"Jedenaste przykazanie: nie bądź obojętny". Przemówienie Mariana Turskiego, b. więźnia Auschwitz
– Jedenaste przykazanie: nie bądź obojętny, bo jeżeli nie, to się nawet nie obejrzycie jak na was, jak na waszych potomków, "jakieś Auschwitz" nagle spadnie z nieba – mówił Marian Turski w 75. rocznicę wyzwolenia obozu Auschwitz. Przedstawiamy pełną treść wystąpienia, które poruszyło ludzi nie tylko w Polsce, ale i zagranicą.
Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nie doczekam już następnego jubileuszu, takie są prawa. Dlatego wybaczcie mi, że będzie trochę wzruszenia w tym, co będę mówił.
To, co chciałbym powiedzieć przede wszystkim mojej córce, mojej wnuczce, która jest tutaj na sali i której dziękuję, że jest ze mną, mojemu wnukowi, ale chodzi mi głównie o tych, którzy są rówieśnikami i mojej córki, i moich wnuków, a więc młodemu pokoleniu, zwłaszcza tym najmłodszym.
Marian Turski podczas wystąpienia w 75. rocznicę wyzwolenia Auschwitz.•Fot. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
Ale mimo wszystko, chociaż to było tylko 20-25 lat, wydawało się to tak odległe jak powstania nasze polskie XIX wieku, jak rewolucja francuska, a to było tylko 20 lat. Więc kiedy dzisiaj spotykam się z młodymi, zdaje sobie sprawę z tego, że po 75-80 latach wydaje się im troszkę nużyć, są troszeczkę znużeni tym tematem, i wojna, i Holokaust, i Shoah, i ludobójstwo. Ja ich rozumiem.
Dlatego obiecuję wam młodzi, że nie będę wam opowiadał o moich cierpieniach, nie będę wam opowiadał o moich przeżyciach, o moich dwóch marszach śmierci, o tym jak kończyłem wojnę, ważąc 32 kilo, zupełnie już na skraju życia, wyczerpania. Nie będę opowiadał o czymś, co było najgorsze, to jest o tragedii pożegnania, rozstania z najbliższymi, kiedy widzisz po selekcji, przeczuwasz, co ich czeka. Nie, nie będę o tym mówił.
Chciałbym mojej córce, moim wnukom, ich pokoleniom powiedzieć o was samych. Widzę, że jest między nami pan prezydent Austrii pan Alexander van der Bellen. Pamięta pan panie prezydencie, kiedy gościł pan mnie i kierownictwo międzynarodowego komitetu oświęcimskiego, kiedy mówiliśmy o tamtych czasach. W pewnym momencie pan użył takiego sformułowania 'Auschwitz nie spadło z nieba'.
Można powiedzieć, jak to się u nas mówi, oczywista oczywistość, jasne, nie spadło z nieba. Może się to nawet wydawać banalne stwierdzenie, ale jest w tym niesłychanie głęboki, bardzo ważny do zrozumienia skrót myślowy.
Przenieśmy się na chwilę myślami, wyobraźnią we wczesne lata 30. do Berlina. Znajdujemy się prawie w centrum Berlina, ta dzielnica nazywa się bawarska, trzy przystanki od ogrodu zoologicznego. Jest tam, gdzie dzisiaj jest stacja metra, park bawarski. I oto jednego dnia, w tych wczesnych latach 30. na ławkach pojawia się napis: 'Żydom nie wolno siadać na tych ławkach'. Można powiedzieć nieprzyjemne, to jest nie fair, to nie jest ok, ale w końcu jest tyle ławek dookoła, można usiąść gdzie indziej, nie ma nieszczęścia. Pojawia się w tejże dzielnicy, a była to dzielnica zamieszkała przez intelektualistów, inteligencję niemiecką żydowskiego pochodzenia. Mieszkali tam Albert Einstein, noblistka Nelly Sachs, przemysłowiec i polityk, minister spraw zagranicznych Walther Rathenau.
Pojawia się obok, jest tam basen pływacki, napis 'Żydom zabroniony wstęp do tej pływalni'. Można znów powiedzieć, nie jest to przyjemne, ale w końcu Berlin ma tyle miejsc, gdzie można się kąpać, tyle jezior, tyle kanałów, prawie Wenecja. Jednocześnie gdzieś indziej pojawia się napis 'Żydom nie wolno należeć do niemieckich związków śpiewaczych'. No to co, niech sami chcą śpiewać, muzykować, niech się zbiorą, będą śpiewali, okej.
Potem pojawia się napis i rozkaz 'dzieciom żydowskim, niearyjskim, nie wolno się bawić z dziećmi niemieckimi, aryjskimi'. Będą się bawić same. A potem pojawia się napis 'Żydom sprzedajemy chleb i produkty żywnościowe tylko po godzinie 17'. To już jest utrudnienie, jest mniejszy wybór, ale w końcu po 17 też można robić zakupy.
Uwaga, uwaga, zaczynamy się oswajać z myślą, że można kogoś wykluczyć, że można kogoś stygmatyzować, że można kogoś wyalienować. I tak powolutku, powolutku, stopniowo, dzień za dniem, ludzie zaczynają się oswajać z tym, i ofiary, i oprawcy, i widzowie, świadkowie. Wszyscy, którzy to widzą, zaczynają się oswajać i zaczynają przywykać do myśli i do idei, że ta mniejszość, która wydała Einsteina, Sachs, Heinricha Heinego, Mendelsonów i wielu noblistów, że ona jest inna, że ona może być wypchnięta ze społeczeństwa, że to są ludzie inni, obcy, ludzie, którzy roznoszą zarazki, epidemie. To już jest straszne, niebezpieczne, to jest początek tego, co za chwilę może nastąpić.
Jeśli się nad tym zastanowimy i przypomnimy sobie słowa pana prezydenta (Austrii), że władza ówczesna, która z jednej strony prowadzi sprytną politykę, bo na przykład spełnia żądania robotnicze. 1 maja nigdy w Niemczech nie był świętowany, oni proszę bardzo, dzień wolny od pracy. Wprowadzają element wczasów robotniczych. Potrafią przezwyciężyć bezrobocie, potrafią zagrać na godności narodowej - 'Niemcy podnieśli się ze wstydu wersalskiego', 'przywróćcie swoją dumę'.
Jednocześnie ta władza widzi, że ludzi powoli ogarnia znieczulica, obojętność, przestają reagować na zło. I wtedy ta władza może sobie pozwolić na dalsze przyspieszenie procesu zła. I potem następuje już gwałtownie, a więc zakaz przyjmowania Żydów do pracy, zakaz emigracji, a potem nastąpi już wysyłanie do gett, do Kowna, do Rygi, do mojego getta łódzkiego, skąd większość zostanie wysłana do Kulmhofu w Chełmnie nad Nerem, gdzie zostanie zamordowana gazami spalinowymi w ciężarówkach, a reszta trafi do Auschwitz, gdzie w 'sposób nowoczesny, zostanie wymordowana Cyklonem B w nowoczesnych komorach gazowych.
I tu się sprawdza to, co mówił pan prezydent. Auschwitz nie spadł nagle z nieba, Auschwitz tuptał, dreptał małymi kroczkami, zbliżał się, aż stało się to, co stało się tutaj.
Moja córko, moja wnuczko, rówieśnicy mojej córki, moich wnuków, możecie nie znać nazwiska Primo Levi. Był jednym z najsłynniejszych więźniów tego obozu. Primo Levi użył kiedyś takiego sformułowania: 'To się wydarzyło. To znaczy, że się może wydarzyć wszędzie, na całej ziemi'.
Podzielę się z Wami jednym osobistym wspomnieniem. W roku 1965 byłem na stypendium w Stanach Zjednoczonych i wtedy był to szczyt batalii o prawa ludzkie, obywatelskie, o prawa dla ludności afroamerykańskiej. Miałem zaszczyt, brałem udział w marszu razem z Martinem Lutherem Kingiem. I wtedy ludzie, którzy dowiadywali się, że ja byłem w Auschwitz, pytali mnie: 'Jak myślisz? to chyba tylko w Niemczech coś takiego mogło być? Czy mogłoby być gdzieś indziej?'. Ja im wtedy mówiłem: 'Może być u was, u was może być, jeżeli się łamie prawa obywatelskie, jeżeli się nie docenia praw mniejszości, jeżeli się je likwiduje, jeżeli nagina się prawo tak, jak to czyniono w Selmie, wtedy się może zdarzyć'.
Co zrobić? Jedyne wyjście to wy sami - mówiłem im. Jeżeli potraficie obronić waszą konstytucję, obronić wasze prawa, obronić wasz porządek, obronić wasz porządek demokratyczny, który polega na tym, żeby chronić prawa mniejszości, wtedy potraficie to pokonać.
My w Europie w większości wywodzimy się z tradycji judeochrześcijańskiej, zarówno ludzie wierzący, ale i niewierzący przyjmują, jako swój kanon cywilizacyjny - dziesięcioro przykazań. Mój najbliższy przyjaciel, prezydent Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego Roman Kent, który przemawiał tutaj, w tym miejscu, pięć lat temu, w czasie poprzedniego jubileuszu, nie mógł dzisiaj przyjechać, jest słaby, po chorobie, ale on wymyślił jedenaste przykazanie, które jest doświadczeniem Shoah, doświadczeniem Holokaustu, doświadczeniem tej strasznej epoki pogardy, brzmi ono: 'nie bądź obojętnym'.
I to chciałbym powiedzieć mojej córce, moim wnukom, rówieśnikom mojej córki, moich wnuków, gdziekolwiek mieszkają. W Polsce, w Izraelu, w Ameryce, w Europie Zachodniej, w Europie Wschodniej, tak w Europie Wschodniej, to bardzo ważne - nie bądźcie obojętni, jeżeli widzicie kłamstwa historyczne. Nie bądźcie obojętni, kiedy widzicie, że przeszłość jest naciągana na poczet aktualnej polityki. Nie bądźcie obojętni, kiedy jakakolwiek mniejszość jest dyskryminowana, ponieważ istotą demokracji jest to, że większość rządzi, ale demokracja na tym polega, że prawa mniejszości muszą być chronione jednocześnie. Nie bądźcie obojętni, kiedy jakakolwiek władza narusza przyjęte umowy społeczne, już istniejące.
Bądźcie wierni przykazaniu. Jedenaste przykazanie: nie bądź obojętny, bo jeżeli nie, to się nawet nie obejrzycie jak na was, jak na waszych potomków, 'jakieś Auschwitz' nagle spadnie z nieba".
Kim jest Marian Turski?
Marian Turski pochodzi z żydowskiej rodziny. Urodził się w Druskiennikach 26 czerwca 1926 r. jako Mosze Turbowicz. Mając 16 lat trafił do getta w Łodzi. Tam działał w tajnej organizacji "Lewica związkowa". Do Auschwitz został wywieziony w sierpniu 1944 r., miał wtedy 18 lat, był to jeden z ostatnich niemieckich transportów do Oświęcimia.
W styczniu 1945 r. Marian Turski przeżył marsz śmierci do Buchenwaldu. Gdy zbliżały się tam wojska amerykańskie, Niemcy popędzili więźniów do Terezina. Tam doczekał wyzwolenia przez Rosjan.
Po wojnie Turski zamieszkał w Warszawie. Jako 19-latek działał w młodzieżowej organizacji PPR, potem w wydziale prasy PZPR. Pracował w tygodniku "Polityka". Obecnie Marian Turski działa m.in. w Żydowskim Instytucie Historycznym oraz Międzynarodowej Radzie Oświęcimskiej.