Rzeszów już 4 lata temu wprowadził to, co obiecał Morawiecki w expose. Sprawdziliśmy skutki

Adam Nowiński
Mateusz Morawiecki mówił w swoim expose sporo na temat usprawnień w ruchu drogowych. Premier chce, żeby duże miasta wpuściły na swoje buspasy samochody osobowe, którymi będą jechały minimum cztery osoby. Okazuje się, że Rzeszów stosuje takie rozwiązanie już od 2015 roku. Sprawdziliśmy więc, jak pomysł Morawieckiego przyjął się w stolicy Podkarpacia.
Po buspasach w Rzeszowie od dawna mogą jeździć osobówki. Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta
– Wprowadzimy zasadę, by buspasami mogły jeździć samochody, w których będą co najmniej 4 osoby w środku – stwierdził Mateusz Morawiecki podczas wtorkowego expose. Premier poparł swój pomysł tezą, że buspasy stoją puste przez większą część dnia, a mogłyby zapewniać płynność ruchu. Ale czy tak będzie naprawdę?

Pomysł Morawieckiego nie jest nowy. Od 2015 roku obowiązuje w Rzeszowie. Włodarze stolicy Podkarpacia oddając wtedy do użytku buspasy postanowili, że będą po nich mogły poruszać się także samochody osobowe. Warunek był jeden – musiały w nich podróżować minimum trzy osoby. Wcześniej, bo w 2012 roku, miasto przeprowadziło "testy" tego rozwiązania na jednej z ulic, z tym że tam mogły jeździć buspasem auta z minimum dwiema osobami.


Teoria i odleglejsza od niej praktyka
Idea na pierwszy rzut oka jest dobra, bo jej założeniem jest zachęta dla mieszkańców, żeby zamiast dwoma autami jechali jednym, razem. To przekładać powinno się na mniejszy ruch, a mniejszy ruch to mniejsza emisja zanieczyszczeń oraz bezpieczniejsze drogi. Tyle jeśli chodzi o teorię. A jak sprawdza się ona w praktyce?

– Moim zdaniem nie sprawdza się ten pomysł – mówi naTemat Mirosław, 34-letni mieszkaniec Rzeszowa. – Nie odczułem, żeby samochodów było mnie, wręcz przeciwnie, jest ich w mojej opinii z roku na rok coraz więcej. Ponadto często widzę, że ludzie po prostu nie stosują się do tych obostrzeń i jadą sami lub wiozą jedną osobę – narzeka mężczyzna.

Zwraca uwagę także na kierowców przyjezdnych, którzy kompletnie się gubią i nie stosują się do ustalonych przepisów. Jego zdaniem, jeśli jazda buspasem samochodami osobowymi byłaby dozwolona we wszystkich miastach, nie ma sensu tworzyć buspasów.
Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta
– Po co tworzyć buspas, który z założenia ma promować komunikację miejską i poprawiać jej punktualność, jeśli pozwolą nim jeździć samochodom osobowym? – pyta retorycznie Robert Nalepa, instruktor ze szkoły nauki jazdy "Ledwo Jadę".

– Takie rozwiązanie wpłynie nie tylko na komunikację miejską, ale w mojej opinii może także zwiększyć agresję na drogach, bo podzieli się kierowców na równych i równiejszych. Ci, którzy będą mogli jechać buspasem, mogą spotkać się z wrogością tych, którzy nie będą mogli na niego wjechać, ale także ci uprzywilejowani będą się złościć na łamiących przepisy, którzy będą zajmowali miejsce na buspasie – tłumaczy instruktor.

Dodaje także, że niektóre buspasy kończą się lub skręcają na pasy rozbiegowe i kierowcy, którzy nie będą mogli jechać buspasem, mogą nie chcieć wpuszczać tych "lepszych" uczestników ruchu.

Do akcji musiała wkroczyć policja
Rzeszowski urząd miasta chwali sobie jednak buspasy, bo poprawiły one punktualność komunikacji miejskiej. – Odkąd wprowadziliśmy buspasy poprawiła nam się punktualność, mieszkańcy są bardziej zadowoleni ze świadczonych przez nią usług i częściej wybierają autobus – zachwala w rozmowie z naTemat.pl Maciej Chłodnicki, rzecznik Urzędu Miasta w Rzeszowie.

Przyznaje również, że stolica Podkarpacia notuje co roku wzrost liczby pasażerów na poziomie 10 proc. Przyznaje jednak, że miasto nie posiada danych dotyczących ilości pojazdów na swoich drogach i nie wie, czy umożliwienie korzystania z buspasów samochodom osobowym przełożyło się na mniejsze korki. – Z pewnością jest lepiej, bo to widać chociażby po liczbie pasażerów komunikacji miejskiej – stwierdza.
Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta


W lokalnym wydaniu "Gazety Wyborczej" znajdujemy jednak informację, że pomysł od samego początku powodował spore zamieszanie. Trudno było go wyegzekwować. Do akcji musiała więc wkroczyć policja.

– Nagminnie kierowcy jeżdżą buspasami. Obserwuję to codziennie, ale policja nie ma wygodnych miejsc, by ustawić się i zatrzymywać takich kierowców. Znajdują się one jedynie w kilku punktach miasta: tam, gdzie są zatoczki, w których można ustawić radiowóz. Np. ulicą Piłsudskiego praktycznie od ronda aż do placu Wolności można bezkarnie jechać buspasem. Policja nie ma tam gdzie zorganizować kontroli. A cwaniaków nie brakuje – żalił się w 2016 roku kierowca taksówki z Rzeszowa.

Policja za nieuprawnioną jazdę buspasem karze mandatem w wysokości 100 zł. Bywały kontrole, podczas których funkcjonariusze nakładali ponad sto mandatów jednego dnia. Jak sytuacja wygląda teraz?

– Od kilku lat na terenie Rzeszowa funkcjonują tzw. buspasy. Bez wątpienia ich wprowadzenie usprawniło komunikację miejską. Nie łatwo jednoznacznie ocenić wpływ buspasów na kwestie bezpieczeństwa, czy też samych utrudnień w ruchu, bowiem z każdym rokiem na ulicach Rzeszowa znacząco zwiększa się liczba pojazdów. Trudno więc o wiarygodne porównania – mówi nam asp. Tomasz Drzał z Wydziału Prewencji
KMP w Rzeszowie.

Policjant wskazuje więc główne bolączki tego rozwiązania – coraz więcej samochodów i... kierowcy nieznający przepisów. – Bez wątpienia mogłoby być lepiej, gdyby wszyscy kierowcy stosowali się do obowiązujących zasad, jednak każdego dnia policjanci z Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie interweniują wobec osób, które nie stosują się do znaków i zasad poruszania się buspasami – dodaje funkcjonariusz.