Protesty w Hong Kongu. Uzbrojeni w łuki i koktajle Mołotowa studenci bronią się na terenie kampusu

Paweł Kalisz
W Hong Kongu uliczne protesty przeradzają się w regularną wojnę między demonstrantami a policją. Przy czym słowo "policja" być może użyte jest niewłaściwie, gdyż korespondenci zagranicznych agencji wskazują na to, że mogą to być przebrani za policjantów chińscy żołnierze. Władza chce spacyfikować protest walczących o zachowanie autonomii Hong Kongu.
Uzbrojeni w łuki, kamienie i koktajle Mołotowa studenci od niedzieli walczą na terenie kampusu z oddziałami policji. Fot. screen / ABC News (Australia)
Od 2012 władze Chin próbują ingerować w politykę autonomii i naruszać swobody obywatelskie mieszkańców. Wszystkie działania Chin i lokalnych władz podporządkowanych rządowi w Pekinie zmierzają do budowy jednolitego ustroju w ramach całego państwa.

Protesty w Hong Kongu rozpoczęły się w czerwcu 2019 roku. Iskrą była zapowiedź projektu ustawy, która pozwala na ekstradycję obywateli Hong Kongu do Chińskiej Republiki Ludowej. Obawiano się, że ten sposób rząd Chiński uderzy we wszystkich dysydentów starających się o zachowanie autonomii Hong Kongu.

Specjalny Region Administracyjny Hongkong został zwrócony Chonom przez Wielką Brytanię w 1997 roku. Zgodnie z umową, miasto miało zachować autonomię przez 50 lat, czyli do 2047 roku. Władze w Pekinie nie chcą jednak czekać tak długo, co z kolei budzi opór mieszkańców.
Gdy ulicami miasta przeszło 2 miliony mieszkańców władze zawiesiły prace nad projektem ustawy ekstradycyjnej, a później ogłosiły, że całkowicie rezygnują z tego pomysłu. To jednak nie przerwało protestów. Jedną z przyczyn było pogarszanie się warunków życia.


– Mieszkańcy Hong Kongu przyzwyczaili się do tego, że żyją i mieszkają w dawnej kolonii brytyjskiej. Na podstawie pozostawionych przez Brytyjczyków praw i instytucji, wartości Zachodu i demokracji, które zostały zaimplantowane, rządów prawa, niezależności. Mieszkańcy Hongkongu przyjęli to jako swoje własne i na tej podstawie, w ramach istniejącej autonomii, się rządzą. Ten status bardzo im się podoba. Bardzo cenią swoje swobody, nie akceptują zarządzania autorytarnego. Oni chcą żyć w Chinach, w jednym państwie, ale według swojego lokalnego sposobu – tłumaczy prof. Edward Haliżak, znawca Chin, związany z Instytutem Stosunków Międzynarodowych.
Zdaniem Haliżaka mieszkańcy Chin mają inną mentalność, zostali inaczej wychowani. – W systemie autorytarnym czują się dobrze i akceptują go. Poziom akceptacji dla władz autorytarnych w Pekinie jest wyjątkowo wysoki, wynosi 80 proc. Poziom centralizacji jest tam niewyobrażalny. A w Hongkongu nie chcą żyć w systemie absolutnie totalitarnym. To są dwa zupełnie inne światy – dodaje ekspert.

1 października zorganizowano w mieście pokojowe marsze, które szybko zamieniły się w starcia z policją, która po raz pierwszy otworzyła ogień do grupy demonstrantów. 11 listopada podczas kolejnych protestów policjant postrzelił z ostrej broni studenta. W sieci można znaleźć nagranie z tej interwencji. Widać na nim, jak policjant postrzelił młodego człowieka z odległości mniejszej niż metr. Potem padły jeszcze dwa strzały, przypuszczalnie jeszcze jeden student został ranny. Na miejscu szybko pojawili się kolejni policjanci, przyjechała karetka pogotowia, a wokół stał tłum ludzi protestujących przeciwko brutalności policji. Od niedzieli trwają walki na terenie kampusu Uniwersytetu Politechnicznego. Protestujący zamknęli się na terenie należącym do uczelni. Policja próbując zająć kampus używa armatek wodnych i gazu łzawiącego, a do protestujących strzela gumowymi kulami. Studenci odpowiadają, rzucając w funkcjonariuszy koktajlami Mołotowa i strzelając z łuków. Część studentów uciekła. Choć teren był otoczony kordonem policji, to kilkudziesięciu osobom udało się uciec w poniedziałek. Spuścili się na linach 8 metrów w dół na estakadę, gdzie dosiadali się na czekające już na nich skutery i motocykle. Później jednak policja odkryła lukę w okrążeniu i zablokowała tę drogę ucieczki. Cześć uciekinierów udało się później funkcjonariuszom odszukać i aresztować.
Tymczasem ich koledzy kontynuują protest. Teren kampusu poprzedzielany jest barykadami. Naczelnik policji wzywa resztki studentów do poddania się, w przeciwnym razie policja ma uderzyć z całą bezwzględnością.