Auta elektryczne to rewolucja w motoryzacji. Przekonałem się o tym na górskich serpentynach w Alpach

Andrzej Chojnowski
Trzy lata temu miałem okazję jeździć sportowym autem jednej z znanych firm (mniejsza o markę). Auto miało możliwość przełączenia na tryb w pełni elektryczny, ale prądu starczało na jakieś 20 kilometrów. I powiem wam, że trochę się pozmieniało.
Fot: materiały prasowe
Potem trzeba było ładować (a właściwie udawać, że się ładuje, bo ładowarki w Warszawie miały wówczas szybkość internetu z 1999 roku) albo korzystać z silnika spalinowego. Jazda na prądzie była wspaniała, ale bardzo krótka, a poszukiwanie ładowarki – upokarzające.

Jeszcze kilka lat temu dostępność aut w pełni elektrycznych, które nie były kiepskim żartem ze względu na zasięg, była doprawdy minimalna. Jeszcze kilka lat temu samochód elektryczny można było traktować wyłącznie jako auto do jazdy po mieście.

Jeszcze parę lat temu kierowcy aut spalinowych patrzyli na posiadaczy "elektryków" jak na dziwaków, łagodnie rzecz ujmując. Jeszcze kilka lat temu prym wiodły hybrydy, które wydawały się rozsądnym kompromisem między tym, czego prawie wszyscy chcieliśmy, a co mogliśmy mieć jako kierowcy.


O tym wszystkim myślałem, gdy pokonywałem trasę z Monachium do alpejskiego kurortu Arosa w Szwajcarii. Ponad 300 kilometrów na autostradzie i na górskich serpentynach przy intensywnych opadach śniegu.

Po drodze cztery kraje (Niemcy, Austria, Lichtenstein, Szwajcaria) i tylko jeden krótki przystanek, na kawę, ciastko i tankowanie. Nie benzyny. Prądu, bo jechałem elektrycznym Audi e-tronem.

Volkswagen szykuje rewolucję w elektromobilności
Dopiero taka podróż przez kilka krajów Europy za kierownicą Audi e-trona uświadamia, jak bardzo zmienił się świat motoryzacji. To, co jeszcze parę lat temu było niemal niemożliwe, dzisiaj staje się nie tylko elementem rzeczywistości, jest po prostu czymś normalnym.
Fot: materiały prasowe
Czekaliśmy na ten moment i w końcu jest, samochód elektryczny stał się czymś, co może mieć właściwie każdy. A to dopiero początek rewolucji, bo prawdziwe zmiany dopiero przed nami.

Podróż Audi e-tronem przez Europę nie była przypadkowa – to właśnie grupa Volkswagen, do której należy Audi, wyrasta na europejskiego lidera elektromobilności.

Do 2029 roku koncern zamierza wprowadzić na rynek do 75 modeli z napędem wyłącznie elektrycznym. Do nich dołączy około 60 modeli hybrydowych.

To oznacza rewolucję nie tylko w grupie Volkswagen, ale na rynku samochodowym na świecie. Żaden producent nie podszedł do sprawy z takim zaangażowaniem.

Prawda o ładowaniu samochodów elektrycznych
Wprowadzanie do sprzedaży samochodów elektrycznych bez zapewnienia im odpowiedniego zasięgu oraz sieci stacji ładowania nie miałoby jednak sensu. Tego się obawiałem podróżując z Niemiec do Szwajcarii – że przyjdzie mi szukać stacji ładowania i że sam proces pochłonie mnóstwo czasu.

Obie rzeczy okazały się mitem. E-tron ma zasięg ponad 400 kilometrów, a "tankowanie" prądu na szybkich ładowarkach naprawdę zajmuje tyle co przerwa na szybką kawę. Europejskie drogi szybkiego ruchu pokrywają się z siecią stacji Ionity, które zapewniają szybkie ładowanie.

Czytaj także: Audi Q3 już wcześniej było świetne. W nowej wersji jest jeszcze seksowne

To dopiero początek tego, jak motoryzacja w Europie może wyglądać już za kilka lat. Niemiecki koncern chce uruchomić w Europie (a więc również w Polsce) 36 tysięcy punktów ładowania.

Najbardziej ambitny projekt to budowa szybkich stacji ładowania Ionity. Finansują go największe niemieckie koncerny motoryzacyjne, w tym Volkswagen. Efektem jest sieć punktów ładowania przy głównych drogach w całej Europie.
Fot: materiały prasowe
Powstanie łącznie 2400 punktów ładowania w ramach projektu Ionity o mocy do 350 kW, co w przypadku nowych aut z akumulatorami nowej generacji oznacza krótki postój.

Poszczególne marki grupy prowadzą własne projekty związane z elektromobilnością. Porsche w modelu Taycan zamontowało instalację elektryczną o napięciu 800 V (zamiast 400 V w innych autach elektrycznych). To oznacza naprawdę błyskawiczne ładowania, wystarczy kilka minut, by na stacji ładowania o wysokiej mocy naładować baterie Taycana w stopniu pozwalającym pokonać nawet 100 kilometrów.

Z kolei Audi wprowadza usługę e-tron Charging Service, dzięki której ładowanie na szybkich stacjach Ionity będzie cenowo porównywalne z zakupem paliwa na stacji benzynowej. Natomiast dzięki wydajnym akumulatorom montowanych w e-tronach te samochody mają zasięg przekraczający 400 kilometrów, choć mówimy o dużym i komfortowym SUV-ie. O tym, że zasięg e-trona robi wrażenie, mogłem się przekonać na trasie z Monachium do Arosy i potwierdzam. To jest rewolucja.
Fot: materiały prasowe
Według Volkswagena ładowanie na stacjach takich jak siec Ionity ma stanowić zdecydowaną mniejszość kontaktów auta z gniazdkiem. Według badań około połowa posiadaczy samochodów elektrycznych ładować je wieczorem i w nocy w swoim garażu. Jedna piąta ładowań ma miejsce w miejscu pracy, jedna czwarta – w mieście.

Ładowanie na autostradzie pozostanie więc droższą, dodatkową możliwością, trochę tak jak dzisiaj tankowanie benzyny przy drogach szybkiego ruchu, w takich miejscach paliwo zawsze jest najdroższe.

Siedem zalet aut elektrycznych
Elektryk nie jest zapewne pojazdem idealnym. Nie zrobisz nim przegazówki na światłach. Nie założysz LPG (żart...). No i nie da się założyć do niego rasowo brzmiącego wydechu, bo... po prostu nie ma układu wydechowego. Na szczęście zalet aut elektrycznych jest zdecydowanie więcej.

Samochody elektryczne mają znacznie prostszą konstrukcję niż auta spalinowe, nie ma w nich tylu ruszających się części mechanicznych. To wielka zaleta.

Po drugie – auta elektryczne nie zanieczyszczają powietrza w miastach, bo nie emitują spalin. W Polsce to szczególnie ważne, bo nasze metropolie są w czołówce najbardziej zanieczyszczonych miast w Europie.

Po trzecie – układ elektryczny zajmuje w samochodach znacznie mniej miejsca niż jednostka spalinowa, więc można wygospodarować więcej miejsca dla kierowcy i pasażerów.

Po czwarte – zasięg aut elektrycznych wciąż rośnie. Największy skok dokonał się wraz z wprowadzeniem na rynek aut nowej generacji. Volkswagen ID.3, który dla niemieckiego koncernu ma być najważniejszym pojazdem w najbliższych latach, będzie miał zasięg od 330 do 550 kilometrów.

Wyjazd nad morze czy w góry takim autem nie będzie żadnym problemem, a mit o tym, że auta elektryczne nadają się tylko do jazdy po mieście, można będzie odesłać do katalogu kiepskich żartów.

To jednak nie zmienia faktu, że Polacy samochodami jeżdżą głównie po mieście, połowa polskich kierowców dziennie przejeżdża nie więcej niż 30 kilometrów.

Na koniec trzy argumenty ekonomiczne, bo one dla kierowców bywają najważniejsze. Po pierwsze – ceny aut elektrycznych spadają. Dla przykładu Volkswagen deklaruje, że bazowa wersja modelu ID.3 będzie w okolicach 130 tysięcy złotych.

Po drugie "tankowanie" samochodu elektrycznego to operacja znacznie tańsza od tankowania pojazdu na benzynę czy olej napędowy. Dla przykładu – koszt przejechania 100 kilometrów e-Golfem to według Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych od 6,5 do 9 złotych (w zależności od taryfy). Tymczasem auto spalinowe, by pokonać ten dystans, potrzebuje paliwa za 30 złotych.

No i po trzecie rządowe dopłaty do aut elektrycznych – w Polsce kierowcy będą mogli liczyć na dopłatę w wysokości 30 procent wartości auta, ale jego wartość nie może przekroczyć 125 tysięcy złotych. To oznacza, że kierowcy mogą zyskać nawet 37,5 tysiąca złotych.

Co dalej? Poczekajmy na to, co przyniesie rok 2020. Rewolucja w motoryzacji już się dokonuje, ale myślę, że czekają nas przełomowe miesiące.