Długie rozmowy i ślimaczenie. 8 koszmarnych rzeczy, które widzi singiel na imprezie wśród par

Ola Gersz
Nie mamy nic do par. Zupełnie nic. Jednak imprezowanie z nimi, będąc singlem, może być prawdziwą mordęgą. Na imprezach wśród zakochanych doświadczysz w ciągu kilku długich godzin całego wachlarza emocji: zażenowania, kompromitacji, irytacji, złości czy... lekkiego obrzydzenia. Ach, i cały czas będziesz się czuć jak piąte koło u wozu. Oto zachowania par – oczywiście nie wszystkich! – które doprowadzają singli do białej gorączki. Trochę żartem i głównie serio.
Bycie singlem na imprezie nie należy do najłatwiejszych rzeczy Fot. Instagram / selenagomez

"Przyszedłeś sam, ojej..."

Pierwszego koszmaru na imprezie pełnej par doświadczysz już na wejściu. Wystarczy, że... przyjdziesz sam. Nie dość, że widok przytulonych zakochanych może cię lekko zdołować – zwłaszcza jeśli jesteś świeżo po rozstaniu albo nieszczęśliwie zakochany – to jeszcze usłyszysz serię pytań i współczujących komentarzy. "Znowu jesteś sam?", "Nikogo z tobą nie ma?", "Nie martw się, i tak będziesz się dobrze bawił!", 'Oj, biedny, dotrzymamy ci towarzystwa", i tak dalej, i dalej.


Ale nie ma nic gorszego od "Spokojnie, jeszcze kogoś znajdziesz". Po pierwsze, nawet jeśli były to słowa z dobroci serca, to wyszło nietaktownie, po drugie, naprawdę nie ma zasady, że na imprezy trzeba przychodzić wyłącznie w parach, a po trzecie, skąd przekonanie, że każdy singiel jest nieszczęśliwy i chce z kimś być? Mamy XXI wiek, na Boga.

Monotematyczność, wewnętrzne żarty i... seks

Kolejną rzeczą, którą singiel widzi (w tym przypadku: słyszy) na imprezach wśród par, są rozmowy drugich połówek o... ich samych. Wspólne plany, oglądane razem seriale, ślubne opowiastki, zabawne historie z życia par (które często wcale nie są zabawne), i tak dalej, i tak dalej. Jasne, nie ma nic złego w mówieniu o sobie i swojej miłości, ale jeśli rozprawia się tylko o tym, a innych nie dopuszcza się do głosu, coś tutaj jest bardzo nie tak.

A już najgorsze jest, gdy pary zaczynają zdradzać intymne szczegóły na temat swojej relacji, w tym – co jest absolutnym złem – na temat swojego życia seksualnego. Wtedy chcesz zapaść się pod ziemię i zastanawiasz się, co złego uczyniłeś w swoim życiu, że na to zasłużyłeś. Szczególnie gdy twoi znajomi zachowują się podczas tych rozmów, jakby bardzo chcieli być sami... Nie można też nie wspomnieć o wewnętrznych żartach, którymi pary lubią się dzielić w towarzystwie i gromko się z nich śmiać bez wprowadzania innych gości w szczegóły. Hm, czy możecie tego nie robić?

Zdrobnienia, których nie powinny usłyszeć ludzkie uszy

Trudne do zdzierżenia są również zdrobnienia, którymi określają się osoby w związku. Oczywiście zdrobnienia to normalna rzecz, jednak NIE, gdy używasz ich publicznie. Szczególnie gdy są one a) intymne, b) lekko tandetne, c) sympatycznie obraźliwie. Przykłady z życia takich zdrobnień: Kociaczek, Miau, Wielki Pe, Świnka, Kotuś, Niedźwiedź. To ekstremalne przypadki, czasami wystarczy słowo "miś" albo "kochanie" powiedziane uroczym głosem (albo tonem imitującym mówienie do bobasa), żeby singiel zwątpił w sens życia. Nie mówiąc już o mówieniu o członkach swoich rodzin przy użyciu określeń "teściowa" czy szwagier", podczas gdy... nie jest się małżeństwem.

Jedność

Używanie zwrotu "my" zamiast ja, nieopuszczanie siebie na imprezie ani na krok, karmienie się z dzióbka do dzióbka, przyjście w skoordynowanych kolorystycznie lub tematycznie ubraniach, konsultowanie ze sobą każdej decyzji ("chodźmy zjeść chipsy", "teraz wyjdźmy na papierosa", "może usiądźmy") – to sceny, których singiel często uświadczy na imprezach wśród par. I których niekoniecznie chciał uświadczyć.

Częstym imprezowym widokiem jest kanapa (lub jakakolwiek inna przestrzeń do siedzenia), na której siedzi obok siebie kilka wtulonych w siebie par. Nawet jeśli nie masz gdzie siedzieć, to przecież nie usiądziesz koło pary, która bardzo sugestywnie okazuje sobie czułość. Bo byłoby to, mówiąc łagodnie, bardzo niezręczne. Biada ci też, jeśli chcesz porozmawiać ze znajomym sam na sam. Jeśli jest z drugą połówką, z którą tworzy jeden człon, może to być problematyczne albo wręcz niewykonalne.

Docinki, fochy i kontrola

Na imprezach wśród par bardzo rzucają się w oczy wszystkie zachowania, które tobie – singlowi i osobie z zewnątrz – wydają się lekko niepokojące. A nawet nie lekko. To chociażby docinki, którymi jedna osoba raczy drugą. Często są to dwuznaczne komentarze z ukrytą pretensją (w stylu: "spóźniliśmy się, bo ktoś tu nie mógł długo wyjść z łazienki") albo walenie prosto z mostu, w stylu ostrego zwrócenia się do do swojego partnera na widok romantycznego zachowania innej pary: "widzisz, Maciek umie szanować swoją dziewczynę!".

Singla alarmują też wszystkie przejawy niezdrowej kontroli jednej połówki nad drugą ("gdzie idziesz?", "nie jedz tego, bo będziesz gruby", "nie opowiadaj bzdur", no chyba nie będziesz paliła", "kochanie, mogę wziąć kawałek pizzy?") czy fochy. A te drugie są wyjątkowo częste – wystarczy, że ktoś tańczy, rozmawia z kimś innym lub zjadł chipsa bez pozwolenia. Niezdrowa atmosfera gwarantowana, a najgorsze, że może ona przejść w...

Kłótnie na oczach WSZYSTKICH

... kłótnię. Nie ma absolutnie nic gorszego, niż doświadczenie w miejscu publicznym (jak impreza) kłótni pary, która WCALE nie zamierza pójść załatwiać swoich prywatnych spraw gdzieś indziej. Oni się kłócą, a ty stoisz lub siedzisz jak kołek, patrząc skrępowany w podłogę, udając, że jesteś bardzo zajęty w telefonie lub tępo pijąc swój trunek. Jeszcze gorzej jest, gdy nagle jedna ze stron włączy ciebie w kłótnię ("powiedz mu!"). Najlepsza impreza wszech czasów, nie ma co.

Oczywiście kłótnie w związku to norma. Jednak błagamy, nie kłóćcie się na oczach wszystkich. Idźcie w jakiekolwiek inne miejsce, gdzie nie ma żywej duszy albo zachowajcie sprzeczkę na później. Wysłuchiwanie tego, jak pary wywlekają wzajemnie brudy, naprawdę nie jest fajne. I jeszcze jedno: jeśli macie ciche dni albo właśnie się pokłóciliście, może nie idźcie na imprezę, na której będą inni ludzie? Bo każdy to napięcie między wami wyczuje i – na 90 procent – kulminacja waszego konfliktu będzie miała miejsce właśnie na owej imprezie.

Długie rozmowy w kuchni/łazience/na balkonie

Obowiązkowy punkt każdej imprezy, na której znajdują się pary. Następuje albo po wielkiej publicznej kłótni albo zamiast niej. Na czym polega? Otóż pary postanawiają, że właśnie teraz, na imprezie, wśród gości, rozwiążą swój wielki problem albo omówią zdarzenie sprzed trzech lat. Zamykają się więc w pokoju, zajmują wolny kąt (balkon, łazienka, korytarz) albo siadają lub stoją w miejscu, które jest publiczne i będzie zajęte przez najbliższe dwie godziny (stół, kuchnia, łazienka po razu drugi). Po pierwsze, takie długie intymne rozmowy są średnio miłe dla gospodarzy imprezy i swoich przyjaciół, którzy chcieliby spędzić z wami czas, po drugie, nie można dostać się do chipsów, po trzecie, ile można rozmawiać?!

Get a room!

Nad tym punktem chyba nie trzeba długo się rozwodzić. Powiedzmy to sobie wprost: namiętne całowanie się w miejscu publicznych i wcale nie z dala od ludzkich oczu (co często dzieje się po kłótniach i dyskusjach w kącie) nie jest smaczne. Miłość to miłość, rozumiemy, ale, jak to się mówi, "get a room!". Nie mówiąc już o sensualnym tańcu zakochanych na parkiecie, który powoli przeobraża się w coś więcej. Uciekać? Zostać i udawać, że wszystko ok? To dylemat godny największych myślicieli.