To pierwszy taki przypadek koronawirusa na świecie. Chory nie był w Chinach
W Japonii zarejestrowano pierwszy na świecie przypadek koronawirusa u osoby, która w ostatnim czasie nie była w Chinach. Wirusa wykryto u kierowcy autobusu z miasta Nara na wyspie Honsiu. Symptomy u mężczyzny miały pojawić się po tym, jak w jego autobusie podróżowali turyści z Wuhan.
Sytuację wyjaśnił lekarz Paweł Grzesiowski, ekspert w dziedzinie immunologii, terapii zakażeń. "Ogromna prośba do wszystkich piszących o przypadkach nowego wirusa poza Chinami - to nie są przypadki zarażenia poza Chinami, ale osoby, które zaraziły się w Chinach i stamtąd wyjechały do innego kraju. To zasadnicza różnica, bo nie ma obecnie ognisk wtórnych zakażeń poza Chinami" – napisał na Twitterze.
To pierwszy w Japonii i w ogóle na świecie przypadek niezwiązany z niedawną podróżą do Chin. Łącznie w Kraju Kwitnącej Wiśni odnotowano już sześć przypadków koronawirusa.
Dwoje dzieci z podejrzeniem zakażenia wirusem z Chin trafiło do szpitala w Krakowie. Wracały z rodzicami z wakacji z przesiadką w Pekinie. Na szczęście obawy zakażenia koronawirusem prawdopodobnie się nie potwierdziły.
Koronawirus z Chin spowodował jak dotąd śmierć 106 osób. Zakażonych jest co najmniej kolejne 4000. Dwa przypadki zarażenia odnotowano w regionie Sinciangu w zachodnich Chinach.
To ogromna, słabo zaludniona, prowincja, pięć razy większa od Polski. Region znany jest m.in. z tego, że właśnie tu znajdują się obozy dla ok. miliona muzułmańskich Ujgurów, które chińskie władze nazywają "centrami kształcenia zawodowego". Co by było, gdyby wirus dotarł również do nich? Wyjaśniła to dziennikarka naTemat Katarzyna Zuchowicz.
Chociaż Chiny są daleko od Polski i prawdopodobieństwo wybuchu u nas epidemii koronawirusa 2019-nCoV nie jest mocno prawdopodobne, to zainteresowanie medialne oraz środki ostrożności podjęte przez służby sanitarne sprawiają, że niektórzy wpadają w panikę. O tym, że nie jest ona najlepszym doradcą, przekonuje Anna Kaczmarek.
źródło: "Japan Times"