Uczy w szkole obok Batorego. Gdy usłyszał "Patoingelinecję", pomyślał: "Wow. Ktoś łamie tabu"

Katarzyna Zuchowicz
"Patointeligencja" Maty, absolwenta prestiżowego LO im. Stefana Batorego w Warszawie, jest hitem ostatnich dni. "A tak się chwalą i szczycą swym poziomem" – szydzi z LO Krystyna Pawłowicz. Ale nie oszukujmy się. Taka młodzież jest wszędzie. – To jest problem dzisiejszych czasów i dzisiejszej młodzieży – mówi nam Artur Sierawski, nauczyciel historii związany z ruchem Nie dla Chaosu w Szkole.
"Patointeligencja" Maty, absolwenta prestiżowego LO im. Stefana Batorego w Warszawie, jest hitem ostatnich dni. Fot. kadr z kanału YouTube SBM Label
W LO im. Batorego słyszę, że utwór Maty to tylko kreacja artystyczna i nie wywołał żadnej nerwowości w gmachu szkolnym. A młodzież, która tu się uczy, jest świetna. Czy ten klip oddaje rzeczywistość? – pytam jednego z uczniów. – I tak, i nie. Prawdą jest to, że Batory jest spoko – odpowiada.

Na forach internetowych też pojawiają się głosy, że takie rzeczy dzieją się przecież w każdej szkole. "Ja to widzę tak, że wcześniej czy później jakiś artysta musiał sportretować nocne życie i sposoby relaksu warszawskich liceów – i nie tyczy się to tylko przecież Batorego, ale ogółu" – mówi jeden z absolwentów w newonce.net.


Inny twierdzi, że utwór może trochę oddaje rzeczywistość, ale jest mocno podkoloryzowany: "Wszystkich, którzy nie mieli przyjemności uczyć się w Batorym, uspokajam – ten kawałek nie jest opisem rzeczywistości, a jedynie artystyczną narracją pewnego zjawiska".

Co ten utwór pokazuje o młodzieży i polskim społeczeństwie? Nauczyciel Artur Sierawski uważa, że ktoś powiedział prawdę o współczesnym problemie.

Słyszał pan "Patointeligencję"?

Tak, dowiedziałem się o niej od uczniów. Nawet nie wiedziałem, że coś takiego jest. Zapytali, czy widziałem naszych sąsiadów, bo uczę w szkole, która akurat znajduje się obok Batorego. To w poniedziałek był temat numer 1 w szkole.

Co mówili uczniowie?

Ten klip jest w takim tonie, że do nich trafia. Mówią, że gdzieś w tym wszystkim poruszona jest prawda. Oni mają kontakt z uczniami z różnych szkół. To nie jest tak, że znają się tylko z uczniami ze swojej szkoły.

A jaka była pana pierwsza reakcja?

Wow. Ktoś powiedział prawdę. Ktoś łamie pewien temat tabu. O tym często się nie mówi. Bo zawsze mówi się tylko o wynikach. O tym, że jest super, jakie są świetne wyniki. A zapomina się o całej otoczce, o tym jak w tym wszystkim czują się uczniowie, czy mają czas dla siebie, na swój rozwój, na życie osobiste. To przecież też jest bardzo ważne.

Co pokazał ten klip?

Potwierdza moja tezę, że wyścig szczurów jest bardzo mocny w topowych szkołach i faktycznie uczniowie czasem najzwyczajniej nie wyrabiają tempa. Szukają różnych wspomagaczy. Bardzo często prowadzi to do problemów psychicznych. W rankingu PISA było to dobrze pokazane. Nasi nastolatkowie są w czołowej 10-tce, ale są jednymi z najbardziej smutnych uczniów w Europie. Chciałbym, żeby wyniki były bardzo dobre, ale żeby to się nie odbijało na zdrowiu psychicznym uczniów. A z badań i moich obserwacji na codzień wynika, że uczniowie coraz częściej mają problemy psychiczne. Spowodowane jest to też wyścigiem szczurów i napięciem w szkołach.

Nauczyciele tego nie widzą?

Może też są pod presją, by szkoły miały dobre wyniki?

Krystyna Pawłowicz skomentowała: "To to słynne liceum Batorego kształci w kierunku "patointeligencji”....A tak się chwalą i szczycą swym poziomem...". Magdalena Ogórek napisała, że sprzeciwiła się, by córka poszła do Batorego. "Powinni zainteresować się, co "na mieście” mówi się o tej szkole" – stwierdziła.

To zbyt duże uogólnienie i bardzo krzywdzące i niesprawiedliwe opinie dla tej szkoły. To liceum z wieloletnią tradycją, doświadczeniem, przodujące w rankingach edukacyjnych. Przestrzegałbym przed myśleniem, że takie zachowania dotyczą tylko jednej szkoły. W wielu szkołach topowych jest wyścig szczurów. Myślę, że największa presja jest właśnie w nich. O tym się często mówi, ale nie na zewnątrz. Rozmawia się o tym wśród nauczycieli, słyszy się o tym, docierają do nas takie sygnały.

Tam jest tak, że klasy np. są złożone z samych olimpijczyków. Nauczyciele wymagają, do tego dochodzi presja otoczenia, często niespełnione ambicje rodziców. Niektórzy uczniowie nie wyrabiają. Ale nie możemy tego uogólniać. Na to składa się wiele części składowych. Wiele wynosi się z domu. Rodzice mają niespełnione ambicje, tata kiedyś chciał zostać prawnikiem czy lekarzem, to teraz syn musi.

Ciśnienie jest takie, że często rodzice wybierają za dzieci profil klasy, czy szkołę. Dzieci muszą sprostać oczekiwaniom rodziców, ambicjom. A każdy uczeń jest inny. Sam miałem rodzica, który przyszedł do mnie i powiedział, że miał 5 z historii, to jego córka też musi.

U pana jest taki pęd?

Nie. Moja szkoła nie jest z pierwszej dziesiątki topowych szkół. Nie ma u nas takiego wyścigu szczurów. Zdarzają się takie przypadki, ale są one pojedyncze.

Co pana zdaniem chciał pokazać Mata?

Myślę, że bardziej problem niż szkołę. Bo to jest problem dzisiejszych czasów i dzisiejszej młodzieży. Młodzież z dobrych domów często zapomina o tym, co jest ważne. Myślę, że to dlatego, że w domu nie mają zainteresowania. I takimi zachowaniami próbują zwrócić na siebie uwagę. To wołanie na pustyni o pomoc. Myślę, że to dlatego młodzi często tak się zachowują.

Tam jest głównie bananowa młodzież. Kasa. ”Mój ziomo chciał wypłatę starego prze ćpać ni pykło, bo była tak wilka za dużo, prędzej by tu kopnął w kalendarz” – śpiewa Mata.

No właśnie. Z jednej strony rodzice zbytnio nie przejmują się tym, co robią ich dzieci. Tylko najłatwiej dać pieniądze i mieć spokój: "Ja się spełniam zawodowo, robię interesy, a co z dzieckiem dzieje to już nie moja sprawa". Bardzo często widzimy, że dziecko zaczyna brać narkotyki, używki i rodzice tego nie dostrzegają. Są zaganiani, zapracowani i nagle zaczynają tracić dziecko. Nie widzą, kiedy ono się oddala, bardzo często dostrzegają, gdy jest już za późno i ich dziecko jest uzależnione.

Młodzi czują się samotni, opuszczeni, zapomniani. Nie mają się do kogo zwrócić, skoro rodzina nie ma dla nich czasu. A nauczyciel często jest dla nich wrogiem nr 1. "Co on tam wie o życiu? Skoro jest tylko nauczycielem, to wielkich dokonań nie zrobił". Wśród młodzieży jest takie przekonanie, że "pan jest nauczycielem, to co pan wie. Płacą panu grosze".

Dają to odczuć?

Tak. Bardzo często to odczuwam, szczególnie, gdy mam kontakt z młodzieżą z takich dobrych domów.

Jacy są?

Butni, aroganccy, wywyższeni. U nas np. młodzież nie przyjeżdża do szkoły samochodami, ale jak rozmawiam z kolegami z innych szkół to tak. Jest szpanerstwo, jazda z piskiem opon. Ale potrafią powiedzieć: pan jeździ takim samochodem, a ja takim. Wielu się wywyższa. "Pan tyle zarabia, a ja będę tyle zarabiał".

W oczy to mówią?

Tak, potrafili powiedzieć mi w oczy o takich rzeczach.

Jaka może być skala takich uczniów?

Ciężko stwierdzić. Na pewno przybywa młodzieży roszczeniowej, która tylko ma oczekiwania i chce mieć wszystko podane jak na tacy. Ale czy to jest tylko młodzież z dobrych domów? Tego nie wiemy, trudno to ocenić. Na pewno jednak przybywa tych butnych, roszczeniowych, którym się wszystko należy. Widzę co roku, że jest coraz gorzej.

W której klasie najbardziej daje się to zauważyć?

Od początku, od pierwszej klasy. Mam wrażenie, że po podstawówce jest więcej takich roszczeniowych uczniów.

Przekłada się to na ich naukę?

Nie. Oni przychodzą do szkoły, żeby miło spędzić czas i dla celów towarzyskich. Żeby spotkać się, pogadać z kolegą i koleżanką, umówić się na imprezę, iść za winkiel zapalić papierosa. Niestety, taki jest obraz dzisiejszej młodzieży.

Jaka powinna być z tego lekcja dla rodziców?

Trzeba ich uczulić. Przede wszystkim na to, czy ich dziecko szuka z nimi kontaktu. Bo jeśli widzą, że tak, to niech poświęcą mu czas, niech odłożą swoje sprawy na bok i posłuchają jego problemów. Niech nie robią tego na zasadzie: masz pieniądze i daj mi spokój. Niech zauważą, że ich dziecka ciągle nie ma w domu, niech zainteresują się, dlaczego tak jest i dokąd chodzi. Bo rodzice się nie interesują.