Suzuki Baleno to esencja japońskości. Małe, szybkie i pracowite, brakuje tylko pałeczek do sushi

Paweł Kalisz
Suzuki Baleno to typowe japońskie auto – małe, ale wygodne, z niewielkim silnikiem, który sprawnie napędza samochód, wykonane z tanich materiałów, ale w taki sposób, że trudno się do czegoś przyczepić. Baleno to świetny wybór dla mieszczuchów, którym zdarza się czasem wypuścić na dalszą wycieczkę.
Suzuki Baleno na pierwszy rzut okaz nie wyróżnia się niczym szczególnym, ale to udane auto. Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Kiedy pierwszy raz zobaczyłem Suzuki Baleno, którym miałem jeździć przez tydzień, miałem mieszane uczucia. Autko wygląda trochę jak mydelniczka i nie budzi większych emocji swoimi kształtami. Ot, zwykłe autko, jakich wiele. W środku też mogłoby być bardziej ekskluzywnie, materiały nie rozpieszczają przy pierwszym kontakcie. Baleno zyskuje jednak przy bliższym poznaniu.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Zacznijmy właśnie od jego kształtu. Baleno w niczym nie przypomina Ferrari i nieszczególnie wyróżnia się na ulicy. Taka szara myszka, choć w przypadku testowanego egzemplarza raczej biała. Jednocześnie trzeba przyznać. że samochód może się podobać. I nie będzie wątpliwości, że to Suzuki.


Gen tej marki widoczny jest w każdym calu. Baleno przypomina trochę Suzuki Swift. Właściwie można stwierdzić, że Baleno to trochę dłuższy Swift i nie będzie w tym dużej przesady. Przy czym wyraźnie trzeba podkreślić – to nie jest wada, tylko zaleta.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
W środku samochód też jest aż do bólu poprawny. Fotele są wygodne, może trochę twarde i sprężyste, ale sprawdzają się nawet w dłuższej trasie. Plastiki na desce rozdzielczej są twarde i sprawiają wrażenie tanich, ale spasowanie materiałów jest naprawdę świetne. Nic nie trzeszczy i nie skrzypi. Zważywszy na to, że testowy egzemplarz miał już najechane prawie 25 tysięcy kilometrów, to jakości wykonania nie wypada krytykować.

Wyposażenie wnętrza jest typowe w tej klasie. Auto ma na pokładzie wyświetlacz ciekłokrystaliczny z obsługą multimediów i nawigacji. Ta ostatnia wymaga osobnego omówienia. Wyświetlacz jest duży i czytelny, GPS nie traci sygnału i powadzi prosto do celu. Ale trzeba się doktoryzować z jej obsługi. Serio – ustawienie adresu, pod który chcemy jechać, nie jest bynajmniej intuicyjne. Wręcz przeciwnie.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Kiedy już się uda ta sztuka, to auto jedzie jak po sznurku do celu. A sama jazda jest nad podziw wygodna i przyjemna. Autko jest świetnie wyciszone, więc można się skupić na słuchaniu muzyki płynącej z niezłych głośników zamontowanych na pokładzie. Jazda tym autem w mieście jest sporą przyjemnością. Baleno jest na tyle małe, że można się nim przeciskać po zatłoczonych uliczkach.

Znalezienie miejsca do zaparkowania też nie będzie trudne, a manewrowanie po parkingu jest łatwe. Lusterka są duże, promień skrętu mały, wynosi zaledwie 4,9 metra, a wyczucie tego auto to kwestia kilku minut. Po dwóch trzech dniach "Suzi" była już jak stara dobra kumpela, na którą można liczyć w każdej sytuacji.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Suzuki Baleno ma jeszcze jedną zaletę, która sprawia, że jazda nim jest fajna. To silnik. Hybrydowa jednostka 1.2, nazywana przez Japończyków HYBRID 1.2 DualJet SHVS 2WD, na papierze nie zachwyca osiągami. 90 koni w rzeczywistości rozpędza auto sprawnie, a dzięki precyzyjnie i lekko pracującej skrzyni biegów prowadzenie auta nie sprawia żadnych problemów.

Największą zaletę silnika poznamy na stacji benzynowej. W mieście Baleno pali pod dość ciężką nogą poniżej 6 litrów benzyny na setkę, na trasie spalanie schodzi poniżej 4 litrów przy spokojnej jeździe. Świetny wynik zważywszy na to, że można Baleno jeździć dynamicznie i szybko. Prędkości autostradowe do tego modelu to żadne wyzwanie. Trochę zadyszki dostaje powyżej 140 km/h, ale nie dajmy się zwariować – Baleno to model samochodu raczej miejskiego.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
W środku jest nadspodziewanie dużo miejsca nie tylko dla kierowcy i pasażera, ale też na tylnej kanapie. Odbywa się to trochę kosztem bagażnika, który w Baleno ma tylko 355 litrów. Można go powiększyć za sprawą kładzionej kanapy, ale choć wtedy małe suzuki zamieni się w małą ciężarówkę (1085 litrów), to będzie autem tylko pojazdem dwuosobowym. Coś za coś.

Trzeba jeszcze wspomnieć o ergonomii. Kiedy pierwszy raz wsiadłem do Baleno i zacząłem szukać przycisków na kierownicy, którymi mógłbym wyzerować dane z jazdy moich poprzedników, wpadłem w małą panikę. Na kierownicy jest wiele przycisków do tego i owego, ale akurat nie te, których szukałem. W końcu mój wzrok padł na dwa długie patyki wystające z tablicy z zegarami. Pierwsza myśl: "co to jest, kto to tu przyczepił i po co?".
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Po chwili mnie olśniło, że to sterowanie różnymi funkcjami wyświetlanymi na tablicy. Dziwne rozwiązanie i mnie osobiście nie przekonało. Ciekawe, jak często te plastikowe pałeczki do sushi się łamią pod palcami co mniej uważnych kierowców. Inne marki rozwiązują to lepiej.

Wiem, to takie trochę czepianie się, może nawet na siłę. Bo prawda jest taka, że samochód jest bardzo fajny, oszczędny, ekonomiczny i kosztuje w salonie już niecałe 44 tysiące złotych. Testowana wersja z silnikiem hybrydowym to wydatek około 66 tysięcy, co wciąż pozostaje więcej niż atrakcyjną ofertę jak na auto z japońskim rodowodem, hybrydowym silnikiem i jednak dość bogatym wyposażeniem. Przestaje nawet przeszkadzać mało intuicyjna nawigacja i patyki wystające spod zegarów.