"Nie pozwolę na bezkarne niszczenie mojego dobrego imienia" – ostrzega telewizję TVN Adam Andruszkiewicz. Wiceminister cyfryzacji odniósł się do wyemitowanego w sobotę wieczorem "Superwizjera". W reportażu przedstawiono dowody na to, że przed laty Andruszkiewicz miał fałszować podpisy poparcia pod listami wyborczymi. Polityk kategorycznie zaprzecza.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Adam Andruszkiewicz, który do Sejmu wszedł z list Kukiz 15', a obecnie jako minister cyfryzacji jest członkiem ekipy PiS, zapewnia o swojej uczciwości i niewinności. W wydanym oświadczeniu pisze o sobie, że jest "najbardziej atakowanym przez stare układy politykiem młodego pokolenia".
"Oszczercza kampania"
– To jest cena jaką muszę płacić za otwartą walkę o silną Polskę, mówienie prawdy, publiczne pokazywanie manipulacji mediów oraz rozliczanie poprzednich ekip rządzących – stwierdza poseł z Podlasia. Informacje "Superwizjera" ocenia jako element owej - jak twiedzi - nagonki.
"Nigdy nie fałszowałem ani nie kazałem fałszować podpisów" – zarzeka się polityk. Grozi przy tym: "Wobec redakcji i osób, które powielają fałszywe oskarżenia wobec mnie jako osoby niewinnej, będę kierował odpowiednie działania prawne. Nie pozwolę, na bezkarne niszczenie mojego dobrego imienia" (pisownia oryginalna).
Postępowanie dyscyplinarne
Andruszkiewicz zapewnia, że jest zainteresowany szybkim wyjaśnieniem sprawy i że jest do dyspozycji prokuratury. Przy czym – to już wynika z wydanego w sobotę oświadczenia Prokuratury Krajowej – sami śledczy z Białegostoku zainteresowani wyjaśnieniem sprawy nie byli.
– Trwa postępowanie dyscyplinarne dotyczące zbyt opieszałego prowadzenia przez białostockich prokuratorów śledztwa w sprawie sfałszowania podpisów na listach wyborczych Komitetu Wyborców Ruchu Narodowego i roli jaką miałby w tym odegrać obecny poseł Adam Andruszkiewicz – poinformowała w sobotę rzeczniczka Prokuratury Krajowej Ewa Bialik. Przyznała przy tym, że "prowadzący śledztwo nie przeprowadzili wielu ważnych czynności dowodowych, na które wielokrotnie wskazywali im zwierzchnicy".
W białostockiej prokuraturze trwa śledztwo masowego fałszowania podpisów na listach poparcia Młodzieży Wszechpolskiej w czasie wyborów samorządowych w 2014 roku. Akta sprawy liczą 30 tomów i - jak informował "Superwizjer" - ma z nich wynikać, że 90 proc. podpisów na listach tworzonych przez MW zostało sfałszowanych.
Dziennikarze dotarli do dowodów, iż Andruszkiewicz osobiście miał fałszować podpisy. Białostocka prokuratura w ogóle nie zleciła grafologowi porównania próbek pisma posła Andruszkiewicza ze sfałszowanymi podpisami na listach wyborczych.