Spędziłem z tymi słuchawkami kilka miesięcy. Zrezygnowałem przez nie z AirPodsów

Piotr Rodzik
Właśnie miałem sobie sprawić w bardzo wczesnym świątecznym prezencie Apple AirPodsy, kiedy Sony zaproponowało mi "długodystansowy" test swoich "flagowych" bezprzewodowych słuchawek – WF-1000XM3. Long story short: są świetne, a o słuchawkach od Apple już zapomniałem. Że w ogóle je chciałem.
WF-1000XM3 Fot. naTemat.pl
Mam wrażenie, że ma je już każdy. To trzecie słuchawki bezprzewodowe, które przetestowałem w ciągu roku. Wcześniej sprawdzałem bowiem Jabra Evolve 65t i Sennheiser Momentum True Wireless. I wtedy – w pierwszej połowie 2019 roku – trudno było jeszcze spotkać kogoś używającego takiego sprzętu na ulicy.

Minęło parę miesięcy i choćby na mojej siłowni (bynajmniej nie chodzi mi o siłownię w galerii handlowej) mają je już właściwie wszyscy. Jedni od Apple’a, inni uznanych firm takich jak właśnie Jabra czy Sennheiser, jeszcze inni z tanimi "pchełkami" z Aliexpress. Do wyboru, do koloru.

I właśnie w tym kontekście przyszło mi sprawdzić słuchawki od Sony. Prawdę mówiąc przypadły mi do gustu najbardziej. Ale po kolei.
Fot. naTemat.pl
Sony nie umie w nazwy
To oczywiście nie jest problem tylko Sony, ale… weź tu komuś powiedz, jakie masz słuchawki. Prawdę mówiąc nawet siadając do tego testu – po kilku miesiącach użytkowania! – musiałem sprawdzić na pudełku, czego ja właściwie używam.

Teraz wiem, że jak ktoś mnie zapyta, jakich używam słuchawek, to mogę z dumą powiedzieć: "to Sony WF-1000XM3. Fajne, co?". Kompletny absurd, ale Sony mnie do tego już przyzwyczaiło. Kiedyś kupiłem od nich inne słuchawki, takie do sportu, połączone z odtwarzaczem. Ich nazwy tez nie pamiętam, ale obecny model nazywa się NW-WS410. Zgroza.

Sony umie w design
Okej, Apple wciąż jest lepszy. Ale prawdę mówiąc WF-1000XM3 (czy na potrzeby testu możemy umówić się, że będę po prostu nazywał je "słuchawkami"?) wstydu nie przynoszą. Zapakowane w gumowane, czarne etui (w którym się je oczywiście ładuje, ale o tym później) z zaślepką w kolorze w stylu apple’owskiego Rose Gold wyglądają świetnie.

Przynajmniej… po pierwszym otwarciu. Zaślepka rysuje się bowiem dosłownie od samego patrzenia. Po kilku miesiącach etui wygląda bowiem tak:
Fot. naTemat.pl
Słuchawki są natomiast czarne ze złotym napisem Sony. Na każdej pchełce jest dodatkowo jedno dotykowe pole do obsługi. Design jest minimalistyczny, a sprzęt na uszach wygląda po prostu dobrze. To ważne, bo niektóre słuchawki konkurencji bezlitośnie wystają z uszu i bardziej przypominają rozbudowany aparat słuchowy, a nie modny gadżet.

No to jak to z nimi jest na co dzień?
Mówiąc krótko: świetnie. Przede wszystkim słuchawki od Sony świetnie leżą w uszach. Wspierają się aż w trzech miejscach: na skrawku, przeciwskrawku i grobelce. To części ucha, ale nie każcie mi ich wskazywać na zdjęciach. Wygooglałem to.

W każdym razie jest wygodnie. Na dodatek w pudełku jest aż siedem par silikonowych końcówek. Każdy więc dobierze sobie takie, żeby słuchawki nie wypadały z uszu.

Sony co prawda zarzeka się, że słuchawki nie nadają się do sportu, ale… spokojnie można w nich biegać czy pójść na siłownię. Trzymają się uszu naprawdę mocno. W trakcie biegu co jakiś czas trzeba sobie je trochę poprawić, ale jest naprawdę dobrze. W końcu nie do tego służą. Natomiast w trakcie zwykłej aktywności – marszu na autobus czy cokolwiek – są nie do zdarcia.

Wreszcie WF-1000XM3 trzeba pochwalić w najważniejszej kwestii: jakości dźwięku. To znaczy – to nie jest sprzęt do melomana, ale żadne słuchawki korzystające z Bluetooth nie są, bo być nie mogą. Ale jest naprawdę dobrze. Basy, średnie tony i wysokie są zupełnie niczego sobie. W internecie można znaleźć co prawda trochę narzekania na basy, ale dla mnie wszystko było w porządku.
Fot. naTemat.pl
Plus zawsze można ratować się wbudowanym w aplikację od słuchawek equalizerem. I trochę sobie je poprzestawiać pod własne potrzeby.

A wisienką na torcie jest oczywiście system aktywnej redukcji szumów. Działa naprawdę dobrze. Informacje do układu odpowiedzialnego za ich redukcję dostarczają po dwa mikrofony na każdej słuchawce. I rzeczywiście: z zewnątrz jak na takie pchełki (nie ma tu przecież fizycznej granicy w postaci wielkiej nausznej słuchawki) jest naprawdę… cicho.

Mamy do dyspozycji trzy tryby. Brak redukcji szumów, stałą redukcję szumów oraz inteligentną redukcję. Najlepsza według mnie jest stała redukcja szumów. Inteligentna jest trochę przekombinowana. Działa to tak, ze słuchawki same wykrywają, co akurat robimy. Czy idziemy, czy siedzimy, czy cokolwiek – i same dobierają poziom redukcji.

W praktyce denerwujący jest fakt, że "słychać" zmianę trybu. A właściwie przestajemy słyszeć muzykę. Na dodatek same tryby w sumie działają w moim odczuciu tak, że… więcej słychać z zewnątrz. Dlatego lepiej to ustawić "na maksa" i cieszyć się samą muzyką.

Miłym gadżetem są czujniki zbliżeniowe. Wystarczy wyjąć jedną słuchawkę z ucha, żeby przerwać odtwarzanie muzyki. Całość obsługujemy zaś albo ze smartfonu, albo za pomocą dwóch dotykowych przycisków – po jednym na jednej słuchawce. Możemy zmieniać kawałki, wyciszać całkowicie muzykę, zwiększyć głośność itp. Standard.
Fot. naTemat.pl
Prądu nie zabraknie
Pozostaje jeszcze sprawa ładowania i dodatkowych funkcji. W tej pierwszej kwestii słuchawki Sony zapewniają to, co inni na rynku. Czyli jest bardzo dobrze. Przy włączonej redukcji szumów słuchawki działają około sześciu godzin. Samo euti jest jednocześnie powerbankiem, w którym magazynowana jest energia na trzy kolejne ładowania.

Za "jednym zamachem" możemy więc słuchać muzyki przez dobę. Bez redukcji szumów ten czas rośnie do 32 godzin – ośmiu na jednym ładowaniu. Co ciekawe, po wyładowaniu wystarczy dziesięciominutowe podładowanie, żeby znowu cieszyć się muzyką przez kolejne półtorej godziny.

Czy warto?
No proste, że tak. O ile chcecie wydać oczywiście tyle słuchawki, bo na dzisiaj WF-1000XM3 kosztują trochę ponad 900 zł. Wiele modeli konkurencji jest jednak ZNACZNIE tańszych.

Za te pieniądze otrzymujemy jednak jakość, piękne wykonanie, doskonałą jakość muzyki (jak na takie pchełki) i dobre wykonanie – nie licząc tej nieszczęsnej klapki od etui.

Te ponad 900 zł to też więcej niż bazowe AirPodsy. Prawda jest jednak tamta, że tamte słuchawki są po prostu modnym gadżetem, a podjazdu do modelu Sony nie mają żadnego. Nowe AirPodsy Pro to inna historia, ale... one są jeszcze droższe.
Fot. naTemat.pl

Sony WF-1000XM3 na plus i minus:

+ Bardzo dobra jakość dźwięku
+ Świetna aktywna redukcja szumów
+ Bezproblemowa komunikacja ze smartfonami
+ Dobre wykonanie słuchawek
- Etui szybko się niszczy
- Wysoka cena