Prokuratorzy chcieli postawić zarzuty Andruszkiewiczowi. Staną za to przed sądem

Rafał Badowski
Przed sądem dyscyplinarnym mają stanąć prokuratorzy z Białegostoku, kórzy wyjaśniali sprawę fałszowania podpisów poparcia dla Ruchu Narodowego w wyborach samorządowych w 2014 roku.
Przed sądem dyscyplinarnym mają stanąć prokuratorzy z Białegostoku, którzy wyjaśniali sprawę fałszowania podpisów poparcia dla Ruchu Narodowego. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Jak podał "Superwizjer" TVN, ci sami prokuratorzy wcześniej zaplanowali zarzuty w tej sprawie dla Adama Andruszkiewicza. Po emisji reportażu odebrano im śledztwo.

Prokurator Paweł Sawoń, wiceszef Prokuratury Regionalnej w Białymstoku powiedział we wtorek TVN24, że rzecznik dyscyplinarny działający przy tej prokuraturze stwierdził, iż "zachodzą podstawy do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego wobec prokuratorów w związku z popełnieniem przewinienia służbowego wskazanego w artykule 137 paragraf 1 ustawy z dnia 28 stycznia 2016 roku Prawo o prokuraturze".


Jak czytamy w powyższym przepisie, "za przewinienia służbowe, w tym za oczywistą i rażącą obrazę przepisów prawa i uchybienia godności urzędu, prokurator odpowiada dyscyplinarnie". 

Sawoń stwierdził jednak, że nie może dokładnie ujawnić, w jaki sposób mieli zawinić prokuratorzy. Wiadomo natomiast, że 28 listopada skierowano do Prokuratora Generalnego wniosek o wyznaczenie rzecznika dyscyplinarnego spoza białostockiego okręgu regionalnego do przeprowadzenia postępowania dyscyplinarnego.

Oznacza to, że Zbigniew Ziobro lub jego pierwszy zastępca wyznaczy rzecznika dyscyplinarnego z innego regionu, który zajmie się postawieniem białostockich prokuratorów przed sądem dyscyplinarnym.

Czterej prokuratorzy prowadzili w Prokuraturze Okręgowej od 2016 r. śledztwo w sprawie podejrzeń masowego fałszowania podpisów pod listami poparcia Ruchu Narodowego do sejmiku Podlasia w wyborach samorządowych w 2014 r. Andruszkiewicz wówczas kierował Młodzieżą Wszechpolską na Podlasiu.

Śledczy zbierali kolejne dowody w sprawie. Informowali swoich przełożonych o planowanym wystąpieniu do Sejmu w sprawie uchylenia Andruszkiewiczowi poselskiego immunitetu i zamiarze postawienia zarzutów - wynika z dokumentów, do których dotarli reporterzy "Superwizjera".

Jeden z podejrzanych Paweł P., były członek MW, przyznał się do winy. Prokuratorom opowiedział, jak według niego wyglądał proceder fałszowania podpisów, w którym miał brać udział, gdy miał 18 lat.

"Nie było nas tam dużo, może 5-6 osób. Dowodzili tam Adam Andruszkiewicz i Wojciech N. (jego były współpracownik - red.). Oni się kumplowali blisko. Na ekranach monitorów były zeskanowane listy z danymi osób. Były to listy z innych wyborów, tak mi się przynajmniej wydaje. Adam Andruszkiewicz i Wojciech N. mówili obecnym, że mają przepisywać dane osób z monitorów do pustych arkuszy list poparcia w wyborach samorządowych. Te listy były absolutnie puste. Listy leżały na stole. W listach wpisywaliśmy imiona i nazwiska, adresy i numery PESEL osób, których dane były w listach na monitorach komputerów" – takie fragmenty zapisu zeznań i wyjaśnień Pawła P. przedstawia TVN.
"Po wypełnieniu list wymienialiśmy się nimi i składaliśmy fałszywe podpisy. Adam Andruszkiewicz i Wojciech N. też to robili. Robili to wszyscy. Trwało to parę godzin. Bądźmy szczerzy, było to z głupoty. (W tym momencie podejrzany płacze - zanotował prokurator). Z tymi ludźmi już nie utrzymuję kontaktów" – czytamy dalej.

W reportażu "Superwizjera" przedstawiono dowody na to, że przed laty Andruszkiewicz miał fałszować podpisy poparcia pod listami wyborczymi. Polityk kategorycznie zaprzeczał. W lutym Andruszkiewicz w tej sprawie groził TVN. Jak mówił, nie pozwoli na "bezkarne niszczenie" jego "dobrego imienia".

źródło: TVN24