką kompromitację, również organizacyjną. Ci, którzy uważają, że powinniśmy zorganizować Sylwestra pod Krokwią, twierdzą, że to jest dobra reklama dla miasta, dla górali, dla Polski. Ale ja to widzę zupełnie inaczej.


Wstyd?

Wstyd i kompromitacja. To słowo pasuje najbardziej. Nikt sobie tego nie wyobraża, z osób, które potrafią spojrzeć na to obiektywnie. Mam nadzieję, że do Sylwestra pod Krokwią nie dojdzie. Trzymam kciuki za nasze władze zakopiańskie i TVP, że skruszą się i zmienią zdanie, słuchając głosów ludzi, którzy na co dzień tam pracują i znają realia.

Jak na ten pomysł reagują mieszkańcy?

"Tygodnik Podhalański" zareagował petycją. To taka kampania społeczna, która reprezentuje ludzi, którzy tu mieszkają. Fajnie, że młodzież też się zaangażowała. Uczniowie zakopiańskich szkół również zorganizowali się, żeby zaprotestować.

Nikt nie pytał o zgodę ani nas, ani nikogo z TPN. Nie było zainteresowania tym, co mieszkańcy myślą o tym pomyśle. Nie zapytano żadnej z osób, które na co dzień pracują i pilnują porządku w Tatrach.

A my działamy na miejscu, tu mieszkamy. I ktoś w imieniu zwierząt, które tam żyją, zresztą na swoim terenie, musi zabrać głos. One same nie mogą. Petycję w internecie już podpisało 24 tys. osób. Pana wpis na Facebooku też poruszył wielu ludzi.

Po rozmowach z kolegami w moim wieku i po tym, jak przesłuchałem sesję Rady Miasta, stwierdziłem, że też muszę zabrać głos. Jako świadek i dokumentalista zwierząt, które schodzą do miasta w okresie zimowym w celu zdobycia pokarmu. Pod tym postem mam już ponad 300 tys. odsłon.

Zamieścił pan zdjęcie zrobione obok skoczni. Są na nim niedźwiadki.

Niedźwiedzie śledzę już od kilku lat. Wielokrotnie miałem z nimi do czynienia właśnie w okolicach skoczni, nawet bezpośrednio przy niej. I nie mówię tego, by zniechęcić do tego miejsca. Naprawdę, wystarczy zrobić dwa kroki do lasu i już jest bardzo blisko do gawry. Słyszałem historie, że zdarzało się, że przez przypadek turysta wpadł do gawry. Niedźwiedź musiał natychmiast uciekać, bo się przestraszył. Kończyło się z reguły tragicznie.

Co może dla nich oznaczać Sylwester pod Krokwią?

Taka ingerencja w okresie, gdy muszą iść spać, może oznaczać dla nich przebudzenie się w zimie i śmierć. Niedźwiedź wtedy głupieje. Nie ma pokarmu. Konsekwencje, jak piszemy w petycji, mogą być nieobliczalne. Włodarze TVP chyba o tym nie wiedzą.

Mieszkałem na Krupówkach podczas pierwszego Sylwestra TVP, bezpośrednio naprzeciwko Równi Krupowej. Uważam, że było bardzo dużo niedociągnięć. Sam miałem problem z wyjechaniem z domu, bo ktoś mi zastawił auto. Ludzie załatwiali się wzdłuż Alei. Ale my to wytrzymamy. Odwalcie się tylko od zwierząt.

Ile niedźwiedzi może być w okolicy skoczni?

Na pewno jest jedna rodzina. Widziałem jedną dużą rodzinę, trzy małe niedźwiadki. Ale często zdarzają się pojedyncze misie, które przechodzą ze Słowacji. Wystarczy też przejść przez Dolinę Białego, dojść do ulicy Bogdańskiego, uczęszczanej przez mieszkańców, i tam jest druga rodzina, chyba z dwoma małymi. Te misie tam po prostu funkcjonują. To nie jest żadna sensacja. One tam po prostu od lat mieszkają.

Dojście z tamtej strony do skoczni to dla nas 20 minut na nogach. A dla miśka to jest nieraz 5 min. Dla nich to rzut kamieniem.

Dlaczego żyją tak blisko miasta?

Czują jedzenie. W Tatrach nie ma już jedzenia, czują śmietniki, które są nieraz bardzo bliski granicy z Tatrami. Tak się nauczyły. Słowacy już od lat próbują zaradzić temu, tam śmietniki w wioskach dookoła Tatr są zabezpieczone kratami.

Dwa lata temu widziałem rodzinę niedźwiedzi w nocy, stojąc bezpośrednio przed skocznią, jakieś 30 metrów od siebie. To była grupa niedźwiedzi, która czekała, żeby spenetrować śmietniki, które są rozmieszczone w okolicy i takich przypadków jest naprawdę dużo. W tamtym czasie ta rodzina mieszkała w gawrze w odległości bardzo bliskiej skoczni. To nie są kilometry, to są nieraz kroki. Nie zdajemy sobie sprawy, jak blisko zwierzęta typu niedźwiedzie mają swoje sypialnie.

Są inne zwierzęta w pobliżu skoczni, które też mogą być zagrożone z powodu huku petard?

W okresie zimowym, na przełomie roku, jest bardzo dużo jeleni, które przychodzą, szukają jedzenia po śmietnikach. Niedaleko są też borsuki, które pojawiły się od niedawna. Nie chodzi tylko o niedźwiedzie. Zwolennicy Sylwestra pod Krokwią twierdzą, że podczas zawodów Pucharu Świata w skokach też jest głośno. Jaka może być różnica?

Puchar Świata jest od lat. Zaczynałem fotografować, jak Małysz zaczął zdobywać pierwsze miejsca. Puchar Świata zawsze wygląda tak samo. To jest poukładane wydarzenie. Ludzie krzyczą, śpiewają, ale to jest wszystko jak na szablonie. Gdy wręczane są medale już rozchodzą się na miasto i na skoczni potem nic się już nie dzieje.

Nieraz jest tak, że my, fotoreporterzy, czekamy na wręczenie nagród, a nie wygrywa żaden Polak. Potem podnosimy głowy i już nikogo nie ma na trybunach. A było 20 tys. ludzi.

Proszę sobie teraz wyobrazić Sylwestra. Ludzie nie chcą kończyć imprezy o północy, wtedy ją zaczynają. Wyjdą spod skoczni, bo tam będzie zakaz alkoholu i petard. Przyniosą je ze sobą tylko schowają na później. Po północy masa nie rozejdzie się do domów. Pójdą 10 metrów dalej, strzelą petardę. Będą robić to w miejscach, gdzie bezpośrednio jest dzika przyroda.

W Sylwestrze na Równi Krupowej uczestniczyło ok. 60 tys. ludzi, tu może się zmieścić ok. 25 tys.

Cała reszta będzie z lewej i prawej strony skoczni. Niektórzy będą chcieli zobaczyć, co ciekawego jest w lesie. A może schować się, żeby się napić, czy strzelić petardą. Nikt nie będzie ich pilnował. Chyba, że ustawiliby 5 tys. policjantów wzdłuż granicy parku.
Bartłomiej Jurecki.Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta
Próbuję sobie to wyobrazić. Tam jest ciasno. Zaraz jest wejście do Doliny Białego. O tej porze będzie tam już chyba stał Pałac Lodowy z labiryntem. Gdzie oni się zmieszczą?

Pod moim postem na FB widziałem komentarze osób, które pracują np. w TOPR, a które brały czynny udział podczas akcji w jaskini i na Giewoncie. One powinny być tu autorytetem. A one same uważają, że tam są strasznie wąskie przejścia, że nawet podczas Pucharu Świata, żeby tam wejść, trzeba stać gęsiego. Nie daj Boże coś się dzieje, jakaś ewakuacja, jakiś chaos, który wywołuje panikę ludzi i trzeba natychmiast stamtąd wyjść. Boję się trochę, że może skończyć się tragicznie.

Niektórzy mówią, że na Giewoncie czy Kasprowym też strzelali z petard. Można było zobaczyć takie zdjęcia. Oczywiście, zawsze trafią się takie jednostki. Ale one nie zagrażają tak, jak zmasowany tłum. I tu jest problem.

"Prosimy władze Zakopanego oraz władze Telewizji Polskiej o odstąpienie od pomysłu organizacji imprezy sylwestrowej w bezpośrednim sąsiedztwie Tatrzańskiego Parku Narodowego" – apelujecie w petycji. Myśli pan, że przyniesie to efekt?

Myślę, że jak ktoś zdecyduje, by pochylić głowę, przyznać się do winy i powiedzieć, że to był zły pomysł, to byłbym mile zaskoczony i zmieniłbym zdanie o rządzących. Przyznam honor, jeśli uda się zorganizować Sylwestra w tym samym miejscu, co w poprzednich latach, a nie w Parku Narodowym.

Boję się tylko, że polityka tak już została wmieszana w ten temat, że nikt nie przyzna się do błędu.