Tak wygląda miasto odcięte od świata przez koronawirusa. Mieszka tam 9 mln osób
O chińskim mieście Wuhan pewnie nikt w Polsce nie usłyszałby szerzej, gdyby nie coraz bardziej niepokojące doniesienia o rozprzestrzeniającym się koronawirusie. Prawie 9-milionowa społeczność została odcięta od świata przez zagrożenie epidemiologiczne. Jak sytuacja wygląda od środka?
Panika związana z 2019-nCoV - bo tak nazywa się nowy koronawirus - zaczęła się w Wuhan. To tam całkiem niedawno potwierdzono pierwszy przypadek zarażenia. Warto przyjrzeć się dokładniej, co aktualnie dzieje się w tym chińskim mieście.
Wuhan to nie jest jakaś mała, odcięta od świata miejscowość. Mówimy o prawie 9-milionowej metropolii, jednym z największych ośrodków gospodarczych w Chinach. Jest uznawane za centralny węzeł komunikacyjny - działa tam port nad rzeką Jangcy oraz lotnisko Wuhan-Tianhe, odprawiające rocznie około 25 mln pasażerów.
Bez maseczki nie wyjdziesz
I tak Wuhan tętniło życiem do końca 2019 r. W styczniu pojawiały się nowe doniesienia o kolejnych zarażonych koronawirusem. A kiedy 2019-nCoV wykryto także poza Chinami, Wuhan zamieniło się w zamkniętą twierdzę. Podobnie wygląda sytuacja w pobliskim Huanggang.
Jak podaje CNN, tymczasowo wstrzymano przyloty i odloty z lotniska. W dodatku cały transport publiczny zawieszono do odwołania. Agencja informacyjna Xinhua podawała, że władze zdecydowały nawet o zamknięciu części autostrad.
Noszenie masek na twarzy stało się obowiązkowe we wszystkich miejscach publicznych w mieście, w tym w hotelach, restauracjach czy parkach. – Ludzie, którzy nie będą przestrzegać wymagań, poniosą konsekwencje – przekazały lokalne władze. Ograniczono działalność bibliotek, teatrów czy muzeów. W zapanowaniu nad sytuacją mają pomóc żołnierze - także zaopatrzeni w maski i kombinezony.
Źródło choroby na targu?
Wróćmy jednak do samego Wuhan, bo tam znajdziemy odpowiedź, skąd w ogóle wzięło się pierwsze zarażenie nowym koronawirusem. Z publikacji w "Journal of Medical Virology" wynika, że nosicielami wirusa mogą być nietoperze lub węże. Czyli podobnie jak w przypadku wirusów SARS i MERS, wszystko zaczęło się od zwierząt.
Węże polują na nietoperze na wolności, i często były sprzedawane na lokalnym rynku w Wuhan. To oznacza, że najpierw mogły zarazić się węże, a następnie wirus "przeszedł" na ludzi. Towary oferowane na targowiskach w Wuhan często szokują albo mogą przyprawić o mdłości. A wszystko odbywa się w bardzo wątpliwych warunkach sanitarnych.
Mięso i żywe zwierzęta były sprzedawane w warunkach, które nam w Polsce pewnie trudno sobie wyobrazić. No i trzeba zaznaczyć, że wspomniane węże i nietoperze są tam traktowane jak przysmaki. Łatwiejszej drogi do zarażenia koronawirusem już nie ma. Pracownicy targu byli pierwszymi osobami, u których wykryto wirusa. Epidemiolodzy ostrzegają, że ludzie powinni ograniczyć spożycie dzikich zwierząt, by ograniczyć ryzyko.
A to nagranie powoli staje się symbolem tego, jakie podejście do jedzenia mają Chińczycy. Wykwintnie podany nietoperz uchodzi za smaczne danie.
Główny Inspektorat Sanitarny w Polsce przypomina, że objawy zakażenia obejmowały dreszcze, bóle mięśniowe, katar, kaszel oraz duszności. Badania RTG klatki piersiowej wykazały typowe cechy wirusowego zapalenia płuc z rozlanymi obustronnymi naciekami.
Rada Światowej Organizacji Zdrowia ogłosiła z kolei, że wirus na razie nie jest zagrożeniem międzynarodowym.