"Powiedzenie otwarcie 'jestem chora' zajęło mi 2 lata". Kasia Dziurska o walce z Hashimoto i SIBO

Michał Jośko
Oto instruktorka fitness i trenerka personalna, mająca na koncie mistrzostwo świata w zawodach fitnessowych Figure Classic oraz występy w programach telewizyjnych "Dancing with the Stars. Taniec z gwiazdami" i "Dance Dance Dance". Właśnie nadszedł czas na kolejne wyzwania: Katarzyna Dziurska wydała właśnie książkę, w której opowiada o swoich zmaganiach z chorobami Hashimoto i SIBO. Porozmawiajmy nie tylko o karierze pisarskiej, lecz i o tym, jak zacząć nowe, zdrowsze życie oraz... jak nie przesadzić z postanowieniami noworocznymi.
Fot. Facebook.com/KatarzynaDziurskaTrener
Czy pozostała w tym kraju celebrytka, która nie zabrała się jeszcze za pisarstwo?

Pewnie, że takie są! Ale pamiętajmy, że osoby znane mają dużo większe pole do popisu, zasięgi i sposoby docierania do innych. Tak więc jeśli mają chęć pisać książki na tematy ważne i ciekawe, które mogą pomoc innym, to czemu nie!?

Po wydaniu debiutu pojawił się apetyt na więcej? Może jakiś romans, kryminał albo tomik poezji?

Choć moja mama była nauczycielką języka polskiego, to zawsze nienawidziłam tego przedmiotu. Odeszła trzy lata temu i pewnie byłaby dumna, że jej córka wydała książkę. Mam kolejne pomysły i kto wie, czym jeszcze zaskoczę. Nie zamykam się na inne formy literackie (śmiech).
Fot. Facebook.com/KatarzynaDziurskaTrener
Ale mówiąc poważniej: w tym przypadku mówimy o tytule, w przypadku którego moja osoba jest zaledwie pretekstem do opowiedzenia o chorobach Hashimoto i SIBO. Za to, co najważniejsze odpowiada natomiast cała masa specjalistów: od świetnych lekarzy, poprzez dietetyków, aż po seksuologów i psychologów. Dzięki nim powstało coś, co naprawdę może pomóc wielu kobietom zmagającym się z podobnymi problemami, co ja.


I już dziś wiem, że udało się osiągnąć to, co chciałam – odzywa się do mnie wiele dziewczyn, pisząc, że płakały, czytając tę książkę. Inne uświadomiły sobie, że z tymi chorobami można fajnie żyć, nie tracić uśmiechu na twarzy, choć jest ciężko. Jest też grupa osób, którym pomogłam zmotywować się do pójścia na odpowiednie badania…

… choć pod tym względem sama nie byłaś przecież ideałem.

Rzeczywiście. Problemy zdrowotne pojawiły się znienacka i choć miałam świadomość, że z moim ciałem dzieje się coś bardzo niedobrego, przez jakiś czas ignorowałam to. Wiesz, byłam właśnie w trakcie "Tańca z gwiazdami" i żyłam w totalnym niedoczasie– treningi, występy przed kamerami i wywiady. Nie było czasu na krążenie od lekarza do lekarza.

Dokładnie w ten sposób postępuje całe mnóstwo ludzi. Bo obowiązki zawodowe, bo rodzina – zawsze znajdzie się miliard pretekstów, żeby sprawy zdrowotne przesunąć "na później". Będę bardzo szczęśliwa, jeżeli dzięki mojej historii choć parę osób przemyśli podobne zachowanie, uświadomi sobie, że naprawdę warto pójść na badania ogólne, przynajmniej raz w roku. To jak przegląd techniczny samochodu, na który jakoś udaje się nam znaleźć czas.
Fot. Facebook.com/KatarzynaDziurskaTrener
Co działo się po tym, gdy ów czas nareszcie znalazłaś?

Zaczęły się schody. Chodziłam od lekarzy do lekarzy. Robiłam kolejne badania. Nikt nie był w stanie powiedzieć niczego konkretnego, odsyłali mnie dalej, żeby pozbyć się problemu.

Próbowałam radzić sobie sama, ale było ciężko, bo jeszcze bardziej się frustrowałam z bezsilności.

Dołóżmy do tego fakt, że w całej Polsce działają jedynie trzy placówki, gdzie można wykonać odpowiednie, kompleksowe badania na SIBO, takie jak wodorowy test oddechowy – dwie w Warszawie i jedna w Krakowie.
Fot. Facebook.com/KatarzynaDziurskaTrener
Z jednej strony o Hashimoto słyszy się coraz częściej, lecz z drugiej niezmiennie można zetknąć się z komentarzami, iż jest to jakaś "pseudochoroba".

O tak, wielokrotnie widziałam wpisy internetowe w stylu: "kolejna celebrytka, która mówi o jakiejś wyimaginowanej chorobie" albo "dziewczyno, nawet nie wiesz, co to PRAWDZIWA choroba". Przecież jestem uśmiechnięta, trenuję i prowadzę aktywny tryb życia, tak więc na bank ubzdurałam sobie jakieś tam problemy zdrowotne.

Chciałabym, żeby społeczeństwo uświadomiło sobie, jak tego rodzaju przypadłości mogą wpływać i na ciało, i umysł. Dzięki temu osoby chore nie będą zachowywać się tak, jak ja – ze wstydu ukrywałam te problemy naprawdę długo; zebranie się w sobie i powiedzenie otwarcie "jestem chora", zajęło mi 2 lata!

Odważyłam się dzięki mojemu narzeczonemu Emilianowi, który wspierał mnie od samego początku i który wpadł na pomysł, żeby to właśnie książka była sposobem na przyznanie się do obecnej sytuacji.
Fot. Facebook.com/KatarzynaDziurskaTrener
Sprawę mógł dodatkowo utrudniać fakt, że jesteś sportowcem. Takie osoby bardzo niechętnie przyznają się do tego, że ich ciało zaczyna niedomagać, prawda?

Sto procent racji. Całe życie podporządkowałam temu, aby moje ciało było w idealnej formie. A tu nagły atak dwóch chorób, które podcięły skrzydła i rzuciły mną brutalnie o ziemię.

Nie mogłam zrozumieć, jak do tego mogło dojść. Naprawdę trudno było się pozbierać... Przecież od wieku lat zdrowie stawiam na pierwszym miejscu i zawsze miałam wzorowe wyniki!

Owszem, nie zawsze zachowywałam się idealnie, każdy popełnia błędy. Gdy byłam nastolatką, zaczęłam odchudzać się w nieodpowiedzialny sposób – aby dojść do wymarzonej sylwetki, zaczęłam się po prostu głodzić. Nie myślało się jeszcze o konsekwencjach długofalowych, ważny był efekt natychmiastowy, tu i teraz.

Później, gdy zaczęła się poważna kariera sportowa, również nie mogłam skupiać się zbyt mocno na tym, jakie będą negatywne efekty intensywnych treningów za ileś tam lat. Cóż, ryzyko zawodowe, które musi uwzględnić każdy wyczynowiec.

Moja, świętej pamięci mama, także zmagała się z chorą tarczycą, także geny na pewno miały na to wszystko wpływ. Czy wszystkie powyższe rzeczy miały jakikolwiek związek z tym, że pewnego dnia mój organizm postanowił się zbuntować? Nie wiem.

Czy na jakimkolwiek etapie życia pojawiła się pokusa związana z tym, aby nieco zaszaleć, odpuścić katusze związane z uprawianiem sportu?

W aktywności fizycznej zakochałam się już jako czterolatka i nie zmieniło się to do dziś. Lecz choć sport zawsze był na pierwszym miejscu, to mój świat naprawdę nie kończył się na nim. Już od dziecka układałam sobie wszystko tak, aby znaleźć czas i na treningi, i naukę, bo zawsze chciałam być dobrą uczennicą; osobą, za którą rodzice nie muszą się wstydzić. A w to wszystko udawało się jeszcze jakoś wkomponowywać aktywność towarzyską. Bo czy zdarzało mi się imprezować? Pewnie!
Fot. Facebook.com/KatarzynaDziurskaTrener
Ile wypaliłaś w życiu papierosów?

Jednego, jako dzieciak. Pamiętam, że był mentolowy i od razu wyrzuciłam go z obrzydzeniem. W domu rodzinnym wszyscy palili, tak więc miałam awersję do tytoniu.

Ile wypiłaś drinków?

W czasach licealnych, gdy człowiek eksperymentuje z rozmaitymi rzeczami, zdarzało mi się napić alkoholu. Jednak w momencie, gdy postanowiłam zająć się sportem na poważnie, odpuściłam. Owszem, znajomi kusili: "weź, napij się i wyluzuj – przecież trener się nie dowie". Bezskutecznie, bo zawsze miałam w sobie ogromne pokłady silnej woli.

Zresztą koleżanki i koledzy prędko zauważyli plusy tej sytuacji: przecież dobrze mieć w towarzystwie osobę, która potrafi bawić się na trzeźwo i zawsze może prowadzić samochód, porozwozić po domach współimprezowiczów.

Stan na dziś? Zdarza mi się od czasu do czasu napić wina, przecież wszystko jest dla ludzi. Ważne tylko, aby nie przesadzić, nie obudzić się z kacem, nie mieć sił na trening.

Skoro o tym mowa: czy jako trenerka osobista jesteś w stanie zmotywować do aktywności fizycznej absolutnie każdą osobę, czy są również przypadki beznadziejne?

Jeżeli wykażesz się odpowiednim talentem psychologicznym, to można zdziałać cuda nawet w przypadkach z pozoru niereformowalnych, naprawdę. Kluczowe jest to, aby dana osoba uświadomiła sobie, że musi wreszcie ruszyć tyłek, bo w przeciwnym wypadku w wieku 60 lat nie zdoła zwlec się z kanapy.
Fot. Facebook.com/KatarzynaDziurskaTrener
Wobec podopiecznych częściej stosujesz marchewkę czy kij?

Z jednej strony świetnie, jeżeli nawiązuje się jakaś relacja kumpelska. Przecież jeżeli człowiek czuje się dobrze w towarzystwie trenera, jest fajna atmosfera, to na zajęcia będzie przychodził chętniej.

Ale w pewnych sytuacjach trzeba działać naprawdę zdecydowanie. Zdarza się, że podopieczny przychodzi na trening, ale nie przykłada się do ćwiczeń. Albo, owszem, na siłowni wylewa z siebie siódme poty, ale później zapomina o diecie, w weekend idzie na mocno zakrapianą imprezę…

W takich momentach potrzebny jest kij, czyli mocne słowa – uświadomienie takiej osobie, że po prostu marnuje swój czas i pieniądze. W skrajnych przypadkach trzeba powiedzieć prosto z mostu: przytyłaś/ przytyłeś! Gdy człowiekowi robi się wstyd, zazwyczaj idzie po rozum do głowy.

Za nami Boże Narodzenie, czyli okres, w którym mnóstwo osób przybrało na wadze. Jaki masz patent na to, aby nie wpadać w pułapki dietetyczne?

Cała tajemnica tkwi w konsekwencji i pamiętaniu o tym, że w absolutnie każdych okolicznościach można odżywiać się dobrze. Pamiętam, jak trzymając odpowiednią dietę, musiałam dawać sobie radę podczas wycieczek, wyjazdów wakacyjnych, no albo rodzinnych spotkań świątecznych. Moim patentem stało się zabieranie wszędzie pudełek z wcześniej przygotowanymi zdrowymi posiłkami.

Stałam się też mistrzynią pichcenia w warunkach polowych – gdy wyjeżdżam gdziekolwiek, zabieram ze sobą specjalny zestaw, dzięki któremu mogę przyrządzać odpowiednie dania. Nawet lecąc do Stanów Zjednoczonych albo Chin, do walizki zawsze wkładałam patelnię, rondelek, przenośny palnik albo szybkowar. Dla chcącego nic trudnego.
Fot. Facebook.com/KatarzynaDziurskaTrener
Przejdźmy do postanowień noworocznych – powinny być naprawdę ambitne?

Nie. To dokładnie tak, jak w przypadku osób, które zgłaszają się do mnie, bo chcą – jak to nazywam – przejść na dobrą stronę mocy, czyli rozpocząć nowe, zdrowsze życie. Zawsze im powtarzam: nie wolno rzucać się na zbyt wielkie wyzwania, bo poniesiemy klęskę.

Ludzie mają skłonność do snucia zbyt ambitnych planów. To częsty scenariusz: rozmawiam z kimś, kto odżywia się niewłaściwie, nie uprawia sportu i pali. Lecz teraz chce zmienić wszystko o 180 stopni – od razu przejść na bardzo restrykcyjną dietę, trenować naprawdę ostro i oczywiście rzucić papierosy.

W takich przypadkach tłumaczę, że rzucając się na zbyt głęboką wodę, łatwo sfiksować i zniechęcić się. Znacznie lepsza będzie metoda małych kroków: najpierw ogranicz spożywanie cukru, później zamień olej na oliwę. Na początku nie napinaj się też na sześć treningów tygodniowo, bo w zupełności wystarczą dwa albo trzy.

No a dopiero po jakimś czasie, gdy zyskasz lepsze nawyki, rzucaj palenie. Pamiętajmy: nawet niewielkie zmiany mogą przynieść ogromne korzyści.