"Na każdym kroku oszczędzać!". Hydrolog mówi, gdzie w Polsce może zabraknąć wody pitnej

Daria Różańska-Danisz
– Tam, gdzie nie ma wody, mamy pustynię, czyli nie ma żywności, osiedli ludzkich i rekreacji. Świat w wielu obszarach będzie coraz bardziej suchy, a wody będzie coraz mniej. Jeśli będziemy racjonalnie korzystać z wody, to nam jej wystarczy. To od nas zależy, czy całe społeczeństwo włączy się w tego typu działania – mówi nam profesor Maciej Zalewski, hydrolog z Uniwersytetu Łódzkiego, dyrektor Międzynarodowego Centrum Ekologii PAN.
Zdjęcie poglądowe. Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
W Indiach ludzie zabijają się o wodę. Raport opublikowany przez Biuro Rejestrów Przestępczości wskazuje, że liczba tzw. sporów wodnych w 2018 roku wzrosła dwukrotnie względem poprzedniego roku.

Profesor Maciej Zalewski: – Na świecie jest wiele punktów zapalnych, gdzie konflikty o wodę narastają wraz ze zmianami klimatycznymi w coraz to większym stopniu.

Wyobraża sobie pan, że za kilkanaście lat w Polsce też będziemy się bić o wodę pitną?

Owszem, problemy mogą być, ale myślę, że w Polsce do tego nie dojdzie. Nasz kraj jest w innej strefie klimatycznej. Ma w skali Europy małe zasoby wody, ale jeśli odpowiednio zarządzane, powinniśmy uniknąć powyższych problemów.


Zmiany klimatu postępują, a my mamy stosunkowo małe opady regenerujące zasoby wód podziemnych. Musimy sobie zdawać sprawę, że zasoby wód podziemnych są wielokrotnie większe niż wód powierzchniowych. Ale są one nierównomiernie rozłożone.

To znaczy? Od czego są one zależne?

Zależą one od geologii i użytkowania terenu. Jeżeli jako przykład weźmiemy Tatry, to Dolina Suchej Wody bardzo dobitnie pokazuje nam, co oznacza podłoże ze skał bazaltowych o słabej retencji wody.

Wszytko błyskawicznie spływa i potem mamy suchą dolinę. Po przeciwnej stronie – Dolina Chochołowska – tam występują skały wapienne, absorbujące wodę jak gąbka w okresach nadmiaru wody i uwalniające je stopniowo, dzięki czemu strumień równomiernie płynie przez cały rok.

Dlatego oprócz opadów, czynnikiem decydującym o zasobach wód podziemnych, jest geologia, a także rodzaj gleb. Kolejny ważny element to użytkowanie terenu. W miastach uszczelniamy powierzchnie i w tym momencie redukujemy odbudowę zasobów podziemnych, które są mało eksploatowane. Tworzą się tzw. leje depresyjne.

Problem ten rozwiązują obecnie Chińczycy, którzy skonstruowali miasto wzorcowe, nazwali je "miastem-gąbką", gdzie są specjalne rodzaje betonu, które przepuszczają wodę.

Jest tam wkomponowana duża ilość obszarów zielonych, obniżonych w stosunku do jezdni i chodników. Tam woda nie jest odprowadzana do kanalizacji i następnie do rzek, gdzie trafia ze wszystkimi zanieczyszczeniami, ale infiltrując w obszarach zieleni podlega oczyszczeniu i odbudowuje zasoby wód podziemnych.

W czerwcu w Skierniewicach mieliśmy paraliż – zabrakło wody. W niektórych domach nie było jej nawet przez dwie doby. Myśli pan, że ten scenariusz w tym roku się powtórzy?

Niestety, nie mam zdolności przewidzieć, jakie opady będą tego lata.

A czy fakt, że mamy suchą zimę, nie będzie miał wpływu na to, jakie będziemy mieć lato?

W okresie letnim występują w Polsce susze atmosferyczne, glebowe i hydrologiczne. Te ostatnie mają najpoważniejsze konsekwencje. Przewidywania modeli klimatycznych, które znam, wskazują, że zimy będą cieplejsze, ale i opadów powinno być więcej. A tymczasem tej zimy nie mamy opadów. Chociaż też może się zmienić.

Należy podkreślić, że to są skomplikowane procesy, klimatolodzy twierdzą, że zmienia się cyrkulacja wschodnio-zachodnia na południowo-północną. A ta zachodnia naprowadzała na Polskę wilgotne masy powietrza znad Atlantyku. I po obecnych temperaturach widać, że zaczyna dominować cyrkulacja południowa i wschodnia, a one z kolei nie generują już takich opadów.

Prawdą jest, że to województwo łódzkie jest szczególnie narażone na problem braku wody?

Generalnie największy problem jest na Kujawach, w województwie wielkopolskim i w północnej części województwa łódzkiego. Ale w ogóle pas centralny jest narażony na problem braku wody.

Z czego to wynika?

Na północy mamy morze, które oddziałuje parowaniem i opadem w pasie pomorza. Na południu zaś mamy góry, a one zawsze generują wodę. W Rysach mamy opad roczny 2,5 metra, a w centralnej Polsce – pół metra. Pas centralny jest suchy i ma małą lesistość.

Ważne jest więc zwiększanie lesistości, ale i budowa różnych form retencji na małych rzekach. Tam możemy tym lepiej redukować zanieczyszczenia obszarowe, stanowiące 50 proc. ładunku fosforu odpływającego z terenu Polski do Bałtyku. Możemy też lepiej kształtować zbiorniki i ich odporność na eutrofizację.

Z najnowszych danych Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej wynika, że Polska jest obecnie wśród krajów o najmniejszych zasobach wody w Unii Europejskiej. Może nam wkrótce zabraknąć wody pitnej?

Niestety, okresowo mogą wystąpić ograniczenia w pasie centralnym.

Ile wody przypada na jednego mieszkańca Polski?

W różnych okresach od 1000-1800 m3 na rok na osobę, podczas gdy na jednego mieszkańca Europy przypada już 2,5 raza więcej – ok. 4500 m3.

Wiadomo, że istnieje w pewnym zakresie możliwość kompensacji wodami podziemnymi wód powierzchniowych. Każdy obszar ma inną strukturę geologiczną i zasoby wód powierzchniowych. Generalnie największe problemy z wodą są i będą w pasie centralnym.

Polacy marnują wodę? Często podczas upałów władze alarmują, żeby oszczędzać wodę pitną, z umieram podlewać ogródki.

Na pewno to są bardzo znaczące apele i powinniśmy kształtować nasze ogrody inaczej niż dotychczas. To znaczy powinniśmy wprowadzać do nich rośliny, które są bardziej odporne na deficyty wody, zastępujące te gatunki, które wymagają bardzo intensywnego podlewania.

Musimy się powoli przyzwyczajać, że pas zielonego trawnika przed naszym domem będzie coraz węższy. Musimy zaakceptować, że teraz w ogrodach będziemy mieć kolaże różnych odcieni zieleni, piasku i złota, zwłaszcza w drugiej połowie lata.

Polska wysycha – to stwierdzenie na wyrost?

Myślę, że cały świat wysycha. I musimy zdawać sobie sprawę, że woda jest mechanizmem napędowym, który jest najważniejszy dla zrównoważonego rozwoju. Wcale nie energia. Tam, gdzie nie ma wody, mamy pustynię, czyli nie ma żywności, osiedli ludzkich i rekreacji.

Świat w wielu obszarach będzie coraz bardziej suchy, a wody będzie coraz mniej. Trzeba rozsądnie ją wykorzystywać. Każda strategia sukcesu musi zawierać dwa elementy: eliminację zagrożeń i maksymalizację szans.

Mówimy o rozwiązaniach systemowych, a czy zwykły Kowalski ma jakiś wpływ na to, co się dzieje? Czy on może zmienić coś w swoim życiu, by oszczędzać wodę?

To ważne pytanie. Każdy z nas powinien sobie po prostu zdawać sprawę, że musimy oszczędzać wodę. Wiele osób się oburzało, że deszczówkę muszą rozprowadzać na swoich działkach, bo jeśli wprowadzą ją do kanalizacji, to będą płacić.

A w ten sposób odbudowują cenne zasoby wód podziemnych. Bo jak one zostaną skierowane do kanalizacji, to przez oczyszczalnie ścieków deszczówka, która niekoniecznie jest podczyszczana, idzie do rzeki i do Bałtyku. I w tym momencie nie odbudowujemy zasobów podziemnych, które są fundamentem wszystkich zasobów wodnych.

O ile rzekę można zregenerować w ciągu kilku godzin, o tyle odbudowanie zasoby wód zajmuje dziesiątki lat. Obecnie są także obszary w których intensywnie eksploatowane zasoby nieodnawialne np. obszary pustynne czy półpustynne.

Co więcej możemy zrobić?


Myślę, że dochodzimy do sytuacji, gdzie dzieli się wodę na tzw. szarą i błękitną. Ta druga jest najcenniejsza, natomiast szara to woda, która pochodzi z recyclingu.

W wielu miastach klimatu gorącego, gdzie zasoby są ograniczone, np. stany Arizona i Kalifornia, wodę spod prysznica wykorzystuje się do podlewania ogrodu, a nie odprowadza się jej do kanalizacji. Również podczyszczone ścieki bytowe są wykorzystywane coraz częściej w rolnictwie.

Rozwiązań jest dużo, ale na każdym kroku powinniśmy starać się oszczędzać i pamiętać, że wodę, którą zużywamy, odprowadzamy do zbiorników zaporowych i Bałtyku. Natomiast, jeśli będziemy używali jej mniej, to często zredukujemy eksploatację wód podziemnych, a nawet będziemy odbudowywać te zasoby, które są bardzo cenne.

Czyli nie zaleca się codziennych kąpieli z pełną wanną wody?


Prysznic powinien wystarczyć. W dodatku możemy, zatrzymać strumień wody podczas namydlania się.

Jaki wpływ brak wody będzie miał na gospodarkę?

Najważniejszy wpływ brak wody będzie miał na rolnictwo. Produkcja będzie droższa, bo trzeba będzie wprowadzić metody oszczędnego użytkowania wody. A one są drogie. Na przykład produkcja warzyw pod folią powoduje, że nie odparowujemy takiej ilości wody, jak w otwartej przestrzeni.

Jeśli będziemy racjonalnie korzystać z wody, to nam jej wystarczy. Ale to wszystko wymaga większego nakładu pracy, technologii. Jestem ostrożnym optymistą. To od nas zależy, czy całe społeczeństwo włączy się w tego typu działania.

Jeśli miliony ludzi o połowę zredukują zużycie wody, to efekt będzie bardzo znaczący. I zredukuje prawdopodobieństwo wystąpienia problemu.

Ta świadomość wśród Polaków mam wrażenie, że wzrasta. Często oni wpisują w wyszukiwarkę hasło: "Czy zabraknie nam wody? Jak oszczędzać wodę?".

To dobrze. Zauważa się, że młodsza generacja ma znacznie większą świadomość ekologiczną, że przyszłość będzie taką, jaką my wszyscy zdeterminujemy swoimi działaniami. To bardzo znacząca strategia, zaproponowana już dawno temu przez niemieckiego filozofa von Weizsackera.

Stwierdził on, że istnieją warunki i technologie, aby o połowę zmniejszyć zużycie materiałów, wody, surowców na jednostkę dochodu narodowego, wciąż utrzymując potencjał dla podwojenia jakości życia.

To bardzo mądra strategia. Gdyby każdy z nas pomyślał: "Jeżdżę samochodem, który zużywa 12 litrów, ale przy zmianie kupię taki, który będzie zużywał 6 litrów..."

Albo przesiądę się na rower.

Jeśli rozpropagujemy takie podejście, to naprawdę obniżymy presję na środowisko.

A gdyby spojrzeć na tę kwestię z perspektywy pesymisty? Jaki jest na razie hipotetyczny, ale najgorszy z możliwych scenariuszy to...?

Biosfera nie eksploduje. Będzie istniała tylko, że pojawią nam się konflikty społeczne. Patrząc na historię oczywiste jest, że jak kończą się zasoby, to zaczynają się konflikty.

One będą miały bardzo różną skalę: od personalnych po globalne. Musimy za wszelką cenę zredukować konsumpcję o połowę. Oszczędzać wszystko, nie tylko wodę.

To jest możliwe. Jak będziemy jedli mięso dwa razy w tygodniu, a nie codziennie, to wyjdzie nam to na zdrowie. A na przykład zastąpimy to karpiem, który ma ślad ekologiczny jest dziesięć razy mniejszy niż wołowina czy wieprzowina. I jest dla nas dużo zdrowszy.

Jeśli ten pesymistyczny scenariusz miałby się zrealizować, to za jaki czas: kilkanaście czy kilkadziesiąt lat?

Można powiedzieć, że między 10 a 30 lat.

Nie jest to bardzo odległa perspektywa.

Ale jest to także dla nas szansa. Nie musimy przecież jutro zmieniać tego samochodu, a zrobić to przy najbliższej sposobności. Ale ograniczyć mięso w diecie możemy już od jutra. Kreujemy pozytywną przyszłość nie tylko dla siebie, ale i dla tych młodych i ich dzieci.

Kilka pytań praktycznych: można pić kranówkę?

Myślę, że to znów jest zróżnicowane. Są w Polsce miasta, które mają znakomitą wodę, jak np. Łódź.

Warszawa też się chwali swoją kranówką.

Dawniej bywało z tym różnie. Ponieważ podczyszczana woda z Wisły nie była znakomitej jakości. Ale o ile wiem, to nowe rozwiązania zostają wprowadzane

Filtrować wodę?

Tam, gdzie woda nie jest zbyt dobrej jakości, filtry są cenne. Musimy sobie zdawać sprawę, że jednak woda zawiera łatwo przyswajalne formy minerałów. Widziałem wykres opracowany przez brytyjskich kolegów. Wynikało z niego, że ilość chorób serca skorelowana była nie tylko z dietą, ale i również z zawartością wapnia w wodzie.

Więc jeśli będziemy pić wodę prawie destylowaną, to możemy tworzyć zagrożenie dla zdrowia.

Czyli co robić? Kupować wodę butelkowaną?

Nie, ale pamiętajmy, że woda zawierająca pewne ilości minerałów jest zdrowa. Na ogół kranówka w Polsce i Europie jest dobrej jakości. Zawsze będąc tu piję wodę z kranu.

Czy polscy politycy próbują rozwiązać ten problem?

Myślę, że większość polityków nie ma tej świadomości. Przyrównałbym to do sytuacji, kiedy człowiek dowiaduje się od lekarza, że ma nowotwór, ale kompletnie to ignoruje, ponieważ zajmuje się bieżącymi sprawami. Ale na zajęcie się później chorobą jest na ogół za późno.