Ten samochód nie nadaje się ani do miasta, ani w trasę. Klienci się o niego zabijają
Suzuki Jimny to nietypowy samochód. W czasach, kiedy tak modne są wszechstronne – przynajmniej teoretycznie – SUV-y, kiedy nawet Land Rover Defender czy Toyota Land Cruiser stają się wygodnymi autami do codziennej jazdy, mała terenówka od Suzuki irytuje na każdej utwardzonej drodze. Ale już poza asfaltem Jimny jest tak dobry, że auta w Polsce… praktycznie nie da się kupić.
Fot. naTemat.pl
O co chodzi?
Fot. naTemat.pl
W jednym zdaniu? O po prostu bardzo dobry, terenowy samochód. Sami na niego spójrzcie. Bardzo krótkie zwisy. Bardzo wysoko podniesione zawieszenie – prześwit ma aż 21 centymetrów, co jak na tak małe auto jest wartością niebagatelną. Kąt natarcia – 37 stopni. Kąt zejścia – aż 49 centymetrów. Niskoprofilowe opony i gigantyczne felgi? To nie to auto.
To tylko kilka właściwości, które czynią Jimny prawdziwą maszyną do pracy czy jazdy terenowej. Ale przecież nie musiałem wam tego mówić, bo przecież wszystko widać na zdjęciach.
Fot. naTemat.pl
Swoją drogą – pudełkowate nadwozie sprawia, że wiele osób porównuje ten model do… Gelendy. I rzeczywiście – Jimny jest naprawdę podobne do klasy G. I wyobraźcie sobie, że na rynku już są firmy tuningowe, które upodabniają Jimny do Mercedesa i robią z niego swoistą "baby Gelendę".
Fot. naTemat.pl
Dzięki pudełkowatej konstrukcji w środku z przodu jest też zaskakująco dużo miejsca. Za to kanapa z tyłu… No tak jakby jej nie ma. Mogą tam siąść dwie dorosłe osoby, ale nie będzie to dla nich komfortowe przeżycie. Bagażnika też nie ma – jego miejsce zajmuje właśnie kanapa.
Fot. naTemat.pl
Doskonały w terenie i irytujący na asfalcie
Choćby jazda w trasie to wręcz męczarnia. Już nawet nie chodzi o osiągi – zastosowany silnik wolnossący o pojemności 1,5 litra i mocy 102 koni mechanicznych (130 Nm) rozpędza się "do setki" w około 13,5 sekundy.
Fot. naTemat.pl
Z powodu tych rozwiązań i wątpliwej aerodynamiczności całego zestawu Jimny wciąga paliwo jak szalony. W mieście dziesięć litrów, przy prędkości 120 km/h na autostradzie wynik będzie podobny. I to wszystko pomimo małego, wolnossącego silnika i niskiej masy własnej (1134 kg). Dodajmy jeszcze, że bak ma nieco ponad 30 litrów. Naprawdę można się wkurzyć zjeżdżając na stację dosłownie co chwilę.
Fot. naTemat.pl
Po pierwsze: Jimny nadal zbudowany jest na ramie, więc jest naprawdę wytrzymały. Po drugie: wszystko jest tu zrobione naprawdę "oldskulowo". Napęd na cztery koła dołącza się na sztywno. Tak samo obsługuje się reduktor – nie ma żadnych guzików, jest bardzo sztywna dodatkowa dźwignia. Zjeżdżasz z asfaltu, "zapinasz" wszystko (trzeba trochę mieć siły!) i… jedziesz.
Fot. naTemat.pl
Dodam, że pomimo całej swojej tradycyjności Jimny i tak potrafi zaskoczyć swoim sprytem. Duży spadek terenu? Jest asystent zjazdu, który pomaga utrzymać bezpieczny tor jazdy i prędkość. Ten czterobiegowy, długi automat, tak męczący na asfalcie, w terenie bardzo ułatwia poruszanie na grząskim podłożu. Uważam wręcz, że to lepszy wybór niż "manual".
Fot. naTemat.pl
Tanio!
A to wszystko przy naprawdę niewygórowanej cenie, co też jest jedną ze składowych fenomenu tego auta. Którego – przypomnijmy – na razie kupić się nie da.
Fot. naTemat.pl
Za te pieniądze po prostu nie ma lepszego auta do jazdy w teren. A ta cen jest na tyle niska, że Jimny nie trzeba (i nie można!) traktować jako pierwszego samochodu w rodzinie. To weekendowa fura do zabawy w terenie (albo do pracy). Jedni wolą pojeździć w niedzielę kabrioletem, inni wolą się ubrudzić.
Fot. naTemat.pl
Suzuki Jimny na plus i minus:
+ Doskonały w terenie
+ Niedrogi
+ Wytrzymały, prawdopodobnie niedrogi w eksploatacji
- Męczy na asfalcie, ale przecież nie po to powstał
- Jest tak dobry, że... właściwie nie da się go kupić
Fot. naTemat.pl