"Tarczyński, przeproś za dziadka!". Tak internet odpowiada po ataku posła PiS na Michnika

Anna Dryjańska
Tarczyński zaorał Michnika – cieszy się część prawicowych internautów. Poseł PiS powiedział redaktorowi naczelnemu "Gazety Wyborczej", by przeprosił za brata. Następnie domagał się od milczącego Adama Michnika reakcji. Dominik Tarczyński nagrał to i wrzucił filmik do internetu. Ale wielu osobom nie spodobało się jego działanie. "Tarczyński, przeproś za dziadka!" – apelują internauci. I przypominają niewygodne informacje sprzed lat.
Kim był dziadek Dominika Tarczyńskiego? Europoseł PiS twierdzi, że bohaterem, zaś część internautów po lekturze jego teczki IPN ocenia, że szmalcownikiem. fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Sam poseł PiS dziadkiem się szczyci. W wersji, którą rozpowszechnia Tarczyński, Józef Albiński z Bełżyc to bohater. Rzekomy komendant placówki Narodowych Sił Zbrojnych (nacjonalistycznej partyzantki – red.). Tzw. "żołnierz wyklęty", który podczas II wojny światowej miał uratować 120 Żydów. Jak utrzymuje Tarczyński, ścigający go Niemcy mieli przystawić kałasznikowa do brzucha jego ciężarnej żony (która jakiś czas potem urodziła matkę posła PiS).

Wnuk wyklęty

Tę opowieść poseł PiS od lat wykorzystuje jako medialny immunitet, który ma go, Dominika Tarczyńskiego, chronić przed krytyką. "Nie pouczaj wnuka Wyklętego" (pisownia oryginalna) – pisał swego czasu na Twitterze do Bartosza Wielińskiego, dziennikarza "Gazety Wyborczej". Tymczasem internauci, którzy nie chcieli politykowi partii rządzącej wierzyć na słowo, rozpoczęli śledztwo historyczne. Potem dołączyli do nich dziennikarze, w których ręce po długim czasie wreszcie trafiła teczka Józefa Albińskiego z Instytutu Pamięci Narodowej. I mieli nosa.


Okazuje się, że Tarczyński nie mówi o dziadku całej prawdy, a o niektórych sprawach kłamie lub nieświadomie wprowadza w błąd. Poseł zamieszcza w internecie tylko wybrane dokumenty IPN – te mające pokazać jego dziadka ze strony, która spodoba się jego wyborcom. Inne rzeczy ukrywa lub pomija milczeniem.

IPN i Yad Vashem

Jak sprawdziła w 2018 roku Wirtualna Polska, Yad Vashem, izraelski Instytut Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu, nic nie wiedział o tym, by dziadek Dominika Tarczyńskiego uratował 120 Żydów (albo inną ich liczbę). Nie byłby to rekord – socjalistyczna działaczka społeczna Irena Sendler (notabene szykanowana przez Narodowe Siły Zbrojne za lewicowe poglądy) uratowała życie ok. 2,5 tysiącom żydowskich dzieci (dokładna liczba nigdy nie została ustalona).

Jednak czy ocalenie życia 120 ludziom przez Józefa Albińskiego mogłoby pozostać niezauważone? Skąd polityk PiS wziął te informacje o przeszłości dziadka? Poseł twierdzi, że to sobie wyliczył. – Ustaliłem to na podstawie rozmów z ludźmi z jego oddziału – twierdzi Tarczyński. W teczce IPN nie ma jednak po tym śladu. Są za to ślady wskazujące na coś zupełnie innego.

Czytaj także: Poseł Tarczyński jako pomocnik egzorcysty wystąpił w TVN. "Widziałem, jak osoby pluły gwoździami”

Esbecy: Lojalny obywatel PRL

Dlaczego Józef Albiński ma teczkę w IPN? Od 1968 roku przez 11 miesięcy był obiektem zainteresowania Służby Bezpieczeństwa w ramach operacji "Wyczekujący". Funkcjonariusze sprawdzali, czy prowadzi wrogą działalność wobec PRL. Jak wynika z dokumentów po niemal roku tajniacy doszli do wniosku, że nie. Esbecy uznali, że Albiński to lojalny obywatel Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. "Wobec powyższego dalsze rozpracowanie w ramach sprawy uważam za nie celowe” – napisał jeden z funkcjonariuszy.

Ale to nie jedyne informacje znajdujące się w teczce przodka posła PiS. Widnieje w nich także, że Józef Albiński to człowiek bogaty. Ma 3 kamienice, 2 samochody i 10 książeczek oszczędnościowych. Prowadzi zakład szewski, w którym zatrudnia wielu pracowników. Według dokumentów pieniądze przydały się, gdy Albiński spowodował 3 wypadki samochodowe. Miał przekupić ofiary po to, by nie powiadomiły milicji. Jednym z poszkodowanych był według dokumentów 11–chłopiec, któremu Albiński miał przetrącić kręgosłup.

Dziadek Tarczyńskiego i Żydzi

Nie ma informacji o uratowanych przez Albińskiego Żydach, wręcz przeciwnie. W dokumentach znajdują się twierdzenia kilku osób o tym, że okradał i zabijał Żydów, czyli był szmalcownikiem.

[…] Wyciąg z doniesienia t.w. "Kozik” z 10.05.1969 r.: "Albiński według opowiadań Słotwińskiego, przetwórcy wód gazowych, to członek NSZ, był człowiekiem takim, że w czasie okupacji chodził i zbierał kontrybucję od ludzi więcej zamożnych, które to miały być przeznaczone na cele walki z komunizmem w znaczeniu, że to Niemcy robili, a w zasadzie pieniądze te znajdowały się w kieszeni Albińskiego, jak również i pieniądze zdobyte po zabiciu Żydów"[…]

"Obywatel Niezbecki Józef zamieszkały: Zosin, mówił parę lat po wyzwoleniu, że zaraz po wyzwoleniu jechali dorożką Żydzi z Bełżyc. Koło cmentarza w Zosinie zostali napadnięci przez osobnika z bronią i zastrzeleni. Jedna z Żydówek uciekła i opowiadała Niezbeckiemu, że strzelał rudy z Bełżyc, co rzuciło podejrzenie na Albińskiego (...).

Drugi przypadek po wyzwoleniu to wymordowanie 2 lub 3 Żydów w mieszkaniu, które obecnie zajmuje Albiński lub w sąsiedzkim z jego mieszkaniem. Jeden z Żydów uciekł na balkon i wołał pomocy. Istnieją podejrzenia, i tak się mówi w Bełżycach, że robił to Albiński i nieżyjący już Łuczkowski Tadeusz z Wojcieszyna, który zginął w napadzie na magazyn zbożowy".

Są to jednak relacje z drugiej, a nawet trzeciej ręki, to, o czym opowiadają ludzie w okolicy. Naocznych świadków brak. Zapytany przez dziennikarkę Magdę Mieśnik poseł PiS pokrótce wyjaśnił, dlaczego ukrywa niewygodne doniesienia o dziadku. Uważa, że są nieprawdziwe, a dziadka prześladowali nie tylko komuniści, ale i sąsiedzi. – To wyłącznie plotki i pomówienia. Te doniesienia o mordowaniu Żydów wynikają tylko i wyłącznie z zawiści. Dziadek był zamożnym człowiekiem i ludzie mu zazdrościli – skwitował Dominik Tarczyński.