Kaczyński nie ukarze Joanny Lichockiej za jej gest. "Newsweek" wyjaśnia dlaczego

Kamil Rakosza
Jak podaje "Newsweek", Joanna Lichocka może być spokojna o swoją pozycję w szeregach Prawa i Sprawiedliwości. W swoim najnowszym tekście Renata Grochal wyjaśnia, jakie powody powstrzymały Jarosława Kaczyńskiego przed wyciągnięciem konsekwencji wobec posłanki.
W najnowszym "Newsweeku" Renata Grochal wyjaśnia, dlaczego Jarosław Kaczyński nie wyciągnie konsekwencji wobec Joanny Lichockiej. Fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Gazeta
Od czwartku 13 lutego środkowy palec Joanny Lichockiej zna już cała Polska. "Fuck" posłanki PiS stał się symbolem buty partii rządzącej i pokazem ignorancji władzy wobec chorych na raka pacjentów. Dla samego Prawa i Sprawiedliwości był to także początek największego kryzysu w szeregach ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego na przestrzeni ostatnich miesięcy. W tekście "Pupilka prezesa" czytamy jednak, że w pierwszych chwilach po niechlubnym zdarzeniu na sali plenarnej Prezes zbagatelizował sprawę "fucka". – Objechał Joachima Brudzińskiego za to, że wezwał na Twitterze Lichocką, żeby przeprosiła – relacjonował w rozmowie z Grochal ważny polityk PiS.


To dopiero Adam Bielan miał przekonać Jarosława Kaczyńskiego, że gest Lichockiej to dla PiS-u strzał w stopę.

"Jarek nie chciał mnie ukarać"
– Jarek ani przez sekundę nie chciał mnie ukarać. Kilka razy powtarzał, że nic złego się nie stało, nie ma za co przepraszać – ma opowiadać wśród znajomych posłanka PiS. – Wiem, że do końca świata się z tego nie wytłumaczę – cytuje Lichocką dziennikarka "Newsweeka".
Z najnowszego "Newsweeka" można dowiedzieć się, dlaczego Kaczyński nie ukarał Joanny Lichockiej za jej gest.Fot. "Newsweek"
Największą sympatię Jarosława Kaczyńskiego Lichocka miała zaskarbić sobie po katastrofie smoleńskiej. Ówczesna dziennikarka "Rzeczpospolitej" szybko odcięła się od swoich krytycznych tekstów pod adresem tragicznie zmarłego prezydenta. W zamian przeszła na stronę prawicowych publicystów i zaczęła budować mit nieskalanego Lecha Kaczyńskiego.

"Newsweek" ustalił, że w tamtym czasie Lichocka zrobiła wywiad rzekę z prezesem PiS. Rozmowa nigdy jednak nie ujrzała światła dziennego. Wszystko przez słowa Kaczyńskiego, które mogłyby pogrzebać kolejne sukcesy wyborcze jego partii. "Prezes miał w przypływie szczerości wyznać m.in., że demokracja jest przereklamowana, dlatego najwyższy czas, by wziąć polskie społeczeństwo za twarz. Książka miała zostać wydana przed wyborami parlamentarnymi w 2011 roku. Jednak przeczytał ją jeszcze w brudnopisie jeden z doradców Kaczyńskiego i powiedział prezesowi, że jeśli natychmiast nie wyrzuci jej do kosza, to przegra wszystkie wybory" – czytamy w "Newsweeku".

Lichocka była rozgoryczona decyzją Kaczyńskiego, ponieważ uważała swój wywiad za hit. Wtedy Prezes zadeklarował jej, że ta ma u niego carte blanche i dostanie to, czego będzie chciała. Odtąd Lichocka funkcjonuje w środowisku PiS na specjalnych zasadach.

Szczegóły w najnowszym wydaniu tygodnika "Newsweek".