Krótka odpowiedź wiceministra, z którego próbował drwić rosyjski ambasador. Do tego wymowne zdjęcie
Polski MSZ w trybie pilnym wezwał w piątek rosyjskiego ambasadora w Warszawie. Według relacji naszych dyplomatów Siergiej Adriejew usłyszał słowa ostrego sprzeciwu wobec tego, co ostatnio głoszą najwyższe władze w Moskwie. Rosyjski ambasador po wyjściu z ministerstwa pozwolił sobie na drwinę. Zasugerował, że wiceminister, który poinformował o spotkaniu, nie ma pojęcia, co mówi. "Gotowi jesteśmy tłumaczyć rosyjskim dyplomatom prawdę historyczną tak długo, jak będzie trzeba" – odpowiada wiceszef polskiego MSZ.
Na tę serię oskarżeń zareagował resort spraw zagranicznych, wzywając w trybie pilnym rosyjskiego ambasadora na rozmowę. – Ostatnie twierdzenia najwyższych przedstawicieli władz rosyjskich pokazują, że do rosyjskiej wyobraźni historycznej świadomie i agresywnie próbuje wprowadzać się stalinowską narrację dziejową – ocenił wiceminister Przydacz, mówiąc o "próbach zakłamywania historii".
Zupełnie inną relację ze spotkania przedstawił rosyjski dyplomata w rozmowie z agencją TASS. Andiejew zasugerował, że minister Przydacz nie wie, co mówi, bo nie było go na omawianym spotkaniu. Zapewnił przy tym, że słowa, o jakich jest mowa w polskim komunikacie, w ogóle nie padły. – Jeśli takie wypowiedzi padły, to stało się to poza moją wizytą w MSZ – zadrwił dyplomata.
Wiceminister Marcin Przydacz na komentarz rosyjskiego ambasadora odpowiedział krótko. Do paru zdań dołączył zdjęcie niemieckich generałów Heinza Guderiana i Mauritza von Wiktorina oraz sowieckiego kombryga Siemiona Kriwoszeina, odbierających defiladę Wehrmachtu i Armii Czerwonej w Brześciu 22 września 1939 r.
Nie tylko Polskę rosyjskie władze w ostatnim czasie próbują uczyć swojej wersji historii. Moskwa oburzyła się faktem, że czeski parlament uchwalił nowe święto upamiętniające rocznicę inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w 1968 r. "Absolutna bezczelność" – tak na rosyjskie oświadczenie zareagował czeski prezydent Miloš Zeman.