"Jesteś tylko kawałkiem mięsa". Pozwała Weinsteina, obnaża mroczne sekrety modelingu
Kaja Funez-Sokoła przez dekadę robiła międzynarodową karierę w modelingu, marzyła również o podboju Hollywood... W pewnym momencie postanowiła uciec z tego świata, w którym – jak przyznaje – eksploatowanie i wykorzystywanie ludzi to wręcz norma. Dziś jest psychologiem klinicznym, psychoterapeutą uzależnień i wspłóuzależnień... oraz osobą, która postanowiła naprawdę otwarcie opowiedzieć o zagrożeniach czyhających na młodych (bądź też bardzo młodych) ludzi, marzących o tzw. wielkim świecie.
… czternastolatka. Rzeczywiście, w tym wieku pojechałam na pierwszy zagraniczny kontrakt; weszłam do branży, w której pracowałam do 24. roku życia.
Dodajmy: branży pełnej brudu, wykorzystywania ludzi i rozmaitych obrzydliwych praktyk. Z dzisiejszej perspektywy wręcz brak mi słów na określenie zachowań, z jakimi miałam do czynienia. Karygodne? To zdecydowanie zbyt delikatne słowo.
Zaznaczmy, że jak na standardy tego świata mój debiut nie był szokująco wczesny – przecież wiele agencji kontraktuje już dwunastolatki! Osoby, które robią takie rzeczy, powinny być pozbawione prawa działalności w modelingu.
Fot. archiwum własne
Rzeczywiście, agencję modelek może założyć dosłownie każdy. No a to, co będzie robił później, jest wyłącznie jego sprawą. Począwszy od wieku osób, które zatrudnia, a skończywszy na ich fizycznym i psychicznym eksploatowaniu. To proceder, nad którym kontroli nie sprawuje nikt.
W ten sposób całe rzesze bardzo młodych dziewczyn i chłopców trafiają do najogólniej pojętej branży modowej, czyli świata, który wyrządza im wielką krzywdę. Choć zazwyczaj uświadamiają to sobie dopiero po latach.
Gdy masz kilkanaście lat, jesteś osobą bardzo podatną na wpływy, nie wiesz, co jest dla ciebie dobre, co złe. A nawet jeżeli uznajesz, że coś jest nie w porządku, to w tym wieku trudno ci powiedzieć zdecydowane "nie" osobom, które ci imponują; znacznie starszym, będących uznanymi nazwiskami w branży.
Nie zapominajmy, że to maniackie zapotrzebowanie na świeżość i młodość wyrządza krzywdę nie tylko modelkom. Przecież prowadzi także do kreowania sztucznych, chorych ideałów piękna, ma wielki wpływ na tzw. obraz ciała.
Pamiętajmy, że te młode dziewczyny bardzo często reklamują produkty, które wcale nie są skierowane do ich rówieśniczek. Pierwszy przykład z brzegu: jako piętnastolatka prezentowałam… kreacje ślubne.
Czy później można dziwić się, że panie, które naprawdę szykują się do zamążpójścia, wpadają w kompleksy? Wertują katalogi z modą weselną i nawet jeżeli biorą poprawkę na to, że zdjęcia są mocno wyretuszowane a modelki znacznie od nich młodsze, wpadają w ogromne kompleksy…
Oczywiście wszystko to dotyczy nie tylko kobiet – przecież wizerunek męskości, prezentowany przez świat mody, również jest mocno oderwany od rzeczywistości.
Czy nie mówimy tutaj przypadkiem o rzeczach, które tej branży towarzyszą "od zawsze"?
Tak, lecz sytuacja zmienia się na gorsze, naprawdę. Niby wykonujemy jakiś krok w przód, ale po chwili okazuje się to jedynie fasadą i wszystko się cofa.
Rozbieżność pomiędzy tym, co prawdziwe, a kłamstwem kreowanym przez świat mody i medialnych wzorców, jest coraz większa. Pewne wzorce stały się karykaturalne.
A pomyśleć, że wszystko zaczęło się od idei naprawdę słusznej. Cofnijmy się do lat 50. ub. w., w których pokutował zarówno kult kształtów mocno "kobiecych", jak i pewna norma dotycząca roli naszej płci: byłyśmy stworzone do siedzenia w domach i gotowania obiadów mężczyznom i dbania o dzieci. Kobiecość była wzorcem socjo-kulturowym.
Wielkim przełomem była dekada kolejna, gdy karierę zrobiła modelka Twiggy. Na jej postaci zaczęto wzorować nawet lalki Barbie a feministki wpadły w euforię: oto nareszcie atrakcyjne mogą być również dziewczyny bardzo szczupłe! Do tego świat zakochał się w wyzwolonych chłopczycach, które coraz odważniej mówią o emancypacji.
Pięknie, lecz niestety, z biegiem lat wszystko potoczyło się w sposób niekontrolowany: branża modowa przeszła z jednej skrajności w drugą – zaczął się wielki, trwający do dziś, kult szczupłości, również tej ekstremalnej.
Fot. archiwum własne
Cieszę się, że w modzie jest i na to miejsce, ale uważam, że jest to jedynie trend, który odwraca uwagę od prawdziwego problemu.
Nie chcę nikogo urazić, ale jasnym jest, że opieranie się na ekstremach nie jest rozwiązaniem. Takie działanie odciąga nas od sprawy absolutnie najważniejszej: moda powinna promować normalność.
Owszem, różnorodność jest fajną sprawą, lecz w scenariuszu idealnym świat mody powinien promować głównie kobiety standardowe.
Szukajmy złotego środka, przeciętności – w najlepszym tego słowa znaczeniu. Dotyczy to również wątku, o którym rozmawialiśmy wcześniej, czyli wieku modelek i modeli.
Jak określić ten najwłaściwszy?
To pytanie, na które nie da się odpowiedzieć, rzucając jakąś liczbą, gdyż mamy do czynienia z bardzo złożoną kwestią. Na pewno dwanaście czy też czternaście lat to zdecydowanie zbyt mało.
A więc ile? Cóż, każdy człowiek rozwija się w swoim tempie, tak więc kluczowe byłoby określanie, na jakim etapie adolescencji – tego okresu życia między dzieciństwem a dorosłością – znajduje się osoba, która chce podpisać kontrakt.
Najlepszym z rozwiązań byłaby współpraca agencji modelingowych z psychologami, którzy ocenialiby rozwój emocjonalny kandydatek i kandydatów, dbając o to, aby młodym ludziom nie wyrządzić krzywdy.
Na pewno regulacji wymaga prezentowanie nagości, czy to na zdjęciach, czy na wybiegu. W tym przypadku powinno się wprowadzić osiemnasty rok życia jako minimum.
Pamiętam, jak będąc naprawdę młodą dziewczyną, dostawałam od stylisty prześwitującą bluzkę i polecenie "masz w tym pozować", oczywiście bez biustonosza.
Z dzisiejszej perspektywy czuję olbrzymią złość, choć dla tej branży takie rzeczy są zupełnie normalne. Tak normalne, że wtedy nie wiedziałam nawet, że mogę odmówić.
Jak często w owej branży przekraczanie pewnych granic jest tożsame z mitycznymi karierami przez łóżko?
Nie chcę generalizować i mówić o tym, co widziałam albo słyszałam. Mogę mówić za siebie: w trakcie kariery modelingowej nie otrzymałam bezpośredniej propozycji tego rodzaju. Seksistowskie, upokarzające sytuacje związane były "tylko" ze wspomnianym przed chwilą namawianiem do rozbierania się przed aparatem.
Czasami granice były przekraczane w sposób bardziej zdecydowany – pamiętam np., jak w trakcie sesji zdjęciowej dla firmy La Perla stylista bez pytania kazał mi na planie zmienić biustonosz, w obecności całego mnóstwa osób, nie pytając o zgodę. Bo i po co? Przecież byłam modelką.
Zaraz pojawi się kontrargument w stylu: przecież modele i modelki pracują ciałami, tak więc o co ten krzyk?
Owszem, ciało to narzędzie pracy, ale nie oznacza to w żaden sposób, że rozbieranie się jest konieczne. Przecież aktorka również pracuje ciałem, a jakoś nikt nie zakłada, że ma rozbierać się w dowolnym filmie.
A, niestety, taką właśnie postawę utrwala cała branża modowa, włącznie z programami telewizyjnymi, w których wybiera się topowe modelki i modeli. Pamiętam, jak w jednym z nich uczestnicy byli zmuszani do pozowania nago.
Wmawiano im: stanie w negliżu przed ekipą obcych ludzi jest czymś zupełnie normalnym, przecież jesteś tylko kawałkiem mięsa. Uważam, że to karygodne.
Dobrze byłoby promować możliwość stawiania własnych granic: jesteś dojrzały i chcesz epatować nagością? Twój wybór. Nie masz na to ochoty? Nikt nie będzie ci wmawiał, że MUSISZ, bo bez tego nie masz szans na karierę.
Skoro o niej mowa – co jeszcze jest niezbędne do odniesienia naprawdę wielkiego sukcesu?
Na pewno nie obędzie się bez umiejętności mierzenia się z tym, że człowiek jest nieustannie oceniany i krytykowany, co – zaznaczmy – również nabywa się wraz z wiekiem.
Modelki to często osoby niesamowicie zakompleksione, lecz trudno się temu dziwić, skoro mają do czynienia z permanentną krytyką a ich atrakcyjność jest podważana.
Pamiętajmy, że gdy idzie ci świetnie, to agenci, fotografowie czy styliści rzucają mnóstwem komplementów. Jednak następnego dnia możesz usłyszeć "sorry, ale to nie jest czas dla ciebie, rynek cię nie chce" albo "jesteś za gruba, ależ się spasłaś"!
Nie owijajmy w bawełnę: modelki traktuje się niczym konie na zawodach. Są regularnie mierzone i ważone, a jeżeli cokolwiek jest nie tak, wypadają z obiegu. Nic dziwnego, że takie osoby wpadają w paranoje; wiedzą, że kilogram ponad (mocno przecież zaniżoną) normę, może oznaczać załamanie kariery.
To kolejna z rzeczy, o których można powiedzieć: przecież mają miejsce od dziesiątków lat. Owszem, ale w ostatnich latach ta obsesja stała się większa, niż kiedykolwiek wcześniej.
Liczy się każdy centymetr, każdy gram, a to, że w modelingu najważniejsza jest osobowość, "to coś", jest zazwyczaj pustym gadaniem.
Mamy do czynienia z gigantycznym przemysłem, w którym modelka jest tylko wieszakiem, który ma jak najlepiej sprzedać ubrania i tyle. Nikt nie przejmuje się tym, jak się czuje, jakimi problemami natury fizycznej i psychicznej okupiona jest jej dążenie do bycia idealną.
Fot. archiwum własne
Tak, gdyż to wątek, który naprawdę warto poruszyć. Wiesz, jak zazwyczaj wygląda praca na pokazie mody? Dziewczyna stawia się o 10 rano, a koniec następuje grubo po 22. Dwanaście godzin prób, robienia przymiarek, później makijażu, bieganiny i stresu. To naprawdę męczące.
Co istotne, zazwyczaj nie może tym czasie liczyć na regularne posiłki. Ot, czasami pojawią się jakieś orzeszki czy paluszki. No ale sorry, przecież i tak ich nie zje, no bo trzeba pilnować wagi… Nic dziwnego, że dochodzi do zasłabnięć albo wręcz konieczności hospitalizacji.
Do tego dochodzi mnóstwo sytuacji stresujących. Niedawno dostałam wiadomość od pewnej modelki – wspominała pokaz, w którym brała udział jako nastolatka, przed którym pijany reżyser obrzucał dziewczyny wyzwiskami.
No i co myśli taka dziewczyna albo chłopak? "Widocznie tak być musi. Mogę się zbuntować i zażądać lepszych warunków pracy, ale jaki będzie tego efekt? Zamiast mnie zatrudnią kogoś innego, mniej roszczeniowego, chętnych na moje miejsce jest mnóstwo".
I niestety będzie mieć rację, gdyż bunt pojedynczych osób nie zmieni niczego. Ta branża potrzebuje zmian na znacznie większą skalę; tego, że osoby organizujące pokazy zechcą (lub będą musiały, wobec presji środowiskowej) wprowadzić bardziej cywilizowane warunki pracy.
W niedawnym wywiadzie dla dziennika "The Times" Sara Ziff mówiła o tym, że starała się, aby agencje modelingowe, wydawnictwa i domy mody podpisały tzw. "Program Respect".
Miałby zawierać standardy w tej branży, dzięki którym modelki i modele byliby traktowani z szacunkiem. Dokumentu nie podpisała ŻADNA z firm. To przedstawia rozmiar problemu.
Tutaj dochodzimy do pytania: kto tak naprawdę może ukrócić praktyki, o których mówisz?
Zmiany muszą nastąpić na wszystkich poziomach: swoje standardy muszą zmienić i koncerny medialne, i magazyny modowe. Trzeba pokazywać modeling od zaplecza, natomiast projektanci powinni zmienić zasady zatrudniania osób, które prezentują ich ubrania. Nie obędzie się bez naprawdę dużego zaangażowania mediów i postaci, które liczą się w tym świecie.
Jednak na razie sytuacja daleka jest od ideału. Jeden z przykładów: jakiś czas temu napisałam artykuł do jednego z ważniejszych miesięczników modowych, poruszający parę problemów, z którymi powinno zacząć się walczyć. Początkowo redakcja była zachwycona, lecz w pewnym momencie entuzjazm umarł i materiał trafił do kosza.
Na szczęście są wyjątki potwierdzające regułę, jak chociażby Agnieszka Pilarczyk, prowadząca agencje Hook i New Stage. To jedna z niewielu osób, które nie boją się mówić o rozmaitych zagrożeniach w tym świecie i walczą z patologiami.
Bo, aby wszystko nie brzmiało wyłącznie negatywnie, w ostatnich latach coś się zmienia na lepsze – o pewnych rzeczach mówi się coraz odważniej – czy to w mediach, czy w sądach.
Chodzi o przerwanie wielkiej zmowy milczenia, która panuje nie tylko w modelingu, lecz i całym, najogólniej pojętym, szołbiznesie?
Na razie obnażono zaledwie niewielki odsetek złych zachowań, lecz już możemy cieszyć się z tego, że nareszcie zaczęto przyznawać: branża modowa i rozrywkowa to szara strefa, w której dzieją się rzeczy straszne i zazwyczaj zamiatane pod dywan.
Chodzi o to, że w tym świecie za sznurki pociągają bardzo bogaci i wpływowi mężczyźni, polujący na młode (lub bardzo młode), atrakcyjne osoby, płci obojga.
Wydaje mi się, że przełomowym momentem było oskarżenie Billa Cosby'ego. Później świat zaczął dowiadywać się o kolejnych sytuacjach: o tym, że modelki Victoria's Secret były podsuwane jak zwierzyna łowna Jeffreyowi Epsteinowi, że molestowania seksualnego dopuszczają się wielcy fotografowie, np. Terry Richardson…
Rozmawiamy parę dni po skazaniu Harveya Weinsteina, czyli osoby, którą pozwałam za to, czego dopuściła się w roku 2002. Założona przeze mnie sprawa wciąż się toczy, tak więc nie mogę mówić o szczegółach, jednak uwierz, że jeżeli chodzi o grzechy szołbiznesu, to na razie ukazał się jedynie czubek ogromnej góry lodowej.
Fot. archiwum własne
Wyobraź sobie młodą osobę, która do tej pory żyła w "zwyczajnym" świecie i trafia nagle do "bajki", tzw. wielkiego świata. Zostaje osaczona przez osoby, które zapewniają o swych dobrych intencjach, choć tak naprawdę polują na jej niewinność i naiwność.
Są starsze, imponują jej. Tak więc nie wie, jak się zachować w momentach, gdy czuje duży dyskomfort, gdy owi "wielcy ludzie" zaczynają zachowywać się namolnie, prosić o numer telefonu, zapraszać do siebie.
Jakie szanse ma nastolatka albo osoba, która niedawno przekroczyła dwudziestkę w starciu z rekinem szołbiznesu, który w sposób mistrzowski opanował sztukę manipulacji? Siły są mocno nierówne.
Kolejne z najczęstszych pytań, zadawane – podkreślmy – nawet przez osoby, które nie usprawiedliwiają jakkolwiek zachowania owych rekinów: gdzie byli wtedy jej rodzice?
Cóż, gdy dziecko zaczyna robić tzw. karierę, to zdecydowana większość rodziców – nawet pomimo najszczerszych chęci – nie ma możliwości towarzyszenia mu zawsze i wszędzie.
Abstrahujemy tutaj nawet od braku czasu – problematyczne są kwestie finansowe. Gdy modelka wylatuje na kontrakt, to agencja, z którą podpisała umowę, nie będzie opłacać biletów lotniczych i hoteli jej matce albo ojcu.
W tym miejscu pojawia się kwestia zaufania takim właśnie firmom. Przed każdym z moich kontraktów mama starała się rozpoznać grunt. Sprawdzała, upewniała się i dopytywała, natomiast agencje zawsze utwierdzały ją w przekonaniu, że absolutnie nic złego się nie może stać, że będę stuprocentowo bezpieczna, no i że błyskawicznie zrobię zawrotną karierę.
Dziś mówię: do takich deklaracji należy podchodzić bardzo nieufnie, no a słowo "kariera", tak na wszelki wypadek, lepiej zamknąć w wielkim cudzysłowie.
Powiedzmy sobie szczerze: dziewczyny, które zaliczają naprawdę duże sukcesy – zarabiając przy tym oszałamiające pieniądze – stanowią jeden, może dwa procenty tej grupy zawodowej. Cała reszta szuka desperacko kolejnych zleceń, aby opłacić wcześniejsze loty, noclegi i koszty życia w dalekich krajach.
Czasami słyszę: ta agencja jest super, bo sponsoruje bilety, hotele czy też zdjęcia próbne. Jednak pamiętajmy: w tym świetnie zorganizowanym biznesie niczego nie dostaje się za darmo. Wszystkie te wydatki zostaną później ściągnięte z gaży modelki.
Jeżeli młoda osoba nie uświadomi sobie pewnych rzeczy, może obudzić się z ręką w nocniku. To bardzo częsty scenariusz: pewnego dnia wszystko się kończy i… nie wiadomo, co dalej.
Liznęła blichtru i luksusu, a tu nagle jest… No właśnie, kim? Dwudziestoparoletnią emerytką, zbyt starą na modeling? Bezrobotną psedudocelebrytką?
Nie zdołała odłożyć pieniędzy na resztę życia? To jeszcze żaden dramat. Znacznie gorzej, jeżeli nie ma na siebie żadnego innego pomysłu. Dziś rozmawiam z wieloma dziewczynami, które marzą o takiej właśnie karierze i wiesz, co mówię im najczęściej?
Masz warunki i koniecznie chcesz spróbować sił w modelingu? OK, lecz traktuj to jako możliwość zarobienia pieniędzy, które możesz przeznaczyć np. na opłacenie edukacji.
Jeżeli kariera nie rozwija się, a ty stoisz w miejscu i frustrujesz się, daj sobie z tym spokój. Odpuść też, gdy czujesz, że utrzymanie się "w obiegu" kosztuje cię zbyt wiele zdrowia psychicznego czy fizycznego. Jeżeli ktoś ma zdrowe podejście do tematu, będzie umiał wycofać się w odpowiednim momencie.
Oczywiście, nie oszukujmy się: modeling jest z założenia czymś próżnym. Jednak dramat zaczyna się wtedy, gdy ponadprzeciętna potrzeba atencji, dowartościowania się i bycia gwiazdą stają się głównymi albo wręcz jedynymi motywacjami.
Niestety, żyjemy w czasach, w których powyższe pobudki są coraz częstsze. Rosną nam kolejne pokolenia "Insta-modelek", które nie biorą poprawki na to, że uroda i świeżość przemijają naprawdę szybko. A gdy to następuje, wpadają w depresję i w najlepszym wypadku kończą w gabinecie psychoterapeutycznym.
Fot. archiwum własne
Od kiedy tylko weszłam do tego świata, przerażała mnie jego koszmarna powierzchowność. Naprawdę trudno było mi nawiązać nić porozumienia z wieloma osobami z tego środowiska.
Nie rozumiałam, jak potrafią zogniskować całe swoje jestestwo tylko na tym, jak wyglądają i jak się prezentują. Dla mnie to było krępujące i sprawiało, że zaczęłam podróż w głąb siebie.
Paradoksalnie: właśnie to zderzenie się z różnicami norm i wartości spowodowało, że poszłam na psychologię i otworzyło nowy rozdział w moim życiu.
Byłam ambitna, więc przez jakiś czas starałam się być jak najlepsza w tym, co robię, co zresztą odbiło się później na moim zdrowiu. Do pewnego momentu kariera rozwijała się naprawdę szybko, lecz w pewnym momencie moja psychika powiedziała "stop".
Zawsze zakładałam, że modeling jest tylko czymś przejściowym. Początkowo moim marzeniem był świat filmu, chciałam pisać i grać. Byłam zakochana w magii kina, ale życie potoczyło się tak, że musiałam nauczyć się pokory i jeszcze raz zmienić tor mojego rozwoju. Jako dwudziestolatka rozpoczęłam studia psychologiczne.
Pamiętam, jak mniej więcej wtedy zobaczyłam pewną bardzo znaną modelkę i celebrytkę, mającą wówczas jakieś 35 lat i pomyślałam: owszem, zrobiła naprawdę wielką karierę, ale Boże – słysząc w jej wieku pytanie, kim jestem, nie chcę odpowiadać "modelka" albo "była modelka" i tylko tyle.
Dziś mogę pomagać innym, nie tylko w swoim gabinecie, ale i mówiąc o pewnych sprawach głośno, w mediach. Spotkało mnie mnóstwo złych rzeczy, ale ułożyłam stabilnie życie prywatne.
Mam w tym wsparcie najbliższych, choć pamiętajmy, że wiele osób nie może liczyć na coś takiego. Tak więc nie dziwię się, że nie chcą mówić o pewnych tematach…
Fot. archiwum własne/ www.bakiewicz.com
O tak! To komentarze, z którymi stykam się permanentnie. Przerzucanie winy na osobę poszkodowaną jest czymś naprawdę przerażającym i odbiera resztki odwagi większości z tych, którzy chcieliby zabrać głos na temat swoich przeżyć – publicznie czy nawet w rozmowach prywatnych.
Co istotne, internauci polscy robią to o niebo częściej, niż np. amerykańscy. Być może taka nasza natura, być może chodzi o to, że mamy w sobie wielkie pokłady goryczy?
Ale sama dla siebie jestem dowodem, że pewne rzeczy można zmienić. Z pewnymi doświadczeniami trzeba się uporać i nie pielęgnować nienawiści. Naprawdę jestem przekonana o tym, że dobro, które wysyłamy innym, wraca do nas; nie traktuję tej mądrości jako pustego frazesu.
Przekonałam się, że gorycz da się przekuć w słodycz, którą można dzielić się z innymi, tak więc wierzę, że z czasem zmieni się nasze społeczeństwo.
Po prostu trzeba promować dobre wzorce, w przekazie medialnym powinno znaleźć się miejsce na poruszanie tematów, które będą wpływać na nas pozytywnie. Chciałabym, aby nasza rozmowa była przyczynkiem do zmian na lepsze.
Ludzie z zagranicy mówią, że jesteśmy narodem pełnym nienawiści i kompleksów? A więc udowodnijmy, że tak nie jest! Pokażmy, że siła jest w nas. Naprawdę wierzę w ludzi, więc jestem przekonana, że damy radę.