Dlaczego już czas zmienić odkurzacz na robota? Argumenty dla tych, którzy cały czas się wahają

Marcin Długosz
W czym samobieżny, automatycznie wracający do bazy i ogólnie mocno samodzielny robot sprzątający jest lepszy od odkurzacza z kablem, rączką i ludzkim napędem? Odpowiedź powinna być oczywista. Problem w tym, że kiedy przychodzi do wyboru odpowiedniego modelu i, przede wszystkim, do zapłacenia za niego, klasyczny odkurzacz zaczyna magicznie zdobywać coraz więcej punktów “za”. Czy słusznie?
Fot. na:Temat
Jako posiadacz (zaznaczmy: szczęśliwy) sprzątającego robota znam te dylematy od podszewki. Przed zakupem iRobota Roomba (model i7+ - widzicie go na zdjęciach) również dopadały mnie różnego rodzaju wątpliwości: Czy na pewno nie spadnie ze schodów? Czy nie udusi się zbyt dużym kłakiem kocio-psiej sierści? Czy nie trzeba po niej “poprawiać”?

Odpowiedzią na wszystkie powyższe pytania mogłoby być zdanie: “Już nigdy nie wrócę do zwykłego odkurzacza”, które oczywiście dla kogoś, kto nigdy wcześniej nie miał w domu robota nie będzie wystarczające. Poniżej bardziej wyczerpująca wersja:

1. Skonfigurowanie robota będzie problemem - przecież to ROBOT
Przedstawiciele pokoleń oznaczonych literami innymi, niż „Z” dość często odczuwają tego rodzaju niepokój. To uzasadniona konsekwencja faktu, że jednak nie urodziliśmy się ze smartfonem w ręku. Nie mniej jednak, warto dać się przekonać, że wszelkiego rodzaju firmy technologiczne płacą naprawdę spore pieniądze pracownikom działów UX.
Fot. na:Temat
Dlatego też do pierwszego spotkania z Roombą należy podejść nie jak do pierwszego kontaktu z obcą cywilizacją, ale jak do konfigurowania nowego smartfona. I nie mówię tu o przypadku, w którym przesiadamy się z iOS-a na Androida.

Po wyjęciu z pudełka stacji dokującej podłączacie ją do prądu. Następnie umieszczacie na niej Roombę. Nie ma opcji, żebyście zrobili to źle: odwracając Roombę kołami do góry zauważycie dwie metalowe plakietki - to przód waszego robota. Metalowe elementy muszą dotykać metalowych elementów na spodzie stacji dokującej. I tyle. Roomba zamruga do was białym “oczkiem” (okrąg wokół napisu “Clean”) i zacznie się ładować.

Czy to bardziej skomplikowane od wyjęcia z pudełka zwykłego odkurzacza? Śmiem wątpić, a nawet lobbować na korzyść Roomby. Nie trzeba skręcać teleskopowej szczotki, robić miejsca w szafie na trzy rodzaje dodatkowych szczotek, nie trzeba kombinować, jak tu się zakłada worek. A jeśli o tym akcesorium mowa....

2. Roombę trzeba non-stop czyścić, a w odkurzaczu tylko wymienia się worki
Fakt, Roomby znane są ze swoich bezworkowych pojemników na kurz i brud, które raz na jakiś czas trzeba opróżniać i czyścić. Nie żeby był to jakiś wielki wysiłek: wystarczy “odpiąć” przedni panel i wysypać zanieczyszczenia do kosza na śmieci.

Jeśli jednak, tak jak ja, należycie do ludzi, którzy o tego typu kwestie porządkowe lubią wypierać z pamięci, kupcie iRobota Roomba ze stacją ładowania i czyszczenia, czyli, de facto, z drugim odkurzaczem.
Fot. na:Temat
Clean Base, bo tak brzmi jej dokładna nazwa, jest wyższa od standardowych stacji dokujących, a to dlatego, że ma w środku worek, worek, do którego wsysany jest brud, zebrane przez robota podczas rundki po mieszkaniu. Jeden worek pomieści nawet 30 pełnych pojemników, a warto zaznaczyć, że nie z każdej przebieżki Roomba wraca w pełni “najedzona”.

Sceptycy mogą w tym momencie westchnąć: “Aha, czyli tak samo, jak w normalnym odkurzaczu trzeba pamiętać o workach”. No więc, nie trzeba.
Fot. na:Temat
3. Zwykłego odkurzacza nie włączysz z poziomu aplikacji
I to jest argument, którego nie zbiją nawet najwięksi robo-sceptycy: aplikacja nie tylko przypomni nam, że musimy zamówić nowe worki do Clean Base’a i nie tylko przeniesie nas do sklepu, w którym od razu dokonamy zakupu. Jej głównym zadaniem jest koordynowanie harmonogramu sprzątania.

Robota możemy zaprogramować tak, aby sprzątał w określone dni i o określonych godzinach. Możemy też uruchomić go na żądanie - w sytuacji, gdy na przykład nagle przypomnimy sobie, że wieczorem wpadają znajomi, a nasz Pimpuś czy Mruczek są właśnie w okresie wzmożonego linienia.
Fot. na:Temat
4. Zwykły odkurzacz napewno odkurza dokładniej
Brak wiary w moc ssącą robotów sprzątających towarzyszy chyba wszystkim - nawet posiadaczom kilkunastoletnich ręcznych odkurzaczy, które lata świetności mają dawno za sobą. To co, że aby wyciągnąć okruchy ciastek czy kocią sierść z wykładziny, jedno miejsce trzeba „trzeć” szczotką przez kilkanaście sekund - robimy to sami, więc jest „dokładnie”. A nad robotem nie mamy przecież żadnej kontroli.

To w zasadzie prawda: Roomba i7+ analizę najbardziej zabrudzonych miejsc w domu bierze na siebie. Dzięki specjalnym czujnikom wie dokładnie, że jeśli gdzieś znajduje się większe niż w innych zakamarkach, skupisko okruszków, trzeba spędzić w nim więcej czasu.
Fot. na:Temat
Warto zaznaczyć, że Roomba i7+ nie posiada klasycznych szczotek, których można by się spodziewać po tego rodzaju urządzeniu. Nie licząc tej w postaci „pajączka”, który zagarnia zanieczyszczenia pod spód, całą sprzątającą robotę robią tu gumowe wałki, pomiędzy którymi znajduje się niewielka szpara. Dodając do tego bardzo dużą siłę ssania, taki system jest naprawdę maksymalnie efektywny. I mówię to jako właściciel zarówno psa, który gubi masę sierści jak i kota, który na łapkach potrafi wynieść pół żwirku z kuwety.

Urządzenia marki iRobot, producenta Roomby, są również wyposażone w zaawansowany system filtracji. Dzięki niemu 99 proc. pyłków, roztoczy kurzu domowego oraz psich i kocich alergenów zostaje zatrzymanych wewnątrz pojemnika, a następnie wędruje do worka na brud umieszczonego w stacji.

5. Robot na pewno się o coś rozbije…
Fakt, w przeciwieństwie do zwykłego odkurzacza, nad robotem nie mamy pełnej kontroli. Niemniej jednak Roomba bardzo szybko się aklimatyzuje w nowym miejscu, a przeszkód, które potrafią ją powstrzymać nie ma w zasadzie tak wiele, jak mogłoby się wydawać. Przecież odkurzając zwykłym odkurzaczem, też musicie odsuwać fotele i podnosić psie legowiska, prawda?
Fot. na:Temat
Roomba i7+ jest wyposażona w system optycznej nawigacji vSLAM, czyli taki, który pozwala jej najpierw „nauczyć” się, jak wygląda przestrzeń naszego mieszkania czy domu, a potem, w razie konieczności, na bieżąco nawigować pomiędzy nowymi przeszkodami. Sztuczna inteligencja podpowie też naszej Roombie, że schodzenie po schodach nie jest jej najmocniejszym punktem, więc jeśli chcecie używać jej na piętrze wielokondygnacyjnego domu - nie ma problemu. System czujników zaalarmuje urządzenie, że zbliża się do stromego spadku i w porę każe wykonać odwrót.

Robot nie będzie też sprzątał tam, gdzie sobie tego nie życzymy. Jednym ze sposobów jest ustawienie specjalnej zapory w postaci dołączonego do zestawu czujnika. Może on działać dwojako: albo wyznaczać linię graniczną, na przykład na progu pokoju, której robot nie może przekroczyć, albo oznaczyć okrąg, w promieniu którego Roomba nie będzie mogła operować.

Strefy z zakazem wstępu dla robota możemy definiować również z poziomu aplikacji. Wystarczy otworzyć podgląd mieszkania i określić, który z obszarów chcemy oznaczyć jako "Keep Out Zone". Czerwonym prostokątem możemy "zabezpieczyć" na przykład strefę, w której znajdują się miski z wodą i jedzenie dla zwierzaków.
Fot. na:Temat
Podsumowując: po co się męczyć, jeśli nie trzeba?
Jeśli macie taką możliwość, zainwestujcie w iRobota Roomba. To jedyny sposób, aby przekonać się, że zdjęcie odkurzania z listy obowiązków domowych naprawdę pozwala oszczędzić gigantyczną ilość czasu. Czasu, który można poświęcić na zabawę ze zwierzakami - albo na cokolwiek innego.
Fot. na:Temat

Artykuł powstał we współpracy z firmą iRobot.