Z radnego PiS na członka PKW. Jego kariera pokazuje, jak partia traktuje ważne instytucje

Daria Różańska-Danisz
By zostać członkiem Państwowej Komisji Wyborczej złożył mandat radnego PiS. Dariusz Lasocki w ten sposób chciał dowieść swojej bezstronności i apolityczności. Ale trudno uwierzyć, że oderwał się od politycznych barw Prawa i Sprawiedliwości. – Pan Dariusz Lasocki jeszcze wczoraj był radnym PiS, bardzo aktywnym, który realizował program PiS i wspierał ich kandydata na prezydenta Patryka Jakiego – mówi nam posłanka PO Aleksandra Gajewska.
W poniedziałek 20 stycznia Dariusz Lasocki odebrał od prezydenta Andrzeja Dudy nominację na członka Państwowej Komisji Wyborczej. Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta
W grudniu gruchnęła wieść, że Dariusz Lasocki ma być jednym z sędziów Państwowej Komisji Wyborczej. "To musi być zbieżność nazwisk z politykiem PiS, bo przecież kodeks wyborczy mówi, że członkowie PKW nie mogą należeć do partii politycznych" – wytknęła blogerka Kataryna.

Dlatego zanim w styczniu Lasocki odebrał z rąk prezydenta Andrzeja Dudy nominację na członka PKW, złożył mandat radnego PiS. Wcześniej do Komisji rekomendowało go Prawo i Sprawiedliwość. Stołecznym radnym z ramienia tej partii był przez blisko 10 lat, dlatego dziś wielu trudno uwierzyć w jego apolityczność.
Dariusz Lasocki
przekazał dziennikarzom

W odpowiedzialności za decyzję większości parlamentarnej, mając na uwadze dzisiejszą uroczystość i wręczenie przez pana prezydenta postanowienia o powołaniu mnie do PKW, żeby nie było żadnej wątpliwości co do mojej bezstronności i apolityczności, zrezygnowałem z mandatu radnego m.st. Warszawy.

Neo-PKW
W poniedziałek prezydent Andrzej Duda powołał członków Państwowej Komisji Wyborczej. To dziewięć osób z wykształceniem prawniczym, których wskazali przedstawiciele klubów parlamentarnych (siedmiu) i sędziowie rekomendowani przez prezesów TK i NSA (dwóch).

Skład PKW:

Z rekomendacji PiS w PKW zasiedli: Zbigniew Cieślak, Dariusz Lasocki oraz Arkadiusz Pikulik. Koalicja Obywatelska zgłosiła: Ryszarda Balickiego oraz Konrada Składowskiego. Lewica wskazała Liwiusza Laskę, natomiast PSL-Kukiz15 Macieja Miłosza. Prezes NSA rekomendował do Komisji sędziego Sylwestra Marciniaka, zaś prezes TK wskazała sędziego Wojciecha Sycha.

Profesor Andrzej Zoll, były szef PKW i TK, alarmuje, że zniszczono dobry system wyborczy. – Uważam, że struktura PKW – odejście od modelu, który od 30 lat w Polsce funkcjonował – jest tworzeniem kolejnego organu państwowego w oparciu o politykę rządzącej partii – mówi nam profesor Zoll.


Wcześniej w dziewięcioosobowym składzie PKW zasiadało po trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego i Naczelnego Sądu Administracyjnego. Wskazywali ich prezesowie tych instytucji. Ten model miał gwarantować bezstronność i apolityczność PKW.

Ewa Siedlecka na łamach "Polityki" wyliczyła, że teraz PKW składa się w 80 proc. z osób wskazanych politycznie. "I dwóch sędziów, których karierą – co widać wyraźnie – dysponuje partia rządząca. PiS ma wpływ na blisko połowę członków PKW” – napisała.

Kadencja członków PKW trwa dziewięć lat, wcześniej może ich odwołać prezydent ("na uzasadniony wniosek podmiotu wskazującego”). Dziennikarka "Polityki” słusznie zauważa: "Prezydent ma pełną swobodę, czy uzna, wniosek za "uzasadniony". To znaczy, że członkowie PKW są uzależnieni od partii politycznych, od których dostali nominację.

Dlatego tym większe oburzenie budzi fakt, że jednym z członków PKW (rekomendowanym przez PiS) został Dariusz Lasocki, który z dnia na dzień z radnego PiS stał się "niezależnym" członkiem PKW.

– To źle wygląda. Zdarzało się, że powoływano osoby, które z zupełnie innego stanowiska przechodzą do grupy podejmującej bardzo istotne decyzje – komentuje profesor Zoll.

Jak fakt, że Lasocki został członkiem PKW, tłumaczą w PiS?

Marek Ast, poseł PiS, szef Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, uspokaja: – Skoro został powołany skład PKW to znaczy, że spełniał niezbędne kryteria do członkostwa w Komisji. Skoro pan prezydent nie miał wątpliwości, to znaczy, że wszystko jest legalne. Złożenie mandatu w tym wypadku gwarantuje to, że pan Lasocki będzie absolutnie apolityczny. Można podawać przypadki polityków, którzy poszli z Sejmu do instytucji, które wymagały apolityczności, więc z samorządu tym bardziej. Byłbym spokojny.
Minister Michał Woś na antenie RMF FM tak odniósł się do sprawy: – PKW działa kolegialnie, więc gdyby radny Lasocki chciał działać nieobiektywnie, to ktoś mu wytknie stronniczość. Ale jestem pewien, że będzie wywiązywał się rzetelnie ze swoich obowiązków.

Aktywny radny

Dariusz Lasocki (rocznik 1987) jest prawnikiem, ma własną kancelarię. Dziennikarzom przyznał, że z mandatem radnego żegna się bez żalu. W warszawskim samorządzie spędził 10 lat: przez osiem był radnym dzielnicy Praga-Południe, od ostatnich wyborów – radnym miejskim. – Mam nadzieję, że mieszkańcy zapamiętają mnie jako bardzo aktywnego radnego, który w wielu indywidualnych i zbiorowych sprawach pomógł wielu osobom – podkreślił.

Aleksandra Gajewska przyznaje: – Pan Lasocki był aktywnym i zaangażowanym w sprawy mieszkańców radnym, często się z nimi spotykał. Lasocki udzielał też darmowych porad prawnych w jednej z warszawskich parafii. Słynął z interpelacji. Tylko w poprzedniej kadencji złożył ich kilkaset. Interesował się m.in. zanieczyszczeniem wody w Szkole Podstawowej nr 279 przy ul. Cyrklowej, likwidacją dziury w nawierzchni ul. Kwarcianej, chciał stworzenia nowego parku na Gocławiu.

Zasłynął, kiedy domagał się od prezydenta Rafała Trzaskowskiego powołania w stolicy pełnomocnika i rady do spraw mężczyzn. Powód interpelacji: mężczyzn w Warszawie jest mniej niż kobiet. Prawicowe media pisały o nim także wtedy, gdy "interweniował ws. rezygnacji ze spotkania opłatkowego w stołecznym ratuszu".

Ale interpelacje składał także w sprawie reklam i informacji wyborczych Rafała Trzaskowskiego, które zamieszczono na profilu Urzędu Dzielnicy Praga-Południe oraz w gazetce "Dzielnica". Dociekał ws. wynajmu pomieszczeń Promu Kultury Saska Kępa na spotkanie z Rafałem Trzaskowskim.
Nic dziwnego, bo w kampanii popierał Patryka Jakiego. W sieci bez trudu można znaleźć ich wspólne zdjęcia. "Ambitna i uczciwa Warszawa” – czytamy na plakacie, z którego uśmiecha się kandydat PiS na prezydenta Warszawy. Z prawej strony stoi Patryk Jaki, z lewej Dariusz Lasocki.

Po stronie PiS
Dariusz Lasocki podkreśla, że nigdy nie był członkiem PiS, z list tej partii wyłącznie kandydował. Na Twitterze zaznacza, że jest bezpartyjny. – Jego aktywność polityczna była widoczna już na poziomie działalności w radzie dzielnicy, a tym bardziej w Radzie Warszawy. Nie każdego Kowalskiego z ulicy ustawia się na takich pozycjach w wyborach samorządowych – zauważa Aleksandra Gajewska.

Na Pradze Południe i w Rembertowie listę PiS otwierał Sebastian Kaleta. Ale "dwójką" był Dariusz Lasocki. Na plakacie wyborczym promował się hasłem "Skuteczny radny prawobrzeżnej Warszawy". Na billboardzie zamieścił logo Prawa i Sprawiedliwości. Sam plakat też był oznaczony jako materiał wyborczy KW Prawo i Sprawiedliwość.

O Lasockim zrobiło się głośno także wtedy, gdy na tablicy informacyjnej Urzędu Miasta nakleił nalepkę, zmieniając jego nazwę na "Urząd Hejtu Warszawy". Później w towarzystwie radnej PiS wręczył urzędnikom Biura Marketingu butelkę soku z buraka.

– Ten zdrowy sok z buraka można wypić i można po nim poczuć się lepiej. A to, co przedstawiała strona "SokzBuraka", nie powinno zaistnieć w sferze publicznej – mówił.

Radny Lasocki przekonywał, że w stołecznym Biurze Marketingu pracuje prawdopodobnie kilka osób, które "w sposób niewybredny, bardzo brutalny atakują posłów, senatorów, członków rządu". Wystąpił w tej sprawie nawet wspólnie z Olgą Semeniuk, radną PiS, na konferencji prasowej, którą prowadził Radosław Fogiel.
Na Twitterze zdradza swoje poglądy: ironizuje m.in. z Marszu Tysiąca Tóg, który przeszedł ulicami Warszawy. W ten sposób sędziowie z całej Europy milcząc manifestowali swój sprzeciw wobec tzw. ustawy kagańcowej. "Moja toga w tym czasie będzie w praniu” – pisze. I ocenia: "To cyrk, dla całego środowiska skończy się źle".

Fragment rozmowy Lasockiego z "Rzeczpospolitą":

Uważam, że w wymiarze sprawiedliwości stało się w ostatnich latach coś złego z sędziami. Wymiar sprawiedliwości nie był bez wad przez wszystkie te lata. Była pewna arogancja, odklejenie sędziów od rzeczywistości, wyroki z którymi się nie zgadzałem jako obywatel. To wszystko nabrzmiało. Czytaj więcej



Lasocki złożył też zawiadomienie do prokuratury o możliwości poświadczenia nieprawdy przez prezydenta Rafała Trzaskowskiego. Chodziło bowiem o odpowiedź na interpelację, w której urząd miasta zapewnił, że nie wydawał pieniędzy na realizację deklaracji LGBT. Zdaniem Lasockiego mijało się to z prawdą.
"Kisnę" – tak komentuje post, w którym sugeruje się, że konto Donalda Tuska na Facebooku prowadzi Bundeskanzleramt. Broni prezydenta Dudę, kiedy naczelny "Rzeczpospolitej" nazywa go "królem remiz i parafii". "Chamski i dość prymitywny komentarz o PAD" – ocenia.

Stołki i kontrowersje

Lasocki za czasów PiS pełnił ważne funkcje w spółkach Skarbu Państwa. Doradzał wicepremierowi Przemysławowi Gosiewskiemu. Jak podaje OKO.press.pl, Lasocki był także członkiem rady nadzorczej Polskiego Holdingu Obronnego.

Później trafił do TVP. Od 2009 do 2010 roku był dyrektorem Biura Zarządu i Spraw Korporacyjnych TVP. Sześć lat później – już za czasów prezesury Jacka Kurskiego – został powołany do rady nadzorczej TVP. Zasiadał też w Radzie Nadzorczej Fundacji Narodowej Centrum Stosunków Strategicznych, która uważana jest za kuźnię kadr MON za czasów Antoniego Macierewicza. Jej prezesem jest Jacek Kotas.

Lasocki działał m.in. w radach nadzorczych Towarzystwa Ubezpieczeniowego "PZU Ukraina" i "PZU Ukraina na Życie".

Sporo pytań rodziło oświadczenie majątkowe Lasockiego. Zawrzało w mediach, kiedy ujawniono, że w 2017 roku uzyskał on dochody w wysokości 422 tys. zł. Dziennikarze apelowali, by wyjaśnił, w jaki sposób zarobił te pieniądze, ale polityk nie był chętny do dzielenia się informacjami. Blokował niektórych z nich na Twitterze. Ostatecznie Jan Kunert po czterech miesiącach ustalili, że Lasocki niemal pół miliona złotych zarobił w radzie nadzorczej spółki-córki Polskiej Spółki Gazownictwa. Przez trzy miesiące był też jej prezesem. Zrezygnował w sierpniu 2018 roku, kiedy Jarosław Kaczyński podjął decyzję, że nie można jednocześnie kandydować na radnego i pełnić funkcji w spółkach.

Dziennikarzowi Radosławowi Grucy tłumaczył to tak: – Chciałem kontynuować swoją społeczną pracę. Wielu mieszkańcom dzielnicy pomogłem w sprawach mieszkaniowych czy zdrowotnych i mam nadzieję, że mieszkańcy Pragi-Południa i Rembertowa ponownie obdarzą mnie zaufaniem i zostanę wybrany do Rady Miasta.

– Patrząc na pracę spółkach Skarbu Państwa, zasiadanie w Radzie Nadzorczej TVP u Kurskiego, pozycję na liście, którą dostał – takich wyróżnień nie otrzymują osoby, które są nieznaczące w hierarchii partyjnej. Oczywistym jest, że jeśli ktoś jest tak bardzo mocno wspierany strukturalnie przez jakieś ugrupowanie, to jest z nim związany. I to ma
znaczenie – podsumowuje Aleksandra Gajewska.