“Oficer i szpieg”: Polański zrobił film historyczny, ale oglądając myśli się tylko o teraźniejszości

Karolina Pałys
Fałszywe oskarżenia, które rujnują życie. Uprzedzenia, których nie sposób wykorzenić. Kłamstwo przeciwko prawdzie. Kłamstwo, które powtarzane tysiąc razy staje się prawdą. To warstwa podskórna najnowszego filmu Romana Polańskiego - “Oficer i szpieg”. Na pierwszym planie świetna gra aktorska, mistrzowskie zdjęcia i bezbłędnie poprowadzona narracja. Pytanie, który poziom jest w tym przypadku ważniejszy.
Bezpodstawne oskarżenia - to jeden z głównych motywów w najnowszym filmie Romana Polańskiego Fot. kadr z filmu "Oficer i szpieg"
“Oficer i szpieg” opowiada o wydarzeniach, które wstrząsnęły Francją pod koniec XIX wieku. Alfred Dreyfus, oficer pochodzenia żydowskiego, zostaje oskarżony o zdradę stanu: miał przekazywać tajne informacje Niemcom.

W procesie toczącym się przed sądem wojskowym zostają przedstawione niezbite dowody, z których koronnym jest list zaadresowany do niemieckiej ambasady. To, że został napisany ręką Dreyfusa nie podlega wątpliwości — jego autentyczność potwierdza trzech grafologów.

Inne poszlaki, również wydają się wskazywać, że informacji na temat stanu uzbrojenia francuskiej armii nie mógł przekazać nikt inny: o szpiegu, który zaczyna stawiać zbyt wygórowane żądania, czyli Dreyfusie, piszą w osobistej korespondencji wojskowi attaché Niemiec i Włoch. Dla ścisłości: określają go mianem “tej kanalii D…”, ale to niuans, którym nikt w armii nie zamierza zawracać sobie głowy. Zdrada to zdrada, trzeba coś z tym zrobić.

Zgodnie z wyrokiem błyskawicznego procesu Dreyfus zostaje publicznie zdegradowany, a następnie przetransportowany na Diabelską Wyspę, gdzie ma spędzić resztę życia w całkowitym odosobnieniu.

Film rozpoczyna się właśnie w tym momencie, od sceny wyprowadzenia Dreyfusa (Louis Garrel) na plac paryskiej École Militaire i publicznego odarcia go z wszelkich wojskowych oznaczeń. Zajście obserwuje Georges Picquart (Jean Dujardin) - major, który niedługo po przesiedleniu Dreyfusa zajmie stanowisko szefa wywiadu.

To właśnie on — człowiek związany z armią przez całe swoje życie i całkowicie jej oddany, a przy tym niezwykle pryncypialny, odkryje, że sprawa Dreyfusa ma drugie dno. W jaki sposób zdemaskuje nieuczciwych oskarżycieli? Jakim cudem zorientuje się, że słynną notatkę, która oprawiona w ramki wisi w jego gabinecie jako dowód nieomylności wojskowych śledczych, napisał ktoś zupełnie inny, a jedynym “przewinieniem” Dreyfusa jest tak naprawdę jego pochodzenie?

Aby poznać szczegóły tej historii nie trzeba oczywiście iść do kina — wpis na Wikipedii, czy dowolny francuski podręcznik do historii, opisują sprawę szczegółowo. Jeśli jednak istnieje taka możliwość, warto dać się zaskoczyć, i to w dwójnasób. Po pierwsze, narracją samego filmu, która nieśpiesznie, ale jednocześnie rytmicznie, odkrywa przed widzami kolejne karty intrygi. Drugim zaskoczeniem będzie uświadomienie sobie, że produkcja fake newsów nie jest wymysłem naszych czasów, podobnie jak poszukiwanie kozłów ofiarnych w grupach, które wobec zarzutów formułowanych przez “szacowne” instytucje mają nikłe szanse obrony.

“Oficer i szpieg” trafia idealnie w swój czas, zwłaszcza jako komentarz do wzbierającej w ostatnich latach we Francji fali antysemityzmu. Ministerstwo spraw wewnętrznych wydało w lutym raport, z którego wynika, że liczba aktów nienawiści skierowanych przeciwko przedstawicielom społeczności żydowskiej w 2018 roku wzrosła o 74 proc. w porównaniu z rokiem ubiegłym.

Francuscy Żydzi, stanowiący około jednego procenta obywateli tego kraju, mówią otwarcie, że czują się zagrożeni. Spokój burzą jednak nie tylko bezpośrednie fizyczne czy słowne ataki, ale i publiczne rozpowszechnianie kłamstw i oszczerstw, które dzisiaj szerzą się błyskawicznie.

Aby rozbudzić nienawiść do konkretnej grupy wystarczy dzisiaj jeden post, tweet czy wypowiedź dla poczytnego portalu internetowego. Niezależnie od tego, czy treść takiego oświadczenia mija się z prawdą lekko, czy stanowi gigantyczną nadinterpretację faktów — jeśli padnie z ust osoby, która w konkretnych kręgach ma status autorytetu, staje się automatycznie prawdą.
Fot. materiały prasowe
Przykłady można mnożyć: wystarczy przypomnieć wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego o tym, że uchodźcy przenoszą choroby zakaźne. I choć nie jest to jedyna przyczyna powszechnej w naszym kraju nietolerancji dla uciekających przed prześladowaniami Syryjczyków, Afgańczyków czy Nigeryjczyków.

Podobnie powierzchowną “wiedzę” wykorzystano w kampanii przed referendum w sprawie Brexitu. Koronnym argumentem zwolenników opuszczenia Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię był rzekomy “rabunek” miejsc pracy, którego dopuszczali się przyjezdni. Hasło: “Imigranci kradną nam pracę” było — czasem w mniej, czasem bardziej — zawoalowanej formie na ustach wielu wiodących polityków. Dzisiaj liczby mówiące na przykład o tym, że brytyjska służba zdrowia odcięta od dopływu zagranicznych pracowników może stać się całkowicie niewydolna, przytaczane są znacznie ciszej.

Nic nie stoi również na przeszkodzie, aby z podobną mocą uderzyć w pojedynczego człowieka:

— Nowa afera na pewno jest możliwa. Mamy wszystkie składniki: fałszywe oskarżenia, niedbałe postępowania sądowe, skorumpowanych sędziów i przede wszystkim „media społecznościowe”, które skazują i potępiają nie czekając na uczciwy proces ani nie uznając prawa do odwołania się od wyroku — mówił Polański w wywiadzie zawartym w pressbooku filmu. Nie trzeba czytać między wierszami: aluzja do jego osobistej sytuacji jest tu aż nadto wyraźna.

Polański ma 86 lat. “Oficer i szpieg” nie musi być jego ostatnim filmem, ale może — i takie sprawia wrażenie. Wydaje się, że powiedział tu wszystko — nie tylko jako reżyser, wspinając się na wyżyny sztuki filmowej, ale przede wszystkim jako człowiek, w swoim mniemaniu, niewinny, niesłusznie oskarżany i zaszczuty.

Czy ma nadzieję, że kiedykolwiek będzie w stanie publicznie i uczciwie rozliczyć się z przeszłością? Jeśli kierować się zakończeniem historii Dreyfusa, to tak. Ale przecież to nie Polański stworzył jej scenariusz. Gdyby wierzył, że jego historia zakończy się w podobny sposób być może nie dodałby jednej z ostatnich scen, w której oczyszczony już z zarzutów Dreyfus prosi o zaliczenie lat spędzonych w niewoli na poczet służby — w ten sposób awansowałby do wyższej rangi. Otrzymuje jednak odpowiedź odmowną, z uzasadnieniem, że klimat polityczny nie sprzyja kruszeniu kopii o sprawy “mniej” istotne. Pytanie tylko, czy nie w porę potrafimy się zorientować, które sprawy należą do tego właśnie gatunku.

Artykuł powstał we współpracy z Gutek Film.