Jesteś pewien, że znasz swoje dziecko? Na taką książkę czekały setki rodziców

Alicja Cembrowska
Nikt nic nie zauważył? Gdzie byli dorośli? Do ilu jeszcze dramatów musi dojść? Pewnie znacie te pytania. Pojawiają się zawsze, gdy docierają do nas kolejne doniesienia o tragediach z udziałem dzieci. To, co poprzedza te pytania, cała siatka zdarzeń i lęków chyba każdego rodzica, jest fabułą książki Wendy James "W sieci zła".
Cyberprzemoc jest coraz większym problemem wśród nastolatków Alex Bracken/Unsplash
Wirtualne dzieciństwo, realne problemy
Szczerze? Współczuję współczesnym nastolatkom. Tak, wiem, podział na grupki, plotki, nękanie, wyśmiewanie nie są jakąś nowością. Istniały od zawsze, na długo przed pojawieniem się fejsbuków i tiktoków. Nie da się jednak ukryć, że nasze obecne zanurzenie w mediach społecznościowych osiąga taki poziom, że jeszcze chwila, jeszcze moment i trudno będzie wystawić głowę na powierzchnie, by złapać oddech.

I właśnie ten świat, wirtualny, a jednak tak szalenie realny, jest eksperymentalnym polem, na którym z łatwością testowane są całkiem nowe formy klasycznie rozumianej przemocy. Książka James staje się zatem studium rodzącego się zła, autorka stara się rozpracować ten mechanizm, a już na pewno przyjrzeć mu się z każdej strony z uwagą eksplorując nowe media, fora, blogi i historie, które w internecie zaczynają żyć swoim własnym życiem. Bez demonizowania, ale rzetelnie przedstawiając problem cyberprzemocy.

Największą zaletą "W sieci zła" jest właśnie przedstawienie historii z różnych perspektyw. Sprawia to, że nagle znajdujemy się w samym środku emocjonalnego huraganu – wgłębiamy się w uczucia ofiary i sprawczyni (?), poznajemy ich rodziny i zachowanie rodziców, którzy dowiadują się, że ich córka była celem wymyślnych tortur psychicznych. Interesujące jest również to spojrzenie, które często się pomija – mamy i taty agresorki, do których dociera, że ich dziecko gnębiło i niszczyło innego człowieka – i kwestia zaufania. Bo czy nastolatka mogłaby zrobić coś takiego? Czy kłamie? Czy na pewno zasłużyła na miano podstępnej manipulatorki, którą wszyscy wykluczyli i skreślili?

Dlaczego? Po co? Co nią kierowało? To istotne pytania, tym bardziej że bohaterowie książki nie reprezentują środowisk patologicznych czy dysfunkcyjnych. W ich domach dzieciom poświęca się uwagę, rozmawia się, daje miłość, zapewnia dostęp do edukacji i wszelkich wygód. Jak to zatem możliwe? To skonfrontowanie się ze stereotypem, że podobne sytuacje zdarzają się tylko w rodzinach silnie zaburzonych. Autorka proponuje nowy trop rozważań i retorycznie pyta, kiedy rodzi się zło. Czy jesteśmy źli z natury? Czy dziecko zawsze jest niewinną istotką?

Spokojne życie spokojnej rodziny
Beth pisze bloga, jest mamą dwóch nastolatek. Starsza Lucy jest wrażliwą i spokojną dziewczynką, bardzo inteligentną, ale towarzysko raczej wycofaną. Młodsza Charlotte to typ charakternej, zadziornej i charyzmatycznej liderki. Ma wianuszek przyjaciółek, a wręcz wyznawczyń. Beth sama przyznaje, że jej własne dziecko jest dla niej tajemnicą. Z czasem będzie musiała zdecydować, czy chcę tę tajemnicę poznać.

"Na szczęście u dziewczynek w porządku. A przynajmniej tak jej się wydaje – chociaż, kiedy zbyt intensywnie się nad tym zastanawia, oblewa ją zimny pot. Może i nie stały się koszmarnymi nastolatkami, których miałaby się obawiać – żadna z nich nie była buntowniczką, przynajmniej do tej pory; żadna najwyraźniej nie cierpi na depresję ani nie miewa stanów lękowych. Beth nie dostrzega symptomów zaburzeń odżywiania, samookaleczania, nienawiści do samej siebie; dziewczynki nie stały się nagle nadpobudliwe seksualnie ani nie dostały bzika na punkcie chłopaków […]"

Beth jest przykładem mamy "wiecznie zastanawiającej się". Czyta o wychowaniu, analizuje, chcąc wychować pewne siebie i dobre osoby. Dostrzega oczywiście, że jej córki są na takim etapie rozwoju, że wygląd i ciało są bardzo ważne, opinia rówieśników, pozycja w klasie, popularność i sympatia innych są wyznacznikiem wartości człowieka, a wszystko to rozgrywa się już nie tylko na szkolnych korytarzach, ale również na czatach i forach. I chociaż nieraz zastanawia ją zimne, wręcz beznamiętne spojrzenie Charlotte, jest dumna z sukcesów i popularności córki.

Ta gorsza?
Andie jest mamą Sophie – uzdolnionej muzycznie czarnej owcy, nazywanej "Ślamazarą", wyśmiewanej przez koleżanki, obrażanej, nękanej. Zaabsorbowana opieką nad niemowlęciem poświęca nastoletniej córce stanowczo za mało uwagi. Bywa rozdrażniona, nieobecna i raczej wychodzi z założenia, że "nie dzieje się nic złego".

Życie brutalnie weryfikuje jej myślenie. Nagle kobieta staje przed wyzwaniem – musi zrozumieć i poradzić sobie z myślą, że to ona jest tą matką, która "nic nie zauważyła". Cofa się do przeszłości, próbuje zrekonstruować dzieciństwo córki, przypomnieć sobie wszelkie szczegóły, które ostatecznie ułożą się w całość.

Warto jeszcze wspomnieć o jednym aspekcie. James w swojej książce jest bardzo demokratyczna. Nie spieszy się, nie pędzi z opowieścią. Starannie buduje psychologiczne portrety, daje czas i miejsce na wszelkie rozterki i przemyślenia. Czytelnik ma zatem okazje zanurkować bardzo głęboko w każdą postać. I już nie chodzi jedynie o wątek prześladowania i nękania. Kobiety myślą też o sobie, o swoich decyzjach, planach, marzeniach, karierze zawodowej, a także samym macierzyństwie. Czym jest? Czy można nie kochać własnego potomka? Co jesteśmy gotowi zrobić, by pomóc, usprawiedliwić, uratować swoje dziecko? Właśnie. Dziecko? Czy może siebie?

Artykuł powstał we współpracy z Poradnia K