Suzuki Baleno to esencja japońskości. Małe, szybkie i pracowite, brakuje tylko pałeczek do sushi
Suzuki Baleno to typowe japońskie auto – małe, ale wygodne, z niewielkim silnikiem, który sprawnie napędza samochód, wykonane z tanich materiałów, ale w taki sposób, że trudno się do czegoś przyczepić. Baleno to świetny wybór dla mieszczuchów, którym zdarza się czasem wypuścić na dalszą wycieczkę.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Gen tej marki widoczny jest w każdym calu. Baleno przypomina trochę Suzuki Swift. Właściwie można stwierdzić, że Baleno to trochę dłuższy Swift i nie będzie w tym dużej przesady. Przy czym wyraźnie trzeba podkreślić – to nie jest wada, tylko zaleta.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Wyposażenie wnętrza jest typowe w tej klasie. Auto ma na pokładzie wyświetlacz ciekłokrystaliczny z obsługą multimediów i nawigacji. Ta ostatnia wymaga osobnego omówienia. Wyświetlacz jest duży i czytelny, GPS nie traci sygnału i powadzi prosto do celu. Ale trzeba się doktoryzować z jej obsługi. Serio – ustawienie adresu, pod który chcemy jechać, nie jest bynajmniej intuicyjne. Wręcz przeciwnie.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Znalezienie miejsca do zaparkowania też nie będzie trudne, a manewrowanie po parkingu jest łatwe. Lusterka są duże, promień skrętu mały, wynosi zaledwie 4,9 metra, a wyczucie tego auto to kwestia kilku minut. Po dwóch trzech dniach "Suzi" była już jak stara dobra kumpela, na którą można liczyć w każdej sytuacji.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Największą zaletę silnika poznamy na stacji benzynowej. W mieście Baleno pali pod dość ciężką nogą poniżej 6 litrów benzyny na setkę, na trasie spalanie schodzi poniżej 4 litrów przy spokojnej jeździe. Świetny wynik zważywszy na to, że można Baleno jeździć dynamicznie i szybko. Prędkości autostradowe do tego modelu to żadne wyzwanie. Trochę zadyszki dostaje powyżej 140 km/h, ale nie dajmy się zwariować – Baleno to model samochodu raczej miejskiego.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Trzeba jeszcze wspomnieć o ergonomii. Kiedy pierwszy raz wsiadłem do Baleno i zacząłem szukać przycisków na kierownicy, którymi mógłbym wyzerować dane z jazdy moich poprzedników, wpadłem w małą panikę. Na kierownicy jest wiele przycisków do tego i owego, ale akurat nie te, których szukałem. W końcu mój wzrok padł na dwa długie patyki wystające z tablicy z zegarami. Pierwsza myśl: "co to jest, kto to tu przyczepił i po co?".
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Wiem, to takie trochę czepianie się, może nawet na siłę. Bo prawda jest taka, że samochód jest bardzo fajny, oszczędny, ekonomiczny i kosztuje w salonie już niecałe 44 tysiące złotych. Testowana wersja z silnikiem hybrydowym to wydatek około 66 tysięcy, co wciąż pozostaje więcej niż atrakcyjną ofertę jak na auto z japońskim rodowodem, hybrydowym silnikiem i jednak dość bogatym wyposażeniem. Przestaje nawet przeszkadzać mało intuicyjna nawigacja i patyki wystające spod zegarów.