Te sceny z Włoch robią wrażenie. Ruch Sardynek chce powstrzymać skrajną prawicę i populistów

Katarzyna Zuchowicz
Pierwszy raz wyszli na ulice w listopadzie ubiegłego roku. Na Piazza Maggiore w Bolonii przyszło tyle ludzi, że stali ściśnięci jak sardynki w puszce. To był spontaniczny zryw. Od tamtej pory wycinają z kartonu kolorowe ryby i prostują przeciwko prawicowym populistom. W niedzielę znów manifestowało 40 tys. ludzi – wszystko to przed wyborami lokalnymi w tym regionie, które mogą wstrząsnąć włoską sceną polityczną.
Tak wyglądała Bolonia 19 stycznia. Ruch Sardynek wyszedł na ulice. fot. Screen/Twitter/Rudi De Fanti
Zobaczcie, jak 40 tys. ludzi śpiewało w niedzielny wieczór "Bella ciao", pieśń włoskich partyzantów antyfaszystowskich z 1942 roku. Skakali jak na koncercie, klaskali, śpiew niósł się przez całą Bolonię.

Tak Włosi protestują przeciwko skrajnej prawicy, nienawiści, nacjonalistycznym populistom. A konkretnie przeciwko skrajnie prawicowej Lidze byłego wicepremiera i szefa MSW Matteo Salviniego, który chce przejąć władzę w regionach. "Przeciwko odradzającemu się faszyzmowi" – pisze wprost jeden z polskich internautów.

W innym wpisie sugeruje, że oglądając obrazy z Bolonii szybciej bije mu serce. Bo faktycznie są niesamowite. Widać tłumy ściśnięte dosłownie jak sardynki. I ten śpiew, który słychać niemal jednym głosem.
La Repubblica
Czytali też konstytucję
Ruch narodził się bardzo spontanicznie, ma dopiero dwa miesiące. Nie jest związany z żadną partią, odcinają się od deklaracji. Protesty są spokojne, bez politycznych haseł. Niektórzy komentujący w Polsce mają skojarzenia z KOD-em. Z kpiną pytają, czy ten włoski ruch skończy tak samo.


Na razie tego nie widać. Wręcz przeciwnie, od listopada konsekwentnie potrafił zmobilizować tłumy. "Protesty Sardynek trwają dopiero parę tygodni, lecz od tego czasu ta niepozorna rybka stała się w północnych Włoszech symbolem oporu przeciwko Salviniemu i jego populistycznej partii" – czytam w Deutsche Welle.
Kilkadziesiąt tysięcy ludzie weekend w weekend wychodziło już na ulice Florencji, Modeny, Palermo, Parmy, Bolonii i innych miast. Nie przeszkadzał im deszcz. Śpiewali i czytali fragmenty włoskiej konstytucji, manifestacje przypominały happeningi.

"6000 sardynek"
Skąd w ogóle wziął się ten ruch? Protesty zaczęły się od Bolonii. Wywołała je zapowiedź wicepremiera Salviniego o tym, że zamierza przejąć region Emilia Romagna, zwany "czerwonym regionem", którego stolicą jest Bolonia, a który od 75 lat znajduje się w rękach lewicy. Wybory samorządowe odbędą się tu już 26 stycznia, w ostatnich tygodniach Salvini zjeździł tu około 100 miejscowości i jak pokazują sondaże, idzie łeb w łeb z rządzącą tu partią.

Mateusz Mazzini tak opisał sytuację w "Polityce":
Mateusz Mazzini
"Polityka"

"Emilia Romagna, często nazywana „czerwonym regionem”, była bastionem lewicy, ale ostatnio wzrosły tam notowania ultraprawicowej Ligi. Z przejęcia w niej władzy Salvini chciał uczynić triumf symboliczny, kamień węgielny pod przyszłe sukcesy i jego marsz na Rzym". Czytaj więcej

Salvini pożegnał się z rządem Giuseppe Contego we wrześniu ubiegłego roku, po sporach wewnątrz koalicji. Jego Liga Północna przeszła wtedy do opozycji, jej miejsce zajęła centrolewicowa Partia Demokratyczna. Komentowano, że Salvini został wykiwany.

Dlatego tak walczy o sukces w Bolonii.

"Żadnej flagi, żadnej partii"
Za Sardynkami stoi czterech trzydziestolatków: Mattia Santori, Giulia Trappoloni, Andrea Garreffa i Roberto Morotti. To oni w listopadzie rzucili hasło do protestu, chcieli, by Piazza Maggiore wypełnił się ludźmi jak najszczelniej. Liczyli na 6 tys. ludzi, na wielki flash-mob, w sieci rozeszło się wtedy hasło "6000 sardynek".

Usłyszeli, że Salvini wybiera się do Bolonii i wymyślili, by protest odbył się w tym samym czasie. Sala PalaDozza, w której miał się pojawić, może jednak pomieścić 5,5 tys. ludzi. Dlatego zależało im, żeby na plac przyszło więcej.

"Ile razy dostawałeś bólu brzucha, czytając komentarze pod postami Ligi? Ile razy myślałeś 'nie, to niemożliwe'. Właśnie naszedł moment, w którym należy przestać być obojętnym na populistyczną retorykę. (...) Żadnej flagi, żadnej partii, żadnego obrażania. Stwórz swoją sardynkę i przybądź na pierwszą rybną rewolucję w historii" – zachęcali.

Odzew? Przyszło 12-15 tys. ludzi.

Sardynki na całym świecie
Od tamtej pory Sardynki widać wszędzie. Protestujący wykorzystują rybę pod różną postacią. Pokazując, że tylko razem – płynąc jak ławica w jednym kierunku - mogą coś zdziałać. Zwolennicy ruchu szybko rozlali się po innych miastach Włoch, ale nie tylko. Salvini próbował wykpić ich zdjęciem kota jedzącego sardynkę, ale się nie udało. "Po tym wieczorze ruszyła lawina od północnych Włoch aż po Sycylię. Wszędzie, gdzie zapowiadał się Salvini, pojawiały się ławice Sardynek. Każde miasto organizowało swoją własną akcję" - zagraniczne media też ekscytowały się tym fenomenem.

Ryby pojawiły się mediach społecznościowych,
Ruch zaczął też być widoczny za granicą. "Corriere della Sera" pisze nawet o Waszyngtonie i San Francisco.