"Żaden satrapa nie zdzierży, gdy mu się ktoś stawia". Banaś i państwo urojone według PiS

Jacek Liberski
bloger i autor powieści; polityk hobbysta
Ze sprawą Mariana Banasia jest tak, że przede wszystkim miała ona nie ujrzeć światła dziennego. Wszystko miało się odbyć standardowo, to znaczy według standardów PiS, czyli na Nowogrodzkiej pewien pan, dodajmy: zwykły, szary poseł, zdecydował o tym, kto ma być prezesem NIK a jego wierny druh, skazany, ale przedwcześnie ułaskawiony, miał dopilnować tego, aby żelazny Marian w oczach opinii publicznej był nadal kryształowy. I w tych standardach nie ma niczego nowego czy odmiennego od metod z czasów PRL. Wtedy też dbano o to, aby wskazana osoba miała piękny życiorys i porządek w aktach. Przy czym porządek ten polegał głównie na tym, aby służby specjalne miały odpowiednie haki na delikwenta w razie, gdyby coś mu się odmieniło.
Sprawa Banasia obnażyła prawdę o rządach PiS i Jarosława Kaczyńskiego Fot. Sławomir Kamiński / AG
Wzorce Kaczyńskiego
Powiedzieliśmy już sobie bowiem dawno temu, że Kaczyński garściami czerpie z doświadczeń komuny i że zbudował tu system oparty na tamtych fundamentach, ale nieco bardziej dostosowany do współczesnych realiów – dziś rolę ogłupiacza pełni program 500+, wtedy "socjalizm – tak, wypaczenia – nie”. Tydzień temu pisałem też, że relatywizm PiS-u, który jest przecież częścią polityki, u Kaczyńskiego jest programowy. W znaczeniu tym, że jest sensem i sednem mechanizmu sprawowania władzy.

Banaś jest tego najbardziej jaskrawym dowodem. W tej sprawie wszystko jest wzorcem – od jego powołania, do prób jego odwołania. Dodajmy, ten teatr będzie trwał jeszcze, bo przecież każde dziecko w Polsce wie, że rzeczony Banaś walczy aktualnie o swoje życie – w przenośni i w sensie dosłownym. Upór Banasia będzie bowiem Kaczyńskiego kosztował coraz więcej, a przecież wiadomo, że żaden satrapa nie zdzierży, gdy mu się ktoś stawia.


Sprawa Mariana Banasia pokazuje też, jak na patelni, czym w istocie jest państwo PiS. W Sowie Sienkiewicz właśnie o takim państwie mówił, używając w owym czasie bardzo łagodnych słów. Dzisiaj możemy już uzupełnić tamten przymiotnik i użyć innego: państwo PiS to państwo urojone. W każdym możliwym znaczeniu tego słowa.

Państwo urojone
Urojone, bo państwo rozgrywają służby. Tylko bardzo naiwny człowiek może uwierzyć w to, że ABW i CBA nie miało wiedzy na temat majątku Banasia, jego pochodzenia, pokrycia w oficjalnych dochodach a także jego kontaktów z półświatkiem. Jeśliby okazało się, że służby faktycznie nic nie wiedziały na ten temat, oznaczałoby to, że z państwem polskim pod rządami PiS jest jeszcze gorzej, niż nam się wydaje. Byłby to dowód na to, że państwa w istocie nie ma. Zatem bardziej prawdopodobne jest jednak to, że kierownictwo służb prawdę znało od dawna. W tym przypadku mamy więc do czynienia z oczywistą grą, której symbolem jest bijący brawo minister Kamiński tuż po wyborze Banasia na szefa NIK.

Urojone, bo członkiem rządu, szefem Służby Celnej, Krajowej Administracji Skarbowej i Najwyższej Izby Kontroli był i jest człowiek, który ponad wszelką wątpliwość miał (ma nadal?) kontakty z ludźmi o podejrzanej proweniencji, delikatnie mówiąc. W historii wolnej Polski takiego przypadku nie było, w każdym razie ja takiego przypadku nie kojarzę. Jestem przekonany, że dla milionów polskich obywateli taka sytuacja jest po prostu porażająca.

Urojone, bo państwo Kaczyńskiego nie potrafi sobie z tą sytuacją poradzić. Dziś jeszcze trudno jednoznacznie ocenić, jaki koszt przyjdzie zapłacić PiS-owi za tę sprawę, ale można spokojnie domniemywać, że czym dłużej ów imposybilizm (faktyczny a nie wymyślony) będzie trwać, tym odpływ umiarkowanego elektoratu stawać się będzie coraz bardziej realny.

Przed wyborami prezydenckimi może to być całkiem niezły prezent dla Opozycji. Pytanie tylko, czy ta będzie umiała to wykorzystać. Mam wątpliwości, bo przecież przez ostatnie cztery lata podobnych prezentów było wiele, niestety nieumiejętnie wykorzystywanych.

Urojone, bo rządząca większość najpierw wybiera Banasia na szefa jednej z najważniejszych instytucji kontrolującej władzę, następnie wprowadza w życie plan czynienia Banasia świętym, by w rezultacie całkowicie się od niego odciąć, udając, że całego tego festiwalu hipokryzji nie było. Uczciwy, kryształowy, niewinny dopóki nie ma prawomocnego wyroku, wręcz zaszczuty przez Opozycję, by dzisiaj być już nieuczciwym, tekturowym i winnym, nawet bez wyroku. Przezabawny jest ten rollercoaster w wykonaniu obozu Zjednoczonej Prawicy. Uwielbiam patrzeć, jak połykają te wszystkie żaby wyhodowane w swojej sadzawce. I od razu przed oczami widzę ten świetny rysunek satyryczny, na którym Jaruzel mówi: za jednego naszego, którego musieliśmy wsadzić, wsadzimy dziesięciu waszych. Cudowna symbolika.

Urojone, bo to dzięki wolnym mediom sprawa Banasia stała się publiczna. To prywatne media nagłośniły kontakty biznesowe Banasia, media publiczne, które publicznymi są tylko z nazwy i kojarzą się wyłącznie i niezmiennie z pewną publiczną profesją, tematu tego w ogóle nie poruszają. Za to rozpoczęły kampanię oszczerstw wobec marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego, co z punktu widzenia obozu władzy jest zrozumiałe, wszakże tu dodatkowo w tle mamy utratę kontroli nad drugą izbą parlamentu.

W tym kontekście próba wciągania opozycji parlamentarnej w sprawę odwołania Banasia (zmiana Ustawy Zasadniczej) wydaje mi się przekomiczna i mam nadzieję, że nikt tam nie ujrzy światełka w tunelu, które dostrzegł swego czasu pewien dobrze zapowiadający się polityk, dziś już biznesmen.

Logika działań politycznych według PiS

W wywiadzie dla Justyny Dobrosz-Oracz wiceprezes PiS Adam Lipiński użył wielce znamiennych słów: „Jest coś takiego jak logika działań politycznych. Jestem w dużej formacji politycznej. Jestem nawet współzałożycielem Prawa i Sprawiedliwości. Czy mi się pewne rzeczy podobają, czy nie? A mi się pewne rzeczy oczywiście nie podobają, to jest oczywiste”.

Nie ma bardziej dobitnego dowodu na programowość relatywizmu tej partii. To fałszywe, bezideowe i po prostu podłe. Pytanie na koniec brzmi: jak długo i ilu Banasiów musi jeszcze wypłynąć na powierzchnię, aby czterdzieści kilka procent wyborców zrozumiało, czym jest PiS. Odpowiedzi na to pytanie, przyznam się, nie znam.