Gigantyczny protest w Pradze. Czesi wyznaczyli premierowi "czerwone linie"

Paweł Kalisz
Na wzgórzu Letná w centrum Pragi zebrały się setki tysięcy osób. Manifestanci domagali się od premiera Czech Andrej Babiša odcięcia się od koncernu Agrofet lub dymisji oraz odwołania minister sprawiedliwości. Na spełnienie żądań dają premierowi czas do początku stycznia 2020 roku.
W Pradze wyszło zaprotestować przeciwko polityce rządu co najmniej 200 tysięcy osób. Fot. Twitter / Timothy Garton Ash
Andrej Babiš jest najpopularniejszym politykiem w Czechach. Jego partia ANO notuje poparcie na poziomie 34 procent, kolejne w stawce ugrupowanie ma o połowę mniej zwolenników. A jednak setki tysięcy ludzi wyszły w sobotę w Pradze, by zaprotestować przeciwko polityce premiera. Tłum w przeddzień 30. rocznicy Aksamitnej Rewolucji domagał się ustąpienia premiera. Domagano się też odwołania minister sprawiedliwości. Na wzgórze Letná przyszli z transparentami i flagami narodowymi. Ze wszystkich stron podnoszono antyrządowe hasła. Według policji w manifestacji wzięło udział około 200 tysięcy osób. Według organizatorów było ich o 100 tysięcy więcej.


Miejsce też nie jest przypadkowe. Teren ten był miejscem masowych protestów w 1989 roku, które w konsekwencji doprowadziły do upadku komunizmu w ówczesnej Czechosłowacji. Zdaniem demonstrantów Andrej Babiš jest zagrożeniem dla demokracji i rządów prawa. Żądają, by miliarder pozbył się swojego biznesu, a majątek ma niemały. W jego skład wchodzą media, zakłady chemiczne i rolnicze. Manifestanci twierdzą, że mają dość korupcji w Czechach, która ich zdaniem rozkwitła w kraju odkąd władzę objął Babiš. Zagraniczne agencje porównują populistyczne rządy w Czechach z tym, co się dzieje w Polsce i na Węgrzech. Protestujący ostrzegają, że sobotnia manifestacja to dopiero początek protestów i ludzie znów wyjdą na ulice, jeśli władza przekroczy jedną z "czerwonych linii".

Te wyznaczone przez opozycję granice to atak władz na niezależność mediów publicznych, próba odwołania prokuratora generalnego, ułaskawienie premiera przez prezydenta i utrata funduszy UE z powodu konfliktu między czeskim premierem a UE. Andrej Babiš dostał czas na spełnienie postulatów do 7 stycznia. Po upływie tego terminu manifestacji zapowiadają eskalację protestu.

źródło: seznamsprawy.cz