Sprawa Najsztuba powinna nas czegoś nauczyć. To muszą zapamiętać wszyscy piesi i kierowcy
Piotr Najsztub za potrącenie starszej pani na pasach nie poniesie kary. Wyrok sądu oburzył część Polaków, którzy zastanawiają się, jakim cudem znany dziennikarz został w tej sprawie uniewinniony. Tyle że przez nawał wątpliwości winnego w tej sprawie wskazać jest trudno. To powinna być nauczka dla pieszych i kierowców.
To jeden z głosów oburzenia po uniewinnieniu Piotra Najsztuba. Chodzi o wypadek, do którego doszło 5 października 2017 r. Dziennikarz jechał przez Konstancin-Jeziornę pod Warszawą i potrącił przechodzącą przez pasy 77-letnią kobietę.
Najsztub jechał wtedy bez prawa jazdy i badań technicznych auta, jednak to oddzielny wątek sprawy. Dziennikarz już wcześniej został ukarany za to grzywną. Ostatnie postępowanie miało wyjaśnić okoliczności samego potrącenia staruszki.
Jeszcze latem 2018 r. Najsztub został skazany wyrokiem nakazowym na 6 tys. zł grzywny, 10 tys. zł zadośćuczynienia dla rodziny poszkodowanej kobiety i blisko 6 tys. kosztów sądowych. Sprzeciw złożyła prokuratura na polecenie prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry. Sąd Rejonowy w Piasecznie przeprowadził więc cały proces, a już w czerwcu dziennikarz usłyszał wyrok uniewinniający.
Decydujący głos należał do Sądu Okręgowego w Warszawie, który 18 listopada podtrzymał uniewinnienie. Sędzia Piotr Bojarczuk w uzasadnieniu argumentował, że ten wyrok jest "jedyną słuszną decyzją, jaka mogła w tej sprawie zapaść".
I wtedy się zaczęło
Uniewinnienie Najsztuba oburzyło część Polaków. Bo jak to, potrącił staruszkę na przejściu i uniknie kary? Nawet premier Mateusz Morawiecki w swoim expose nawiązał do tej sprawy. – Nie może być tak, że sądy obarczają winą za wypadek starszą, prawie 80-letnią panią z ograniczoną ruchomością, bo wtargnęła na pasy – twierdził szef rządu.
Wystarczy wejść na Twittera, by pod hasłem "Najsztub" znaleźć głosy oburzonych. Na dziennikarza i cały wymiar sprawiedliwości w Polsce. Widać, że wiele osób dało upust emocjom i pokazało, co myśli o decyzji sądu. Sędzia Bojarczuk ściągnął na siebie hejt głównie ze strony prawicowych mediów, bo okazało się, że znajduje się na liście "sędziów wolności" portalu oko.press. Czyli, delikatnie mówiąc, nie jest kojarzony jako ten, który sprzyja "dobrej zmianie".
Biegli ustalili, że Najsztub w ciężkich warunkach pogodowych zwolnił swoim samochodem do prędkości pomiędzy 17 a 25 km/h. Zarzekał się, że nie miał szans na reakcję, bo było ciemno i padał deszcz. Kluczowe w tym wszystkim okazały się jednak wcześniejsze zeznania poszkodowanej.
– Podeszłam do przejścia dla pieszych. Rozejrzałam się w lewą i prawą stronę. Patrzyłam w lewo. Widziałam nadjeżdżający samochód. Wydaje mi się, że samochód starał się zatrzymać – mówiła. Sędzia zauważył, że starsza kobieta nie miała więc pewności, że samochód się ostatecznie zatrzyma.
Sędzia Piotr Bojarczuk podczas rozprawy dotyczącej Piotra Najsztuba.•Fot. Maciej Jaźwiecki / Agencja Gazeta
"Pieszy ma pierwszeństwo, gdy wchodzi na przejście"
Z prawomocnego wyroku sądu wynika więc, że to piesza nie zachowała należytej ostrożności. Czy tak rzeczywiście było? Tego się nie dowiemy, i nie mamy zamiaru brać Najsztuba w obronę. Zostało zbyt dużo znaków zapytania, by bez wahania wskazać winnego.
O tym, jaki mogło mieć przebieg potrącenie staruszki, zapytaliśmy instruktora nauki jazdy. Nasz rozmówca zauważył, że jeśli kierowca zwolnił do małej prędkości, to miał szansę zauważyć kobietę na pasach. Jego zdaniem tłumaczenie się, że była ograniczona widoczność, nie jest tu okolicznością łagodzącą. I wskazał kilka ważnych zasad.
– Jeśli widzimy osobę starszą, o ograniczonej sprawności ruchowej, trzeba zatrzymać się i poczekać aż pieszy przejdzie. Nawet jak zobaczymy zielone światło to obowiązkiem kierowcy jest poczekać, aż pieszy zejdzie z przejścia – wyjaśnił.
Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta
– Kiedy pieszy podchodzi do przejścia, nie może wtargnąć pod nadjeżdżający samochód, który zbliża się do przejścia, mimo że jest ono oznaczone. Samochód nie ma możliwości zatrzymania się od razu. Pieszy musi się upewnić, czy może wejść na przejście i stosować starą, szkolną zasadę, czyli spojrzeć w lewo, w prawo i jeszcze raz w lewo – przypomniał nasz rozmówca.
Dodajmy, że pokrzywdzona starsza kobieta nie doczekała ostatniego procesu. Jak podaje TVN Warszawa, zmarła z powodu ciężkiej choroby, ale niemającej związku z wypadkiem z 2017 r.